Polega ona na ustawieniu kilku kontroli radarowych jedna za drugą wzdłuż jednej trasy.
– Pierwszy radiowóz stoi na wabia – mówi podinspektor Wojciech Pasieczny ze stołecznej drogówki. – Kolejne w odstępach kilkusetmetrowych za nim. To właśnie ich załogi mają wyłapywać tych kierowców, którzy mijając pierwszy patrol, myślą, że teraz mogą już bez przeszkód przycisnąć gaz do dechy, bo policyjną kontrolę mają już za sobą. A tu niespodzianka – dodaje.
Akcję przeciwko piratom funkcjonariusze zaczęli w czwartek kilka minut po godzinie 20 na Wale Miedzeszyńskim. Jej efekt przeszedł ich najśmielsze oczekiwania. Chociaż policjanci mieli ustawione radary na wykrywanie samochodów, które jadą z prędkością ponad 30 km większą niż dopuszczalna, średnio co trzy minuty musieli zatrzymywać jakieś auto.
Blisko 90 proc. kierowców wpadało na drugim i trzecim radarze. Pytani przez mundurowych, dlaczego nie dostosowali prędkości do znaków na drodze, przyznawali się, że skoro minęli jeden patrol, to już kolejnych na tej samej trasie się nie spodziewali. Funkcjonariusze najczęściej wystawiali im mandaty w wysokości 300 i 400 zł, choć zdarzyło się też kilku, którzy za przejażdżkę w czwartkowy wieczór z prędkością przekraczającą o 50 km dozwoloną, stali się ubożsi nawet o 500 zł.
Po około godzinie policjanci przenieśli się na ulicę Grochowską. Tam rezultat był podobny. Kierowcy zaskoczeni tym, że na odcinku niespełna 500 metrów stały aż trzy patrole, nawet nie próbowali ostro hamować. Widzieli, że i tak są już namierzeni.
Źródło: http://www.etransport.pl/wiadomosc5476.html