Życie po szoferowaniu, czyli co zrobić, jeśli nie możesz już dłużej prowadzić ciężarówki

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

Dziś będzie mniej merytorycznie niż zwykle, co nie znaczy, że nie będzie ciekawie. Na samym wstępie – nie chcę generalizować, lecz myślę że z prostym podziałem kierowców na dwie grupy każdy z czytelników się zgodzi.

Pierwsza grupa, to kierowcy, którzy często prawo jazdy zrobili w wojsku – niejako “przy okazji”, często nie mają żadnego wykształcenia i – dosłownie – żadnej alternatywy poza stróżówką. Mając do wyboru pracę za minimalną krajową – lub szoferowanie za 6-7 tysięcy zł na rękę wybierają to drugie. Do tej grupy zaliczyłbym też ludzi bez żadnego wykształcenia, którzy zrobili prawo jazdy na ciężarówki motywowani chęcią “łatwego” zarobku relatywnie dużych pieniążków. Bo – umówmy się – nawet osobie z wyższym wykształceniem i językami dostać pracę z zarobkami na rękę w przedziale 6-7,5 tys. zł nie jest prosto. Tacy szoferzy często uważają, że “noc jest od spania”, pierwszą pauzę od wyjazdu z Wrocławia kręci się już na Okmianach, a 14 godzin pauzy i start w okolicy 7:00 – w największych korkach – jest rzeczą normalną.

Druga grupa, to kierowcy którzy są pasjonatami – lubią, lub wręcz kochają to co robią. Mimo że czasem się zezłoszczą na głupiego spedytora, który coś nawymyśla – w gruncie rzeczy nie potrafią bez tego żyć. To kierowcy, którzy sami uczą się podstaw języków obcych – żeby móc dogadać się w podstawowych sprawach na załadunku i rozładunku. To kierowcy, którzy potrafią tak dobrać czas i trasę przejazdu, że bez problemów, bez kombinowania, w czasie 9 godzin jazdy przejeżdżają 700 km po Niemczech.

Z wieloma takimi kierowcami – mimo, że nie pracujemy już razem – nadal utrzymuję bliski kontakt. Jednym z takich kierowców jest Wojtek – i o nim będzie dzisiaj.

Życie po szoferowaniu – co robić?

Wojtek w życiu jeździł wszędzie i wszystkim, co miało koła i kierownicę: plandeką, firaną, chłodnią, wywrotką, gruszką, a nawet ratrakiem. Wojtek, biorąc w firmie urlop od jeżdżenia “dużym” – wybiera się zazwyczaj autem terenowym na wyprawy offroad, np. do Rumunii. Wojtek potrafi powiedzieć “dzień dobry”, “dziękuję”, “o której załadunek” (oraz wszystkie pozostałe przydatne zwroty) w kilkunastu różnych językach. Zawsze uśmiechnięty, zawsze na załadunkach i rozładunkach dzięki swojemu usposobieniu dokonywał niemożliwego.

Niestety, Wojtek od jeżdżenia nabawił się choroby – ma poprzesuwane kręgi. I choć zawsze zżymał się i wyzywał swojego spedytora, gdy przyszło mu we włoskim miasteczku wjechać chłodnią w uliczkę tak wąską, że kawiarnie musiały zwijać rolety i usuwać stoliki, żeby dało się przejechać – w gruncie rzeczy w przypływie szczerości powie wam, że tęskni za takimi przygodami. 

Co ma zrobić taki człowiek, gdy nie może dłużej pracować jako kierowca?

Wojtek wymyślił własny projekt – makietę placu budowy dla modeli RC. Tak, to co widzicie na zdjęciach dołączonych do tego artykułu, to nie są prawdziwe ciężarówki, wywrotki, koparki. To zdalnie sterowane modele.

Przez ponad dwa lata, konsekwentnie, starał się o wsparcie – finansowanie z programu “Wsparcie na wdrażanie operacji w ramach strategii rozwoju lokalnego kierowanego przez społeczność” objętego Programem Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2014-2020 – LDG Spisz Podhale – lokalna grupa działania (LDG LIDER EFFRROW). Cierpliwie uzupełniał braki we wniosku, choć pewnie niejeden by się poddał. Aż w końcu udało się – 1 lipca 2018 r. można było rozpocząć.

Wierne modele kosztują

Trzeba tutaj koniecznie wspomnieć, że modele które widzicie na zdjęciach – to nie są tanie zabawki. Zbudowane są głównie z metalu, w skali 1:14 – 1:16 wiernie odwzorowują prawdziwy sprzęt. Patrząc na zdjęcia, można się nabrać, prawda?

Dlatego też modele te są bardzo kosztowne – cena jednego waha się od dwóch do czterech tysięcy euro! W efekcie mamy wytrzymały sprzęt – w czteroośkach wszystkie cztery osie są napędowe, dwie przednie skrętne, a kiper podnoszony jest nie silniczkiem elektrycznym, lecz hydraulicznie. Podobnie koparki i ładowarka – sterowane są hydrauliką (ponad 17 atmosfer ciśnienia – w modelu!). Czteroośki mają ładowność do 10 kg, a najsilniejsza Akkura ma 4 konie mechaniczne.

Łącznie Wojtek posiada 7 w pełni funkcjonalnych modeli:

  • trzy wywrotki 8×8 (Man, Man, Scania),
  • dwie koparki CAT 330 i 320,
  • jedną ładowarkę Liebherr 574,
  • oraz jedno wozidło gąsienicowe Akkura.

I tak Wojtek swoją pasję – jaką są ciężarówki – z pomocą własnego pomysłu przekuł na biznes. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że całą makietę do zabawy Wojtek tworzy sam – co przychodzi mu dość łatwo, bowiem z wykształcenia jest technikiem sztuk plastycznych, ze specjalizacją „meblarstwo artystyczne”.

Dodatkowo, dzięki swojemu pomysłowi obecnie ma możliwość, aby dzielić się swoją pasją z innymi. Na piknikach, eventach firmowych, możecie – pod czujnym okiem zawodowego kierowcy – pojeździć w terenie czteroośką, czy też sprawdzić się jako operator koparki. Uwierzcie mi – zabawa jest przednia.

Życie i zabawa z pasją

Korzystając z jego zaproszenia i uprzejmości, bawiłem się w “piaskownię” cały dzień – do spółki z kierowcami z pobliskiej betoniarni, którzy widząc modele w akcji gremialnie porzucali swoje duże sprzęty, żeby spróbować swoich sił na ich pomniejszonych wersjach.

Uważam, że jest to niesamowita historia, świadcząca o tym, że dla niektórych kierowców transport – to nie tylko sposób na wyrwanie od szefa tych kilku tysięcy złotych miesięcznie i okazja do spuszczenia paliwa “na dojazdy”, lecz prawdziwa pasja i sposób na życie. O takich kierowców dbajcie, i samych takich kierowców wam życzę.

Więcej zdjęć znajdziecie na profilu Wojtka.
Link do galerii zdjęć 

Tagi