W piątek “wielki dzień” protestów we Francji. Czy przez “żółte kamizelki” setki hiszpańskich przewoźników splajtują?

Ten artykuł przeczytasz w 7 minut

Protesty “żółtych kamizelek” trwają już prawie miesiąc. Spowodowały chaos we Francji, którego konsekwencje odczuwają również przedsiębiorcy z innych krajów, zwłaszcza ci z branży transportowej. W najtrudniejszej sytuacji są przewoźnicy z Hiszpanii, dla których Francja to drzwi do innych państw Europy. Tym gorsza będzie dla nich wiadomość, że Francuzi nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. W piątek kolejną falę protestów zapowiedziały związki zawodowe z branży transportowej, protesty i blokady spodziewane są także w innych krajach, gdzie „żółte kamizelki” znalazły naśladowców.

Aktualizacja 11:25

Hiszpańska organizacja transportowa CETM szacuje wstępnie straty przewoźników na 12 mln euro. Na domiar złego, z akcjami “żółtych kamizelek” zbiegł się także kolejny strajk hiszpańskich przedsiębiorców i kierowców, którzy protestowali przeciwko przekierowaniu ruchu ciężarowego na płatne autostrady w Katalonii.

Według Ovidio de la Rozy, prezesa CETM, bilans ostatnich manifestacji, zarówno we Francji, jak i w Hiszpanii nie mógł być gorszy dla branży transportowej.

Firmy transportowe ze wschodu i południa Hiszpanii ucierpiały najbardziej. W tej chwili jest szczyt sezonu warzywno-owocowego i szacuje się, że setki przewoźników będą musiały zamknąć działalność – twierdzi de la Roza.

Hiszpańskie media donoszą, że około 10 tys. przewoźników poniosło straty w wyniku blokad i kolejek na granicy francusko-hiszpańskiej (w Irún i La Junquera), jakie wystąpiły w ostatni weekend. Przypomnijmy, że wtedy też do “żółtych kamizelek” dołączyły związki zawodowe kierowców.

To nie koniec – protestować będą nie tylko Francuzi

Najgorszy według hiszpańskich mediów jest jednak fakt, że nie wiadomo, jak długo jeszcze potrwają protesty. Mimo że francuski rząd ugiął się kilka dni temu i wycofał planowaną podwyżkę podatku, a także zapowiedział podniesienie płacy minimalnej w kraju o 100 euro, to “żółte kamizelki” wciąż nie ustępują.

Na piątek 14 grudnia kolejne protesty zapowiedziały francuskie związki zawodowe z branży transportowej. Związkowcy z CGL zapraszają również inne organizacje do wzięcia udziału w protestach w “wielkim dniu akcji” na terenie całego kraju.

W ślad za Francuzami idą kolejne narody. Protesty od jakiegoś już czasu trwają także w Belgii, manifestacje rozpoczęli w zeszłym tygodniu Holendrzy, a do strajków przygotowują się także Hiszpanie i Portugalczycy.

W Holandii “żółte kamizelki” protestują m.in. w Utrechcie, Amsterdamie i Rotterdamie, a w najbliższy weekend będą organizować się także w Zeeland. Do tej pory policja aresztowała kilku demonstrantów, jednak protesty przebiegają w Holandii o wiele spokojniej niż we Francji. Przy czym Holendrzy sprzeciwiają się przede wszystkim polityce imigracyjnej rządu, wysokim kosztom opieki zdrowotnej i domagają się obniżenia wieku emerytalnego.

“Żółte kamizelki” w Belgii zaczęły działać niemal równocześnie z francuskimki, a na najbliższy piątek Belgowie zapowiedzieli masowy protest. Wezmą w nim udział rozmaite związki zawodowe, które protestują przeciwko niekorzystnym zmianom w prawie emerytalnym. Należy się w tym dniu spodziewać poważnych utrudnień na drogach i poza nimi. Wiele firm zaprzestanie w tym dniu działalności.

Do protestów “żółtych kamizelek” próbowali się przyłączyć także Portugalczycy, którzy w mediach społecznościowych nawowływali do manifestacji na na autostradzie A8, łączącej Lizbonę z północną częścią kraju. Akcja ma się odbyć 21 grudnia. Policja prowadzi w tej sprawie śledztwo.

W tym samym dniu do “żółtych kamizelek” planują się dołączyć również Katalończycy. Aktywiści z “Komitetu Obrony Republiki” (CDR) inspirując się działaniami Francuzów, wezwali Hiszpanów do organizowania blokad na terenie Katalonii i reszty kraju.

Hiszpańscy przewoźnicy proszą o wsparcie rządu

Wszystko to sprawia, że trudna sytuacja w kluczowym miesiącu, jakim jest grudzień (środek i szczyt sezonu warzywno-owocowego poprzedzającego święta Bożego Narodzenia), może okazać się gwoździem do trumny dla wielu przewoźników i eksporterów. Dla międzynarodowego transportu w temperaturach kontrolowanych to kolejny cios po burzach i nawałnicach na południu Hiszpanii, które zablokowały pierwsze przewozy cytrusów.

Ponadto opóźnienia rozładunków owoców w całej Europie spowodowane protestami we Francji przyczyniły się do braku wystarczających możliwości przewozowych w Hiszpanii. Eksporterzy warzyw i owoców mieli w ciągu ostatnich dwóch tygodni poważne problemy ze znalezieniem ciężarówek – donosi hiszpański portal transportowy cadenadesuministro.es.

CETM wzywa szefa hiszpańskiego rządu o wdrożenie specjalnych środków tymczasowych o charakterze ekonomicznym, które zmniejszyłyby negatywny wpływ protestów we Francji na działalność krajowych przewoźników. Manifestacje Francuzów spowodowały bowiem mnóstwo komplikacji, takich jak niedotrzymanie terminów dostaw i innych warunków kontraktów, zwroty towarów szybko psujących się, stracone dniówki kierowców itd.

W związku z tym wielu przewoźników znalazło się w fatalnej sytuacji finansowej i nie będzie się w stanie wywiązać terminowo z nadchodzących płatności. CETM prosi zatem rząd m.in. o przedłużenie ustawowych terminów składania dokumentów i opłacenia składek na ubezpieczenie społeczne i nienaliczanie odsetek za nie. Organizacja domaga się również odroczenia płatności podatku dochodowego i zobowiązań podatkowych wynikających z rozliczeń VAT, a także stworzenie specjalnych funduszy  do dyspozycji Oficjalnego Instytutu Kredytowego (ICO) na rzecz poprawy sytuacji sektora.

Członkowie CETM proszą również o „osobistą interwencję premiera rządu hiszpańskiego u prezydenta Francji i właściwych organów Unii Europejskiej i wezwania do natychmiastowych i zdecydowanych działań, które pozwolą unormować sytuację na francuskich drogach i przywrócą swobodę przepływu usług i towarów, którą gwarantuje Traktat z Schengen”.

Zniszczona połowa fotoradarów we Francji

Innym, namacalnym skutkiem działań “żółtych kamizelek” są uszkodzenia fotoradarów. Jak donosi Radio Europa 1, ​​połowa tych urządzeń we Francji została wycofana z użycia. Stały się bowiem celem protestujących, m.in. dlatego, że symbolizują rząd, który zabiera podatnikom za dużo pieniędzy. “Żółte kamizelki” zarzucają władzom, że obniżenie limitu prędkości z 90km/h do 80 km/h, które zostało wprowadzone w tym roku we Francji, miało na celu jedynie zwiększenie wpływów do budżetu pochodzących z mandatów. Rząd zaś zmniejszenie dopuszczalnej prędkości na drogach z symbolem RD (odpowiednik naszych dróg wojewódzkich) argumentuje potrzebą poprawy bezpieczeństwa w ruchu drogowym.

Według radia “zniszczonych, spalonych lub zdegradowanych” zostało przynajmniej 250 fotoradarów. Władze nie potwierdziły tych informacji, prawdopodobnie z obawy przed efektem domina.

Fot. Twitter.com/lio1383

Tagi