Foto: Vlantana Norge

Przewoźnik zaniżał kierowcom zarobki, jednak nie chce zapłacić 2 mln euro kary. Głośna sprawa wraca do sądu

Kierowcy, którzy w lipcu ubiegłego roku wygrali w sądzie sprawę przeciwko Vlantana Norge - norweskiej spółce znanej litewskiej firmy, nie cieszyli się długo ze zwycięstwa. Spółka złożyła bowiem apelację i obie strony ponownie spotykają się w sądzie.

Ten artykuł przeczytasz w 3 minuty

Sprawa ruszyła 11 października przed jednym z sześciu sądów apelacyjnych w Norwegii (Eidsivating lagmannsrett) i potrwa jeszcze 20 dni.

Vlantana Norge i jej prezes Vladas Stoncius nie chcą zapłacić potężnego odszkodowania, które zostało przyznane przez norweski sąd 52 kierowcom nieco ponad rok temu. Mowa była o 20 mln koron norweskich, czyli niemal 2 mln euro (łącznie z kosztami procesowymi).

Co ciekawe, wówczas uznano, że odpowiedzialność za łamanie prawa ponosi nie tylko sama firma (dziś już nieistniejąca), ale również osobiście jej prezes. A to oznaczało, że on sam ma pokryć część odszkodowania z własnej kieszeni.

To wyjątkowe i istotne z punktu widzenia całej branży podejście.

Oznacza bowiem „wysłanie wyraźnego sygnału, że prezes zarządu i dyrektor generalny ryzykują znaczącą odpowiedzialność osobistą, jeśli firma jest zorganizowana w sposób omijający norweskie przepisy dotyczące płacy minimalnej” – tłumaczyła chwilę po ogłoszeniu zaskarżonego wyroku Lina K. Smorr, prawniczka reprezentująca poszkodowanych kierowców.

Stratni w setki tysięcy koron norweskich

Sprawa dotyczy tego, co zostało przed sądem określone jako “systematyczne zaniżanie wynagrodzeń”. Przedstawiciele firmy przekonywali, że doszło do tego z powodu “błędów osobistych i nieporozumień”. Sąd, po zapoznaniu się z dowodami w sprawie stwierdził jednak, że przedstawiciele firmy celowo oszukiwali zarówno kierowców, jak i władze Norwegii.

Prowadzący rozprawę sędzia uznał za prawdopodobne, że firma “stosowała kompleksowy i pracochłonny system ciągłego tworzenia fikcyjnych kart czasu pracy, aby móc przedstawić fikcyjną dokumentację potwierdzającą, że wypłacała pensję zgodnie z obowiązującą stawką minimalną.”

Kierowcy, pochodzący z Europy Wschodniej i pracujący w Norwegii dla tamtejszej spółki litewskiej Vlantany, dostawali dużo niższe wynagrodzenie, niż należało im się za czas spędzony w pracy. Podczas procesu przywoływane były przykłady tego rodzaju działalności, z których bodaj najbardziej radykalnym jest ten, gdy jeżdżący na 12-godzinnych zmianach truckerzy ostatecznie dostawali wynagrodzenie za 4,5 godz.

Kierowca, który najbardziej ucierpiał na tym procederze, nie dostał nawet 700 tys. należących mu się koron norweskich – donosi portal frifagbevegelse.no.

Winni… kierowcy?

Podczas poprzedniej sprawy przed sądem Vlantana Norge nie tylko przekonywała, że do błędu doszło na skutek niecelowego, przypadkowego działania, ale również usiłowała część winy zrzucić na samych kierowców.

Sandra Latotinaite, członek zarządu firmy twierdziła, że “zagraniczni pracownicy, którzy celowo nie zgłaszają niewłaściwych warunków w miejscu pracy przyczyniają się, na równi ze swoim pracodawcą, zarówno do pojawiania się przestępstw w ich życiu zawodowym, jak i do zakłócania (istnienia uczciwej – przyp. red.) konkurencji na norweskim rynku pracy” – cytuje ją norweski portal.

Media dodają, że również podczas toczącego się obecnie procesu, Vlantana stoi na stanowisku, że za istnienie nieprawidłowości odpowiadają sami kierowcy.

Sprawa, którą firmie wytoczyli trucerzy nie jest jednak jedyną. Działalność Vlantany Norge została również zgłoszona na policję przez Norweski Krajowy Zarząd Dróg i Autostrad, Urząd Podatkowy w Norwegii i Norweską Państwową Inspekcję Pracy.

Przedstawiciel policji zapewnia, że sprawa jest badana i wkrótce zostanie “wydana decyzja dotycząca oskarżenia”.

Tagi