TransInfo

Historia transportu – odc. 120. Jak Jean Marie Boireau podbijał Iran. Z kolegą, celnikiem i autostopowiczem

Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

W Azji warunki jazdy były bardzo trudne, ale pieniądze bardzo dobre i to one przyciągały coraz więcej chętnych. Pojawił się m.in. Jean Marie Boireau – francuski pionier, który po wyjściu z wojska zatrudnił się jako kierowca w firmie Transports Laurent w Tours. Gdy w 1965 roku firma zdecydowała się na kursy międzynarodowe, on rozpoznawał drogę. Jego pensja przy okazji wzrosła o ponad 100 franków, do 800, i była jedną z najwyższych w branży.

W pierwszą trasę Jean Marie Boireau pojechał za kierownicą Berlieta TLM 15 b do Mediolanu. Podróż trwała tydzień i wiodła przez granicę w Concorezzo. Bez przeszkód dostarczył towar, z powrotem przywiózł ogniwa gąsienic dla producenta maszyn budowlanych Poclain.

W 1966 roku wytwórnia wyposażenia sanitarnego, która wysyłała delikatne wyroby koleją lub statkami i nie była zadowolona z jakości usług transportowych, zwróciła się z pytaniem do firmy Luciena Laurenta (wspomnianej Transports Laurent), czy nie zająłby się transportem po Europie. Przewoźnik specjalnie dla tego kontraktu kupił Bussinga, który właśnie otworzył przedstawicielstwo we Francji.

Model LU 11 z 235-konnym silnikiem ciągnął przyczepę, a dopuszczalna masa zestawu dochodziła do 35 ton. Samochód miał wagonową kabinę i silnik podpodłogowy.

9 czerwca 1966 roku wyruszył w pierwszy transport do Salonik w Grecji. Na wyjazd zabrał się także właściciel firmy, który musiał ocenić trudność trasy. W drodze powrotnej załoga zdobyła ładunek z Jugosławii do Romorantin we Francji. Po powrocie wieść o firmie rozniosła się w światku gospodarczym i po kilku miesiącach firma Bekoto zapytała, czy Laurent były zainteresowany przewozem towaru do Iranu.

Azja w doborowym towarzystwie

Za kierownicą zmieniali się dwaj zaufani kierowcy Laurenta: Michel Fararh oraz właśnie wspomniany już Jean Marie Boireau. Ich Bussing wyruszył do Teheranu 24 czerwca 1967 roku. Na wyposażeniu były dwa koła zapasowe, lina holownicza, zawory na wymianę, termostat, skrzynka narzędzi, 20-litrowy kanister z pitną wodą, 150 litrów wody dla silnika i powiększone, 400-litrowe zbiorniki paliwa.

Ciężarówka musiała tankować co 500 km. Z podobną częstotliwością trzeba było naprawiać przebite opony. Mimo to podróż była dobrze przygotowana. Trwała 23 dni, przy trasie (w dwie strony) liczącej 11,5 tys. km.

Od Bułgarii w większości wiodła po szutrowych lub gruntowych drogach. W Azji na górskich drogach leżały spore głazy. Po Turcji śmiałkowie jechali głównie po wąskich, krętych, usianych licznymi przepaściami górskich drogach.

Granicę turecko-irańską przejechali w Bazarganie. Od niej aż do Teheranu w kabinie towarzyszył im celnik, mimo że towar przewożony był z karnetem TIR. Na dodatek wzięli jeszcze francuskiego autostopowicza i tak przez tysiąc kilometrów jechali we czterech w kabinie, śpiąc na zmiany na leżance. Do Teheranu zajechali 7 lipca. Okazało się, że klient spędzał wakacje nad Morzem Kaspijskim, więc kierowcy mieli jeden dzień na zwiedzanie miasta. Na rozładunku przyczepy i ciężarówki upłynął kolejny dzień.

Fot. Ciężarówki wykorzystywane na dalekich trasach zazwyczaj miały typowe, plandekowe zabudowy.

Zobacz najciekawsze odcinki „Historii transportu”:

Tagi