Odsłuchaj ten artykuł
Fot. Pixabay/Królestwo_Nauki/public domain
Rząd szykuje kolejne 500+, tym razem dla przewoźników. Jednak oni oczekują czegoś zupełnie innego
Prace nad nowym systemem opłat drogowych idą do przodu. W tym tygodniu sejmowa komisja finansów publicznych rozpatrzyła rządowy projekt, który zezwala na odliczenie od dochodu do 500 zł wydanych na zakup urządzenia OBU, służącego do zdalnych płatności za przejazd drogami w Polsce.
Od dochodu będzie można odliczyć maksymalnie 500 zł netto (na każdy pojazd).
Zaproponowana przewoźnikom przez Ministerstwo Finansów ulga dotyczy odliczenia od dochodu z tytułu poniesionych w 2021 r. kosztów nabycia urządzenia OBU/ZSL (zakup, leasing) i ich utrzymania np. kosztów abonamentu” – podaje PAP, powołując się na informacje zdobyte w resorcie finansów.
Tyle obietnice rządzących. Branża patrzy na nie jednak krytycznie.
Nie chcemy kolejnego 500+. Chcemy za to, by nowy system był prosty i klarowny, by każdy wiedział, co do niego należy – apelował w ubiegłym tygodniu podczas spotkania z przedstawicielami Krajowej Administracji Skarbowej Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych.
Urządzenia OBU budzą kontrowersje. Przewoźnicy najbardziej obawiają się, że przerzucenie obowiązku ich kupowania na nich doprowadzi do sytuacji, że będą oni odpowiadać finansowo za wszystkie usterki.
Straciłeś łączność i transmisję danych – płać karę. OBU źle funkcjonuje -– płać karę i dochodź ewentualnie odszkodowania od sprzedawcy OBU. OBU się zepsuło a gwarancja wygasła – płać za naprawę lub kupuj nowe, itd, itp. – Maciej Wroński, prezes związku Transport Logistyka Polska, wylicza mankamenty rządowej propozycji.
O jakich pieniądzach mowa?
Przypomnijmy że do tej pory urządzenia viaBOX umożliwiające płatność w systemie viaTOLL były przez użytkowników pobierane za kaucją (w wysokości 120 zł), zwracaną w całości po oddaniu sprawnego urządzenia.
Dziś nikt jeszcze nie wie, ile będą kosztowały urządzenia OBU/ZSL. TLP szacuje jednak, że na każdy pojazd rocznie może być to od 180 do 250 euro.
W skrajnym przypadku wszyscy użytkownicy mogą bowiem płacić za korzystanie z rządowego systemu co roku równowartość około 250 milionów euro, nie licząc oczywiście samych opłat za przejazd – wskazuje Maciej Wroński.
Przewoźnicy obawiają się również, że urządzeń po prostu zabraknie. Lista ich dostawców, jak przyznaje resort, wciąż jest aktualizowana (dziś jest to siedem firm dopuszczonych jako operatorzy ZSL i pięć jako operatorzy OBU).
Ministerstwo Finansów wskazuje jednak na alternatywę – płatności za przejazd będzie można również dokonywać za pomocą bezpłatnej aplikacji, którą zapewni resort. Narzędzie to ma umożliwiać opłacanie przejazdu autostradami A2 i A4 oraz monitorowanie przewozu towarów wrażliwych w systemie SENT-GEO.
Dalsze wątpliwości
Same urządzenia OBU nie są jednak jedyną kością niezgody między przewoźnikami a rządem, który szykuje zmianę systemu opłat drogowych.
Z analizy Instytutu Staszica – niezależnego think tanku zajmującego się m.in. tematyką gospodarczą wynika, że system e-TOLL może doprowadzić do skarg na Polskę przed instytucjami unijnymi, z uwagi na to, że dyskryminuje zewnętrznych przewoźników, którzy będą musieli ponosić koszty związane z transmisją danych. A te, zgodnie z obowiązującym prawem, nie mogą wchodzić w skład opłat za korzystanie z infrastruktury.
Wątpliwości budzi również satelitarny przekaz danych, na którym (nie jak dziś – na radiowym) oparty jest e-TOLL. Może to, zdaniem ekspertów, umożliwiać inwigilowanie kierowców.
Nie bez znaczenia jest również ciągłe przesuwanie startu systemu. Prace trwają od 2018 r., a parlament dopiero pracuje nad ustawami, które mają zapewnić im kolejne miesiące na dokończenie systemu e-TOLL. Pytanie, czy rzeczywiście chodzi o jego dokończenie.
Fot. Pixabay/Królestwo_Nauki/public domain