Фот. Trans.INFO

Popłoch w Europie. Firmy ze Wschodu realizują ponad 40 proc. przewozów międzynarodowych. Polska niekwestionowanym liderem

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

Hiszpańskie Ministerstwo Transportu opublikowało niedawno raport dotyczący transportu towarów w Europie. Dane alarmujące dla Hiszpanów, dla przewoźników ze Wschodu są niezwykle budujące, realizują oni bowiem 40 proc. przewozów międzynarodowych. Ponad połowę z tego wykonują Polacy.

Dane z raportu, o którym głośno w hiszpańskich mediach branżowych, nie pozostawiają złudzeń. Dokument pt. “Międzynarodowy transport realizowany przez hiszpańskie pojazdy ciężarowe” opiera się na danych Eurostatu z 2016 r. i pokazuje także, ile ton towarów przewiozły ciężarówki z poszczególnych krajów Unii.

W ocenie hiszpańskich związków branżowych zawarte w raporcie informacje są wysoce niepokojące, bowiem przedsiębiorstwa ze Wschodu realizują 30 proc. przewozów międzynarodowych do Hiszpanii i 27 proc. z Hiszpanii.

W związku z powyższym, federacja związków transportowych Fenadismer domaga się by w “Krajowym Planie Inspekcji Transportu na rok 2018” jako priorytet wpisać zaostrzenie kontroli firm z siedzibami w krajach wschodnich, realizujących przewozy międzynarodowe i kabotaż na terenie Hiszpanii.

Zachód oddaje pole

Statystyki, jakie przedstawia w swoim raporcie hiszpańskie Ministerstwo Transportu, pokazują wyraźnie, że przewoźnicy z Europy Wschodniej w ciągu ostatnich 12 lat objęli sporą część rynku transportowego. Podczas gdy w 2005 r. niekwestionowanym liderem przewozów międzynarodowych był nasz sąsiad zza Odry (152,359 mln ton w 2005 r.), obecnie prym wiodą Polacy (242,858 mln ton w 2016 r.), zostawiając Niemców daleko w tyle (125,848 mln ton w 2016 r.).

Przewoy transportowe Polski w porównaniu z innymi krajami

Wejście na rynek transportowy wschodnich przewoźników o wiele bardziej dotkliwe było dla Francji. W 2000 r. tamtejsi przedsiębiorcy przewieźli za granicą 80,841 mln ton towarów, w 2005 r. 62,475 mln ton, a w 2016 r. już tylko 41,582 mln ton, czyli prawie o połowę mniej niż 16 lat wcześniej.

Jeszcze gorzej przedstawia się sytuacja włoskiej branży transportowej, która z 48,662 mln ton przewiezionych w 2005 r. towarów “obniżyła loty” do 20,171 mln w 2016 r.

Z otwarcia europejskiego rynku dla wschodnich firm nie ucieszyli się także Belgowie, którzy w zeszłym roku zrealizowali o jedną trzecią mniej transportów w UE w porównaniu do stanu sprzed 12 lat (72,826 mln w 2005 r. 49,619 mln ton w 2016 r.)

Holendrzy za to odnotowali jedynie nieznaczny spadek (z 141,508 mln ton w 2005 r. do 129,194 mln ton w 2016 r.). Z kolei kraje takie jak Hiszpania i Luksemburg cieszą się wzrostem, choć nie tak spektakularnym, jak w przypadku przewoźników ze Wschodu Europy.

Udział poszczególnych krajów w UE w transporcie

Wschód idzie jak burza

Według danych z hiszpańskiego raportu w zeszłym roku w transporcie międzynarodowym przewieziono ok. 1,16 mld. ton (1 158 097 000 ton) towarów. 42 proc. tych przewozów (ok. 492 mln ton) zrealizowali przewoźnicy ze Wschodu (Polska, Słowacja, Czechy, Rumunia, Węgry, Bułgaria i Litwa).

Polscy przedsiębiorcy obsłużyli zatem ok. 22 proc. analizowanych przewozów, a ich udział w rynku, mimo wszelkich przeciwności i stawianych przez Zachód barier, niezmiennie rośnie. Wolumen transportu międzynarodowego realizowanego przez Polaków wzrósł od 2005 r. niemal pięciokrotnie (z 52,551 mln ton w 2005 r. do 242,858 mln ton w 2016 r.).

Na szczególną uwagę zasługują także Rumuni (10,087 mln ton w 2009 r. i 43,131 mln w 2016 r.), Bułgarzy (10,606 mln ton w 2009 r. i 34,867 mln ton w 2016 r.) i Litwini (9,498 mln ton w 2005 r. i 29,098 mln ton w 2016 r.), którzy poprawili swoje wyniki nawet o kilkaset procent.

Komentarz redakcji

Zachodnie firmy z jednej strony szukają oszczędności, zlecając transport ładunków wschodnim przewoźnikom, a z drugiej próbują wypchnąć ich z rynku.

 

Mimo usilnych starań ze strony przedsiębiorców i polityków z Zachodu, wschodnioeuropejski rynek transportowy rośnie w siłę i to w niesamowitym tempie.

 

Z pewnością nie jest przypadkiem, że kraje, które wzrost ten odczuły najboleśniej, stoją za inicjatywami, takimi jak Sojusz drogowy, czy za przepisami dotyczącymi zakazów noclegu w kabinie i minimalnego wynagrodzenia dla kierowców. Pod przykrywką walki z dumpingiem socjalnym próbują pozbyć się konkurencji.

 

To z pewnością nie są racjonalne działania. Na Zachodzie firmy od lat posiłkują się usługami wschodnich przedsiębiorstw, na które popyt wciąż rośnie. Wiele z nich nie inwestuje wystarczająco we floty, by móc samodzielnie zaspokoić potrzeby rynku. Austriacy mogą stać się ofiarami stosowanego przez lata modelu polegającego na minimalizowaniu stałej floty i zlecaniu przewozów podwykonawcom. Także Niemcy czują niepokój – supermarkety i dyskonty już teraz mają problemy z transportem.

Nie brakuje też opinii, że bez przewoźników ze Wschodu, niemiecka gospodarka może się zawalić.

 

Jak podkreślają specjaliści, Polacy podbili rynek, nie tylko za sprawą konkurencyjnych cen, ale przede wszystkim dzięki elastyczności i profesjonalizmowi – w przeciwnym razie tak duży wzrost w tak krótkim czasie nie byłby możliwy. Powinniśmy zatem dalej robić to, co robimy dobrze od lat.

 

Możemy jedynie żałować, że wsparcie naszego rządu dla krajowych przewoźników nie jest wprost proporcjonalne do wzrostu sektora.

Niemniej sytuacja w europejskim transporcie, mimo zagrywek politycznych, może stać się wielką szansą dla Wschodu. Tym bardziej, że według prognoz Komisji Europejskiej, popyt na transport towarów wzrośnie do 2030 r. o 40 proc., a do 2050 r. nawet o 80 proc. Wykorzystajmy to! Europa nas potrzebuje.

Tagi