Wspomniany Raport organizacji Oxfam zauważa, że cztery duże niemieckie sieci supermarketów zaopatrywały się w owoce u dostawców, którzy oferowali swoim pracownikom głodowe płace i fatalne warunki pracy.
Według raportu robotnicy w Kostaryce otrzymywali tylko 50 proc. krajowej płacy minimalnej, a pracownicy w Ekwadorze nie otrzymywali wynagrodzenia za nadgodziny. W raporcie wskazano także, że choć dostawcy posiadali certyfikaty potwierdzające zgodność z wymaganymi standardami, to w rzeczywistości ich nie przestrzegali.
Firmy certyfikujące, takie jak Rainforest [Alliance], podają tu jedynie kłamstwa i oszustwa. Przyznają firmom certyfikaty i poświadczają, że spełniają one wymagania, ale to nieprawda. Przedsiębiorstwa, które tu działają, omijają wszelkie przeszkody, nie przestrzegając zasad ustalonych przez kupujących – powiedział jeden z robotników Oxfamowi.
Jak tłumaczy Oxfam, nieprzestrzeganie wymagań w zakresie odpowiedzialnego pozyskiwania surowców może nieść za sobą poważne konsekwencje. Organizacja złożyła skargę do BAFA (niemieckiego Federalnego Urzędu ds. Gospodarki i Kontroli Eksportu) w związku z naruszeniami praw człowieka w świetle obowiązującej w tym kraju ustawy o nadzorze nad łańcuchami dostaw.
Nie można lekceważyć naruszeń tego prawa, ponieważ pozwala ono nałożyć na przedsiębiorstwa grzywnę sięgającą 8 mln euro lub 2 proc. rocznego obrotu.
Co robią władze niemieckie w celu monitorowania łańcuchów dostaw?
Niedawne wypowiedzi Torstena Safarika, prezesa BAFA wskazują, że władze poważnie traktują potencjalne naruszenia ustawy o nadzorze nad łańcuchami dostaw.
W wywiadzie udzielonym niemieckiemu związkowi zawodowemu Verdi Safarik ujawnił, że podejmowane są liczne działania dotyczące przestrzegania przepisów dotyczących łańcucha dostaw.
Dobrym przykładem jest spotkanie zaplanowane przez BAFA na styczeń 2024 r., mające na celu opracowanie jasnych wytycznych dla branży transportu drogowego, pozwalających uniknąć naruszeń.
Motywacją do spotkania jest historia kierowców polskiej firmy transportowej Agmaz. Kierowcy, głównie z Europy Wschodniej i Azji, organizowali w tym roku strajki na parkingu w miejscowości Gräfenhausen twierdząc, że przez kilka miesięcy nie otrzymywali wynagrodzenia od swojego pracodawcy.
Według przedstawicieli związków zawodowych z Niemiec i Holandii, przeprowadzone w tej sprawie dochodzenie ujawniło, że Agmaz przewoził towary realizując zlecenia dla wielkich marek, np. Red Bull, Porsche, Audi, OBI i IKEA. Związki stwierdziły również, że w sprawę zamieszane są także DHL i Dachser.
W odpowiedzi na te zarzuty rzecznik DHL przyznał niemieckiemu dziennikowi “Bild”, że ich podwykonawca zlecił Agmazowi podwykonawstwo usług wbrew jego wiedzy.
Nie łączy nas bezpośredni stosunek umowny z Grupą Mazur. W kwietniu, po ujawnieniu zarzutów, natychmiast umieściliśmy spółkę na czarnej liście, aby wykluczyć możliwość współpracy z nią. Według naszej obecnej wiedzy, zaangażowana przez nas firma transportowa, wbrew naszemu Kodeksowi postępowania dostawcy i podpisanej umowie, podzleciła przewóz bez naszej uprzedniej zgody. W ramach tego zlecenia ładunek częściowy został skonsolidowany, tj. połączony z towarem innych spedytorów – powiedział rzecznik DHL.
Czy takie wytłumaczenie będzie wystarczające w przyszłości? Zgodnie z niedawnym wywiadem Safarika udzielonemu związkowi zawodowemu Verdi, wygląda na to, że nie.
Ustawa o nadzorze nad łańcuchami dostaw nie dotyczy jedynie bezpośrednich partnerów biznesowych, ale przekrojowo całego łańcucha dostaw. Firmy objęte ustawą zobowiązane są do przeprowadzania regularnych, doraźnych kontroli. Okazją do tego mógł być na przykład pierwszy kwietniowy strajk w Gräfenhausen. Na podstawie dokumentów przewozowych ustaliliśmy, że ciężarówkami Grupy Mazur przewożono towary 58 firm podlegających ustawie o nadzorze nad łańcuchami dostaw. To 5 proc. wszystkich firm, których dotyczy to prawo! Na rynku jest również około 70 firm, zatrudniających mniej niż 3000, ale więcej niż 1000 pracowników. Te firmy ustawa zacznie obowiązywać od 1 stycznia 2024 r. – stwierdził Safarik.
Jeśli chodzi o sposób egzekwowania prawa, prezes BAFA zapewnił, że organizacja “monitoruje media, aby zidentyfikować potencjalne naruszenia oraz przyjmuje skargi”.
W przypadku podejrzenia, że naruszane są prawa człowieka lub w zakresie ochrony środowiska, możemy zażądać od firm dostarczenia odpowiednich informacji. Mamy także uprawnienia do fizycznej kontroli ich ksiąg i rejestrów. W najpoważniejszych przypadkach możemy nałożyć kary w wysokości do 8 milionów euro lub 2 proc. rocznego obrotu – przypomniał.
Dodał on jednak, że celem BAFA „nie jest nakładanie sankcji, ale raczej wspieranie firm w poprawie sytuacji”.
Kiedy w trakcie wywiadu zapytano go, czy ustawa o należytej staranności w łańcuchu dostaw jest w dużej mierze lekceważona, prezes BAFA również stanowczo zaprzeczył.
Ustawa o należytej staranności jest ważnym tematem i większość firm traktuje to prawo poważnie. Tylko w tym roku byłem na ponad 50 spotkaniach poświęconych tej tematyce. Widzimy zatem, że dużo dzieje się w tej materii i to nie dopiero od wejścia ustawy w życie na początku 2023 r., ale już od jej przyjęcia latem 2021 r. Wiele firm wykorzystało ten czas na intensywne przygotowania. Niektóre z nich od dawna działają na rzecz ochrony praw człowieka i środowiska. Inne nadal potrzebują motywacji do poprawy – skwitował.
Nie tylko Niemcy mają problem
Co oczywiste, niedociągnięcia w zakresie odpowiedzialnego pozyskiwania surowców nie są wyłącznie problemem niemieckich firm. W innej głośnej sprawie, o której donosiły media, telewizja BBC oskarżyła brytyjskiego internetowego sprzedawcę odzieży Boohoo o niedopełnienie własnego zobowiązania do stosowania bardziej odpowiedzialnego podejścia do pozyskiwania towarów.
W wyemitowanym programie dokumentalnym z udziałem dziennikarzy pracujących „pod przykryciem” ujawniono nagrania pracowników firmy, którzy namawiali dostawców odzieży do zaakceptowania ekstremalnie niskich cen, i to nawet po zawarciu umów.
Reportaż BBC został wyemitowany po wdrożeniu przez Boohoo programu „Agenda zmian” w 2020 r., który sam w sobie był odpowiedzią na doniesienia, że pracownicy fabryki firmy w Wielkiej Brytanii otrzymywali wynagrodzenie poniżej płacy minimalnej i pracowali w niebezpiecznych warunkach.
W odpowiedzi na film dokumentalny rzecznik Boohoo powiedział brytyjskiemu dziennikowi „The Independent”, że “Boohoo nigdy nie uchylało się od rozwiązywania problemów z przeszłości”.
Zainwestowaliśmy dużo czasu, wysiłku i zasobów, aby wprowadzić pozytywne zmiany w każdym aspekcie naszej działalności i łańcuchu dostaw. Współpracujemy w konstruktywny sposób z naszymi dostawcami, aby zapewnić naszym klientom doskonałą wartość. Nasi dostawcy płacą co najmniej krajową płacę minimalną tam, gdzie prowadzą działalność. Większość naszych dostawców współpracuje z grupą Boohoo od wielu lat, co nie byłoby możliwe, gdyby praca nie była opłacalna – zapewnił.
Szkody wizerunkowe to za mało?
Dlaczego więc podejście firm do odpowiedzialnego pozyskiwania surowców wciąż pozostawia wiele do życzenia?
Biorąc pod uwagę szkody wizerunkowe związane z tymi doniesieniami, nie wspominając o groźbie ogromnych kar finansowych w Niemczech w przypadku naruszenia ustawy o nadzorze nad łańcuchami dostaw, można by oczekiwać, że firmy będą priorytetyzować kwestię odpowiedzialnego pozyskiwania surowców.
Jednak prof. Gary Mortimer z Uniwersytetu w Queensland, ekspert w dziedzinie odpowiedzialnego pozyskiwania surowców, sprzedaży detalicznej żywności, marketingu detalicznego i zachowań konsumenckich, powiedział trans.iNFO, że rzeczywistość jest nieco inna.
Wyjaśnił, że zachowania konsumentów są jednym z głównych czynników utrudniających wyeliminowanie niewolnictwa z łańcuchów dostaw.
Ludzie są ograniczeni finansami – powiedział trans.iNFO profesor Mortimer. – Nie zwracają zbytniej uwagi na to, gdzie dany produkt został wyprodukowany ani skąd pochodzi – dodał.
Według profesora, chociaż konsumenci mogą twierdzić, że są gotowi zapłacić więcej za towary pozyskiwane w sposób odpowiedzialny, to w chwili zakupu często podejmują inną decyzję.
Mamy tendencję do tworzenia wymówek uzasadniających zakup, którego mamy zamiar dokonać. I często ulegamy temu głosowi. Ktoś mógłby pomyśleć, że lepsza jest jakakolwiek praca niż żadna i że 50 centów za sztukę jest lepsze niż nic. Ludzie mogą pomyśleć, że koszty życia są znacznie niższe tam, gdzie znajduje się fabryka, i uzasadniać to w ten sposób – powiedział ekspert.
Według prof. Mortimera jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest odległość między dostawcą a miejscem sprzedaży produktów końcowych.
Innym powodem jest psychologiczny dystans, jaki istnieje między fabrykami a czystym środowiskiem supermarketu, do którego właśnie przyszła sterta nowych ubrań. Przebywając w pięknym, klimatyzowanym i jasno oświetlonym sklepie, z psychologicznego punktu widzenia po prostu nie rozumiemy jak te produkty są wytwarzane ani skąd pochodzą. Ludzie są całkowicie odłączeni od rzeczywistości. Obrazy oczywiście zwykle pomagają, ale myślę, że tylko do pewnego stopnia – tłumaczy.
Zapytaliśmy także prof. Mortimera o kwestię outsourcingu i czy rzeczywiście stanowi on usprawiedliwienie przypadków łamania praw człowieka, do których dochodzi w firmach będących częścią łańcucha dostaw.
Co ciekawe, w porównaniu z prezesem BAFA Torstenem Safarikiem wyraził on bardziej zniuansowaną opinię:
Z jednej strony można by powiedzieć, że firmom wygodnie jest powiedzieć „to nie nasz kawałek łańcucha, nie mamy nad nim kontroli”. Myślę jednak, że mają tu trochę racji. Przedsiębiorstwa rozrastają się do takich rozmiarów, a ich łańcuchy są tak długie, że tylko do pewnego etapu mogą fizycznie kontrolować ich poszczególne elementy – stwierdził ekspert.
– Kiedy mamy do czynienia z łańcuchem poziomym, który może obejmować surowce i pozyskiwanie ich aż do produkcji, poprzez sprzedaż hurtową, dystrybucję, sprzedaż detaliczną i wszystkie węzły pomiędzy nimi, sytuacja jest dość złożona – dodał.
Rozwiązania
Skoro sprawa jest tak złożona, to co mogą zrobić w tej materii przewoźnicy?
Jednym z rozwiązań, które zostało już wdrożone przez kilka znanych sieci detalicznych w Australii, jest przejście z poziomego na pionowy łańcuch dostaw.
Na przykład Kmart pozbył się wszystkich swoich marek. Kiedyś mieli Revel, Sanyo i Sony, a teraz stworzyli własną markę o nazwie Anko. Obecnie zlecają fabrykom wytwarzanie produktów dla nich. Znają wszystkie firmy transportowe po drodze, od fabryk po porty. Znają porty i statki, które płyną do Australii, a następnie do ich własnych centrów dystrybucyjnych. Dzięki temu, ich cały łańcuch jest teraz dość pionowy i dobrze kontrolowany – wyjaśnił prof. Mortimer.
Według eksperta, narzędzia i technologie cyfrowe, w tym blockchain, również mogą okazać się pomocne.
Eskpert opowiedział trans.iNFO o projekcie wykorzystującym technologię blockchain do weryfikacji i legitymizacji pochodzenia produktów, w którym brał udział. System został zaprojektowany w celu potwierdzania pochodzenia wyrobów artystów autochtonicznych.
Przez cały proces można było się zatrzymać i uzyskać informacje na temat artysty, kraju oraz obejrzeć klip wideo przedstawiający powstanie produktu. Ten sam rodzaj technologii prawdopodobnie można zastosować w transporcie – skwitował Mortimer.