TransInfo

Fot. archiwum prywatne/Trans.INFO

Widoczność w przewozach spotowych to jedno z większych wyzwań. Te rozwiązania pomogą się z tym zmierzyć

Szalenie ważne dla załadowców, czyli m.in. firm produkcyjnych jest to, że w ostatnich latach GPS-y zaczęły być montowane również w naczepach, a więc tam, gdzie ostatecznie znajduje się ładunek - zauważa Paweł Tronina, head of business development ABERG. To może być rewolucja, gdy mowa o widoczności przewozów spotowych.

Ten artykuł przeczytasz w 4 minuty

Na łamach Magazynu Menedżerów Transportu zadaliśmy dziesięć trudnych pytań ekspertom, będącym przedstawicielami przeróżnych specjalizacji – od elektryfikacji, przez prawo, po logistykę kontraktową i robotykę. Cały artykuł można przeczytać w najnowszym, dziesiątym numerze pisma.

Jedną ze wspomnianych rozmów przeprowadziliśmy z Pawłem Troniną. Zastanawialiśmy się w niej, czy to prawda, że pełna widoczność jest niemożliwa przy współpracy z przewoźnikami spotowymi i co robić, by korzystając z ich usług wiedzieć, co się dzieje z autem i ładunkiem.

Oto, co pragnącym osiągnięcia visibility radzi ekspert:

W kwestii widoczności dużo się zmieniło i dalej może zmieniać dzięki wyposażaniu nowych pojazdów bezpośrednio na linii produkcyjnej w GPS-y. Pierwsza robiła to Scania, już w 2011 r. Potem decydowali się na to kolejni producenci wielkiej siódemki, i nowy, pojawiający się na rynku w dobie pandemii Ford Truck. Szalenie ważne dla załadowców, czyli m.in. firm produkcyjnych jest jednak to, że w ostatnich latach GPS-y zaczęły być montowane również w naczepach, a więc tam, gdzie ostatecznie znajduje się ładunek.

Oczywiście, to nie jest tak, że wszyscy posiadacze pojazdów z tego korzystają. Jest to usługa, za którą trzeba dodatkowo zapłacić, na dodatek wiąże się z nią obecność platform do śledzenia danych z GPS-ów. Każdy producent oferuje własną, co oznacza, że przewoźnicy mający różnorodną flotę, chcąc monitorować widoczność, muszą się przełączać między różnymi platformami, co też może niektórych zniechęcać.

W przypadku tej ostatniej trudności pewnym rozwiązaniem może być korzystanie z firm agregujących sygnały z różnych GPS-ów na poziomie jednego narzędzia. Takie podmioty będą coraz ważniejsze, pod warunkiem, że będą działały bardzo transparentnie w kontekście przetwarzania i gromadzenia danych.

Wymagania partnerów

Zwrot ku visibility jednak nastąpi, przede wszystkim dlatego, że oczekują tego załadowcy. Dziś firmy takie jak Dell czy Samsung nie pozwolą na wyjazd pojazdu po załadunku, jeśli nie zostanie sprawdzona jakość sygnału z GPS-u znajdującego się właśnie w naczepie. Co więcej, już średnio co czwarty operator logistyczny i spedytor nie akceptuje visibility zapewnianego wyłącznie z poziomu używanego przez kierowcę telefonu komórkowego.

Patrząc już na sam rynek spotowy, również widać wolę do ucywilizowania sytuacji – na giełdach rośnie liczba ogłoszeń, w których warunkiem koniecznym dla podpisania umowy jest zapewnienie widoczności przez przewoźnika. Co więcej, zmienił się sam rynek spotowy – to już nie jest miejsce z gorszymi cenami i ładunkami.

Transformacja transportu w Europie polega dziś m.in. na tym, że odchodzi się od umów długoterminowych i kontraktów, na rzecz usług spotowych właśnie. Te ostatnie zaś nie polegają już na szukaniu transportu na już. Dziś jest to poszukiwanie przewoźnika tymczasowego, na jednorazowe zlecenie, ale niekoniecznie realizowane ad hoc i niekoniecznie mało atrakcyjne.

Zwrot ku zapewnaniu visibility na spocie jest również możliwy dzięki obniżeniu się kosztów monitorowania pojedynczego zlecenia. Dziś średnio wynosi on 1 euro, co jest praktycznie żadnym kosztem przy jakimkolwiek zleceniu transportowym. Co więcej, kiedy w ramach CO3 robiliśmy badania wśród spedytorów okazało się, że każdy z nich jest w stanie wziąć taki koszt na siebie, nawet jeśli przewóz będzie dotyczył tak mało lukratywnego ładunku, jak plastikowych widelców, byle zyskać poczucie zwiększonej kontroli nad realizowanym transportem.

Tagi