Atrapy radiowozów ustawione przy drogach miały zmuszać kierowców do zdejmowania nogi z gazu i poprawiać bezpieczeństwo, ale nie zdały egzaminu. Zamiast straszyć, śmieszą i przyciągają wandali. Dlatego policja postanowiła usunąć makiety radiowozów. Zamiast nich przy drogach staną nowe fotoradary. "Atrapy nie spełniają swojego zadania, kierowcy przyzwyczaili się do ich widoku i nie zwalniają ani odrobinę" – tłumaczy decyzję o usunięciu atrap nadkomisarz Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji. – "Dlatego poprosiliśmy komendantów wojewódzkich o to, żeby pozdejmowali wszystkie makiety na swoim terenie."
Jego słowa potwierdzają wyniki internetowej ankiety, w której pytano kierowców o to, co skłania ich do jazdy z dozwoloną prędkością. Tylko 4 proc. kierowców uznało, że widok makiety radiowozu powoduje, że zdejmują nogę z gazu. Ale nieskuteczność to nie wszystko, bo pseudoradiowozy przysparzały też policji kłopotów. "Stale wyżywali się na nich wandale, więc trzeba było je ciągle odnawiać" – mówi Hajdas.
O tym, że atrapy przynosiły policji jedynie wstyd, doskonale wie nadkomisarz Grzegorz Sudakow, szef zachodniopomorskiej drogówki. Ostatni straszak w tym województwie zniknął dwa miesiące temu. "Postawiliśmy go przed rokiem i już po kilku tygodniach był cały pomazany farbą" – mówi. -"Stwierdziliśmy, że nie warto go naprawiać, musielibyśmy postawić policjanta, żeby go pilnował przed wandalami."
Z decyzji policji nie cieszą się kierowcy. Sebastian Rakowski z Otwocka uważa, że w kraju, w którym nadmierna prędkość jest główną przyczyną wypadków, nie można rezygnować z żadnego sposobu walki z piratami. "Często jeżdżę po Polsce i wiem, że te atrapy skutkowały, ja sam na ich widok zawsze zdejmuję nogę z gazu" – mówi. – "Dlatego zamiast je likwidować, policja powinna wystawiać prawdziwe patrole kilkaset metrów za makietą i wyłapywać tych, którzy nie zwolnili."
KGP ostrzega jednak: kierowcy nie powinni traktować zniknięcia atrap jako powodu do radości. "Makiety stawialiśmy, bo chcieliśmy ukrócić brawurę kierowców, a nie mieliśmy pieniędzy na tak skuteczne środki jak fotoradary" – mówi nadkomisarz Krzysztof Hajdas. I przypomina, że od kilku lat ta sytuacja się zmienia. Teraz przy polskich drogach stoi 340 masztów, w których na zmianę policjanci instalują 60 urządzeń. W najbliższym czasie ta liczba wzrośnie ponad dwukrotnie, masztów będzie 675, a działających fotoradarów – aż 127. "To także jest powód, dla którego rezygnujemy z atrap" – mówi Hajdas.
Skoro mamy coraz więcej fotoradarów, których kierowcy naprawdę się boją, to po co mamy utrzymywać atrapy, z których się śmieją? Fotoradary staną na drogach krajowych w całej Polsce. Na trasie Warszawa-Katowice wyłapywać będą przekraczających prędkość co kilka kilometrów. Podobnie będzie w okolicach Białegostoku i w Wielkopolsce. Wprawdzie fotoradar kosztuje sporo, bo 110 tys. zł, ale zwraca się dość szybko. Wielkopolska policja odzyskała pieniądze zainwestowane w urządzenie ustawione w Jarocinie po pół roku, warszawska – po 45 dniach.
I właśnie dlatego szef zachodniopomorskiej drogówki jest przekonany o tym, że miłośnicy szybkiej jazdy po zniknięciu tekturowych radiowozów nie będą mieli łatwiejszego życia. "Kiedy zabieraliśmy ostatnią atrapę, w jej miejscu postawiliśmy maszt fotoradaru i od razu poprawiło się tam bezpieczeństwo" – mówi nadkomisarz Grzegorz Sudakow. I dodaje, że tak samo postąpią policjanci w innych województwach. – "Maszt kosztuje tyle samo co nowa atrapa, a jest znacznie skuteczniejszy, więc piraci już teraz powinni się pilnować."
Janusz Korwin-Mikke – lider UPR:
"Drogi szybkiego ruchu buduje się po to, żeby było można się po nich szybko poruszać. Radary natomiast mają spowodować, że ludzie będą jeździć wolno. Tak więc montowanie radarów na drogach szybkiego ruchu jest sprzecznością samą w sobie. Nonsensem jest więc wydawanie grubych pieniędzy na autostradę, którą można by jeździć i 300 kilometrów na godzinę, a potem stawiać przy niej radar, przy którym nie wolno przekraczać prędkości 100 kilometrów na godzinę.
Wytłumaczenie jest jedno – dzieje się tak dlatego, że cywilizacja umiera, my jesteśmy coraz starsi, a starzy ludzie boją się wszystkiego. Za moich czasów samochód był dobry, gdy był szybki. Dzisiaj jest dobry, kiedy jest bezpieczny. Ceni się pojazdy, które mają lepsze hamulce, poduszki powietrzne – a prędkość już się nie liczy. I to jest obraz choroby cywilizacyjnej: jesteśmy starzy i powolni. Trudno się więc dziwić, że ludzie uciekają z tego kraju. Wszystkie energiczne osoby wyjeżdżają, a zostają żółwie. Żółwie nie zbudują wprawdzie nowej, dynamicznej Polski, ale za to nie muszą się bać fotoradarów.
Oczywiście w całej sprawie niebagatelną rolę odgrywają pieniądze, bo przecież ustawiony przy drodze fotoradar to świetna inwestycja dla gminy. Koszt zamontowania takiego urządzenia zwraca się w ciągu sześciu miesięcy. Więc to naprawdę świetny biznes. Słyszałem też o miejscowości, gdzie postawiono znak ograniczenia prędkości ruchu do… 2 kilometrów na godzinę. Jak się można domyśleć, postawienie tam fotoradaru dałoby naprawdę świetne wyniki."
( Artur Grabarczyk 19.09.07)
żródło: Dziennik 19.09.07
Źródło: http://www.spedycje.pl/aktualnosci/wiadomosci/8176/fotoradary_to_pomysl_rodem_z_misia.html