TransInfo

Kierowca zdradza, jak do Rosji wozi się „sankcionkę”, czyli polskie towary objęte embargiem

Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

Nie jest tajemnicą, że większość produkcji, która trafia do Rosji pod metką białoruskiej, pochodzi z Polski. Dotyczy to głównie owoców, warzyw, produktów mlecznych i win. Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę z tego, jak szeroka siatka przemytników przyczynia się do tego, by na stoły Rosjan trafiły ekskluzywne produkty z Europy. Opowiedział o tym Siergiej, kierowca ciężarówki z Białorusi.

Rosjanie wielokrotnie wytykali rosyjskim władzom hipokryzję, odkrywając na dostępnych w sieci zdjęciach zakazane towary, które pojawiają się na stołach polityków podczas konferencji, bankietów i prywatnych imprez. W końcu służby coraz częściej chwalą się przejęciem wrażej “sankcionki” (produktów, objętych sankcjami), skąd zatem na rosyjskich stołach francuskie sery, polskie jabłka i hiszpańskie wina?

Jak się okazuje, w Europie Środkowo-Wschodniej działa niezwykle rozbudowana, międzynarodowa struktura, przerzucająca z Europy do Rosji towary, objęte embargiem.

Jak się odbywa transport “sankcionki”

Schemat jest bardzo prosty. Najpierw na Białoruś przybywa ciężarówka z ekskluzywnymi produktami z Polski, Francji albo Hiszpanii. Na granicy uiszcza się opłaty, pojazd przechodzi niezbędne odprawy i kontrolę. Wszystko dzieje się legalnie, zgodnie z procedurami.

Następnie ciężarówka rusza do magazynu. Tam ładunki są przeładowywane do innego samochodu, który pojedzie do Rosji. To właśnie na tym etapie dochodzi do zmiany pochodzenia towarów. Wszystkie oznakowania z nazwą “Poland” są ścierane, a na nich miejsce pojawia się oznaczenie białoruskie.

Następnie kierowca, który zresztą doskonale wie, co transportuje, otrzymuje niezbędną dokumentację przewozową. Zgodnie z nią ciężarówka być wyładowana w jednym z białoruskich miasteczek, położonych w pobliżu granicy z Federacją Rosyjską.

Tymczasem pod wskazany w liście przewozowym adres rozładunku ciężarówka nigdy nie trafia. Pojazd nawet nie jedzie w tym kierunku. Zamiast tego kierowca stawia się w umówionym miejscu niedaleko rosyjskiej granicy. W takim punkcie zjeżdża się więcej ciężarówek z podobnym ładunkiem. W wywiadzie dla portalu 3mv.ru Siergiej opowiada, że ostatnio było ich 16. Formują kolumnę i rozpoczynają trasę w kierunku Rosji.

Jazda odbywa się zawsze nocą i bocznymi drogami. Kolumnę eskortują przewodnicy, którzy jadą w osobnym samochodzie. Jeśli w trakcie jazdy coś się stanie i jedna ciężarówka musi się zatrzymać, nikt na nią nie czeka – kolumna ma się poruszać bez przeszkód.

Ciężarówki dojeżdżają do niestrzeżonego odcinka granicy, gdzie czeka na nie  kolejna grupa eskortująca. Kierowca Siergiej twierdzi, że podczas jego ostatniej trasy byli to przebrani za cywilów policjanci z obwodu pskowskiego, graniczącego z Białorusią, Łotwą i Estonią. Już w Rosji policjanci eskortują ciężarówki w dwóch samochodach, jadących w odległości dwóch kilometrów od ciężarówek  – jeden otwiera kolumnę, drugi ją zamyka. Za każdy pojazd eskorta pobiera 100 dolarów.

10-15 kilometrów dalej kolumna napotyka kolejną grupę ludzi, która pomaga kierowcom montować na naczepy plomby i wydaje truckerom komplet nowej dokumentacji przewozowej. Siergiej zwraca uwagę na to, że w jego aucie znajdowały się jabłka, a list przewozowy potwierdzał przewóz jakiegoś sprzętu o tej samej wadze.

W taki sposób wszystkie ciężarówki docierają z eskortą bez przeszkód aż do Sankt Petersburga, oddalonego od białoruskiej granicy o 550 kilometrów. Tutaj pojazdy trafiają do różnych magazynów, gdzie następuje rozładunek.

Ile się na tym zarabia?

Za udział w takim transporcie kierowcy otrzymują średnio 400 dolarów, jeśli jadą tylko z Białorusi do Rosji i około 2 tys. dolarów, jeśli wiozą towary bezpośrednio z kraju europejskiego. Jest to kwota bardzo duża i wielu kierowców jest chętnych na dodatkowy zarobek, zwłaszcza, że trucker nie ponosi odpowiedzialności za przewożony ładunek. W razie wpadki, karę poniesie właściciel ciężarówki i nadawca ładunku.

Kara zresztą nie jest dotkliwa. W najgorszym przypadku pojazd wraz z ładunkiem zostanie zatrzymywany i przetrzymany przez kilka miesięcy, póki produkty się nie zepsują. Później inspektorzy zwracają ciężarówkę i wciągają go na czarną listę. To zresztą też nie stanowi problemu – białoruscy przedsiębiorcy szybko rejestrują nową działalnością, wyrabiają dla ciężarówki nowe numery i takim sposobem, ku cichemu zadowoleniu wszystkich, pojazd znowu “wraca do gry”.

Fot. gpk.gov.by

Tagi