Praca kierowcy do łatwych nie należy. Ciągle w trasie, ciągle w pośpiechu. Stres i monotonia. Z drugiej strony, kierowcy mogą zobaczyć kawał świata. Poznają wielu ludzi, zwiedzają ciekawe miejsca, przeżywają przygody. O tym, jak naprawdę wygląda praca zawodowego kierowcy postanowili sprawdzić dziennikarze pewnego białoruskiego portalu. Byli poważnie zaskoczeni. Zobaczcie sami…
Wsiadam do kabiny ważącej 20 ton ciężarówki. Do pokonania jest kawał drogi: z Rosji do Wiesbaden w Niemczech. Wjazd do Unii Europejskiej niedaleko Grodna, przez Litwę. Co prawda przez Brześć jest szybciej, ale Polacy ograniczają ilość paliwa, które można wwieźć w baku. Dlatego kierowcy są zmuszeni do robienia dodatkowych 200 km i czekać w tasiemcowych kolejkach, od czego dostają szału.
Nic to, czekamy. Niedługo ruszamy. Gotowi? Start!
Kierowcy, poruszający się po Unii Europejskiej nawet i 20 lat, Europy jako takiej wcale nie widzą. Co najwyżej wieżowce, lotnisko we Frankfurcie , a do tego podwórka, magazyny, fabryki…
Poza tym jak tu coś oglądać? Jazda przez 4,5 godziny, 45 minut przerwy, znowu 4,5 godz. jazdy, potem 9 godzin na parkingu. Czas jazdy, komplementowanie dokumentów, terminowość… Wszystko jest dokładnie monitorowane, a razie wykroczeń grożą ogromne mandaty. Trzeba jeszcze pamiętać o tym, żeby powiedzieć grzecznie “dziękuję” celnikowi i to najlepiej w jego ojczystym języku, bo jeszcze obróci twoją kabinę do góry nogami w poszukiwaniu papierosów.
Polska. Niesamowite kobiety i przedsiębiorczość
Na kolację idziemy do przydrożnej kawiarni. Tam, za ladą, stoi Polka tak piękna, że nikt nie może oderwać od niej oczu. Kierowcy prześcigają się w próbach zwrócenia na siebie uwagi. Jeden nawet podnosi palmę w donicy i wręcza ją dziewczynie. Ale ta nie zwraca na nas uwagi.
Niemcy dbają o spokój swoich obywateli, dlatego w weekend wjazd na terytorium tego kraju jest zabroniony. Po przejechaniu prawie całej Polski zatrzymujemy się na przygranicznym parkingu Mostki. Mamy tutaj wszystko, co trzeba dla odpoczynku: kawiarnię, prysznic, sklepy, siłownię parkingową i nawet darmowe ZOO.
Niemcy. Infrastruktura, zorganizowanie i imigranci
Jeszcze nocą ruszamy do Niemiec. Kierowca, który doskonale zna polski, zmienia stację na niemiecką. Po jakimś czasie zjeżdżamy do lokalnej wioski, gdzie jest autohof – parking dla ciężarówek. Szukam miejscowych. Po dłuższej chwili zauważam dwóch Turków.
Pochodzenie imigrantów w Niemczech można poznać po metodzie kradzieży z ciężarówek.
Na miejsce rozładunku docieramy w deszczu. Wąskie, ciasne podwórko. Czekamy, aż pracownicy wyładują towar. Poznałem tu Niemca, który urodził się w Kazachstanie i mówił czystą ruszczyzną. Na ojczyźnie ciągle wyzywano go od faszystów, więc w latach 90. przeniósł się do Niemiec, jak najdalej od tego całego bałaganu.
Ale teraz ten bałagan w postaci imigrantów przybył do Niemiec. Tną plandeki, kradną ładunki. Tak często, że już można rozpoznać narodowość po metodach kradzieży. Na przykład “Afroniemcy” robią nacięcie w postaci koła, żeby zajrzeć na pakę. Pozostali tną prosto.
Wracamy po drugim załadunku. Upał jest wprost niemożliwy. Kierowca dzieli się mądrością życiową. Kiedy po rozładunku/załadunku panuje upał, a wykąpać się nie ma gdzie, ratują niemieckie chusteczki higieniczne.
Powrót. Tęsknota za tymi, dla kogo spędzamy tyle czasu w kabinie
Detmold, trzecie i ostatnie miejsce załadunku. Aleksander sprawnie pomaga pracownikom, kieruje załadunkiem tak, żeby nie przekroczyć nacisku na oś. Każdy posiada osobistą drabinkę do pracy.
Aleksander opowiada, jak pewnego razu jeden Białorusin pośliznął się na tej drabince i spadł z wysokości trzech metrów. Złamał sobie ramię. Niemcy chcieli go operować od razu, ale białoruski ubezpieczyciel uznał, że nie zapłaci za leczenie, więc biedak musiał wracać ze złamanym ramieniem pociągiem. Nie wiem, czy to tylko historia; bajka, czy prawda.
Ale rozumiem przekaz, też z innych historii. Tutaj, w Niemczech, kiedy trzeba pomóc potrzebującemu, nie pytają o ubezpieczenie. Po prostu ratują człowieka.