
Rekrutacja jest jak logistyka, a każdy kandydat ma swój „czas przydatności”
Ten artykuł przeczytasz w 9 minut

Branża logistyczna w Polsce, pomimo zawirowań gospodarczych, rozwija się. W opinii wielu ekspertów nasz kraj ma szansę zostać beneficjentem zmian zachodzących na europejskim rynku. Aby jednak tak się stało, przed działającymi w Polsce firmami z branży TSL stoi wiele wyzwań. Jednym z nich jest duże zapotrzebowanie na kompetentnych pracowników – począwszy od kierowców na ekspertach IT skończywszy. Dziś o tych wyzwaniach porozmawiamy z Mikołajem Szymczykiem – Branch Managerem TSL Recruitment w agencji rekrutacyjnej TeamQuest.
Branża logistyczna w Polsce, pomimo zawirowań gospodarczych, rozwija się. W opinii wielu ekspertów nasz kraj ma szansę zostać beneficjentem zmian zachodzących na europejskim rynku. Aby jednak tak się stało, przed działającymi w Polsce firmami z branży TSL stoi wiele wyzwań. Jednym z nich jest duże zapotrzebowanie na kompetentnych pracowników – począwszy od kierowców na ekspertach IT skończywszy. Dziś o tych wyzwaniach porozmawiamy z Mikołajem Szymczykiem – Branch Managerem TSL Recruitment w agencji rekrutacyjnej TeamQuest.
Jak Pan widzi perspektywy rynku TSL w Polsce?
Wciąż trwa pocovidowy boom w logistyce. I to pomimo tego, że mamy bardzo wysoką inflację, znacząco wzrosły ceny paliwa, a tuż za naszymi granicami wciąż trwa wojna. Nasz kraj, z racji na położenie, jest ważnym punktem na mapie transportowej Europy. Sprzyja nam też światowy trend związany z reshoringiem. Światowe firmy przenoszą produkcję komponentów do Europy, a najlepszym tego dowodem jest inwestycja Intela pod Wrocławiem. To sprawia, że perspektywy widzę bardzo dobre. Według raportu Agencji Reutera A Generational Shift in Sourceing możemy stać się największym beneficjentem tego zjawiska.
Ale na pewno przed branżą stoją spore wyzwania…
Zdecydowanie tak. Po pierwsze, brak odpowiedniej liczby wykwalifikowanych pracowników. Szacuje się, że na naszym rynku znalazłoby się miejsce dla nawet 100 tysięcy kierowców zawodowych, ale generalnie w całym obszarze TSL widać ogromne zapotrzebowanie na spedytorów, menedżerów, speców od IT.
Z tym wiąże się kolejne wyzwanie – automatyzacja. Nasi klienci z szeroko pojętej branży logistycznej wciąż mają bardzo duże potrzeby IT związane z wdrażaniem i obsługą nowych narzędzi. To specyficzna sytuacja, bo ostatnio rekrutacja programistów bardzo mocno wyhamowała.
No właśnie, mówi się, że w IT jest kryzys. Wiele firm wstrzymuje projekty, nawet najwięksi zwalniają. Jak to wygląda z Pana perspektywy?
TeamQuest jako firma niejako wyrosła z branży IT, choć oczywiście rekrutacje do TSL prowadzimy od kilkunastu lat. Rzeczywiście, w ostatnich miesiącach nastąpiło duże spowolnienie w branży IT. Choć mówi się o kryzysie, to moim zdaniem to jest korekta. Rynek IT był bardzo przegrzany, tani pieniądz nakręcał spiralę wzrostu wynagrodzeń programistów. W momencie kiedy na całym świecie wzrosły stopy procentowe, a do tego niemal upadł Silicon Valley Bank, nastąpiła mocne spowolnienie całego sektora. Firmy z branży IT skupiły się na bieżącym biznesie i dostarczaniu realnej wartości. To spowodowało optymalizację kosztów i zwolnienia w branży. Dodatkowo rozwój takich narzędzi jak Chat GPT czy Copilot pokazały, że wiele projektów programistycznych da się zrobić dużo szybciej i taniej.
A nie boi się Pan, że podobna sytuacja spotka TSL?
Póki co Chat GPT nie przywiezie zamówionej paczki pod wskazany adres. Oczywiście, już są narzędzia optymalizujące transfer i magazynowanie na konkretnej trasie, będą się one dalej rozwijać. Ale tu mamy świetny przykład tego, w jaki sposób IT wnosi realną wartość do gospodarki. Podkreślę to raz jeszcze, przed branżą TSL w Polsce widzę bardzo dobre perspektywy.
Ale mówiliśmy o zagrożeniach, możemy do nich wrócić? Jakie Pan jeszcze widzi czynniki ryzyka?
Oczywiście na pewno te związane z wymogami ekologicznymi i dążeniem do zeroemisyjności, ale przyznam szczerze, że w tym zakresie nie jestem ekspertem.
To na co jeszcze chciałbym zwrócić uwagę, to rozdrobnienie polskiego rynku przewozowego. Jednoosobowe działalności gospodarcze stanowią nawet 50% wszystkich firm, które w swoim zakresie działalności mają rzeczy związane z szeroko pojętą logistyką. Ale mamy też wiele małych, lokalnych firm przewozowych. Możemy się spodziewać, że czekają nas konsolidacje, które często są dużym wyzwaniem organizacyjnym.
Powiedział Pan, że dużym wyzwaniem jest też zapewnienie odpowiednich pracowników. Możemy o tym porozmawiać?
Zacznę od pewnej historii. Kiedy kilkanaście lat temu zaczęły się tworzyć ogromne centra magazynowe w okolicy Strykowa, okazało się, że największą bolączką tych inwestycji, było znalezienie odpowiedniej liczby magazynierów, którzy mieli doświadczenie w wysokim składowaniu. Na mapie wszystko się zgadzało, blisko dużego miasta, nieopodal budujących się właśnie autostrad A1 i A2, praktycznie w samym centrum Polski… Ale w praktyce, choć w tamtym czasie na rynku było wielu magazynierów, to mało kto miał doświadczenie w wysokim składowaniu i mało kto miał doświadczenie w pracy w firmie zorganizowanej wedle korporacyjnego ładu. Człowiek, który przez całe swoje życie pracował w małym magazynie lokalnej spółdzielni, nagle zostawał wrzucony do nowoczesnego zautomatyzowanego magazynu, w którym obieg dokumentów był już elektroniczny. Teraz jesteśmy w podobnym punkcie, ale oczywiście z zapotrzebowaniem na inne kompetencje.

Na przykład jakie?
Na przykład szukaliśmy ostatnio spedytorów posługujących się różnymi nietypowymi językami – choćby tureckim. Jeśli do tego dodamy wymóg pracy z biura 3 dni w tygodniu, okazuje się, że rynek takich osób jest bardzo wąski.
Drugi przykład to analitycy transportu ze znajomością Excela czy SQL-a. Ale taką prawdziwą, pozwalającą na tworzenie tabel przestawnych, makr i złożonych zapytań. Nie uczy się takich praktycznych rzeczy w trakcie studiów w wystarczającym zakresie. Nawet jak w CV ktoś ma wpisany cały pakiet biurowy, to czterech na pięciu kandydatów potrafi, co najwyżej, zrobić ładną tabelkę, która się sumuje.
O tym, jak wąski jest rynek osób, które mają doświadczenie np. w spedycji morskiej czy koordynacji całego procesu logistycznego nawet nie wspomnę.
Jak więc znaleźć takie osoby?
Myślę, że dobrą metaforą procesu rekrutacji jest właśnie transport. O kwestii poszukiwania odpowiedniej osoby mówiłem przed chwilą, ale warto na rekrutację spojrzeć nieco szerzej. Cały proces polega na dostarczeniu kandydata z punktu A, jakim jest jego obecna praca, do punktu B – jakim jest jego przyszłe stanowisko. Na te działania mamy zawsze mało czasu. Każdy kandydat ma tzw. okienko rekrutacyjne czyli czas, w którym jest gotowy do zmiany pracy. Musimy działać szybko i sprawnie. Kolejne etapy można porównać do kolejnych etapów podróży towaru różnymi środkami transportu. Jeśli CV leży zbyt długo „w magazynie” jakim jest szuflada rekrutera, za chwilę może być nieaktualne. Jeśli się spóźnimy choćby o jeden dzień – może przyjąć ofertę konkurencji, dostać kontrofertę u swojego obecnego pracodawcy, albo po prostu się rozmyślić.
Chce Pan powiedzieć, że kandydaci mają „termin przydatności”?
Tak. Dokładnie tak jest. Każda osoba ma w swoim życiu kilka, maksymalnie kilkanaście takich okresów, kiedy jest gotowa zmienić pracę. Z naszych obserwacji wynika, że to okienko trwa zazwyczaj dwa, góra trzy miesiące. Musimy więc tak zarządzić całym procesem, żeby konkretny kandydat w tym czasie „został dostarczony” z tego punktu A do punktu B. W tym trzeba zadbać o przygotowanie odpowiednich dokumentów.
Mówi Pan o tym procesie tak, jakby zadanie agencji rekrutacyjnej wykraczało daleko poza dostarczenie odpowiedniej listy kandydatów…
Bo tak dokładnie jest. Jeśli pomyślimy o wewnętrznym dziale rekrutacyjnym w firmie logistycznej, to ich celem zawsze jest sprawne zatrudnienie odpowiedniej osoby, a nie przeglądanie listy potencjalnych pracowników. W TeamQuest pracujemy bardzo blisko z naszymi klientami, sprawdzając gdzie jest dany kandydat na każdym z etapów procesu rekrutacyjnego. Wraz z moim zespołem śmiejemy się czasem, że przypinamy kandydatom taki tracker GPS, który czasem dwa razy dziennie sprawdza, co się dzieje i po jego stronie i po stronie HR-u. Pamiętam nawet takie sytuacje, że śledziliśmy trasę przesyłki, w której był podpisany list intencyjny. Dlaczego? Żeby odciążyć wewnętrznych rekruterów z tego, co możemy wziąć na siebie.
Bardzo mi się podoba ta logistyczna metafora pozyskiwania pracowników. Widzi Pan jeszcze jakieś analogie?
Na pewno automatyzacja i wykorzystanie narzędzi informatycznych. Organizacja transportu to już od dawna nie jest zeszyt z telefonami do zaprzyjaźnionych przewodników. Przy dużym skomplikowaniu procesu, żeby wszystkim zarządzać trzeba mieć odpowiednie narzędzia IT. W logistyce jest to system TMS, w naszej branży ATS (Applicant Tracking System). Dzięki temu, widzimy dokładnie, w którym miejscu każdego procesu są poszczególni kandydaci i możemy reagować, jeśli któryś zbyt długo czeka „w magazynie”. Nie boję się zadzwonić do mojego klienta z prośbą o przyspieszenie odpowiedzi, podjęcie działania. Rekrutacja, to tak naprawdę logistyka, tyle że zamiast towarów, dostarczamy ludzi do pracy…
Dziękuję za wywiad