Wielu właścieli aut decyduje się na skorzystanie z tzw. "przypadku III" czyli niewskazania kierowcy, nawet jeśli nie mają wątpliwości co do tożsamości sfotografowanej osoby. Konsekwencją takiej deklaracji jest jedynie mandat w wysokości do 500 zł. Czyn ten nie podlega wpisowi do ewidencji punktów karnych. Okazuje się jednak, że wybranie tej opcji nie gwarantuje spokoju i oszczędności. Jak dowodzi w swoim liście czytelnik portalu "Interia", efekty mogą być zupełnie odwrotne.
Mężczyzna kilka miesięcy temu przekroczył prędkość o 53 km/h. Otrzymał trzy druki oświadczeń: 1. – o przyznaniu się. 2. – o wskazaniu kto prowadził. I 3. – o odmowie wskazania. Wybrał odmowę i zapłacił mandat w wysokości 500 zł. Po kilku miesiącach otrzymał jednak kolejne wzory oświadczeń a kiedy usiłował wyjaśnić sytuację dowiedział się, iż pierwszy mandat otrzymał za odmowę wskazania kierowcy, natomiast teraz zostało stwierdzone, że kierowcą był właśnie on, toteż należy mu się mandat za przekroczenie prędkości.
"Wynika z tego, że zostałem cynicznie podpuszczony do zapłacenia mandatu za 500 zł, bo niby gwarantowało mi to brak punktów karnych. Pierwsze pismo – z możliwością nie wskazania kierującego – otrzymałem pomimo, iż wiedziano, że zdjęcie jest czytelne i będą dochodzić dalej – z tego samego zdjęcia – kolejnych pieniędzy. Dodatkowo żądają podawania danych, które już podawałem." – relacjonuje czytelnik.
Pojawia się pytanie – jak postępować w podobnych sytuacjach i ilu kierowców znalazło się w takowych? Jedno wiemy na pewno – przed fotoradarami i mandatami nie uciekniesz.
źródło: motoryzacja.interia.pl
Autor: Bogumił Paszkiewicz