„Mamy do czynienia z coraz większą liczbą prowokacji ze Wschodu. W związku z tym w nocy z czwartku na piątek zamkniemy granicę z Białorusią” – oświadczył premier Donald Tusk przed posiedzeniem Rady Ministrów. Decyzja obejmuje zarówno przejścia drogowe, jak i kolejowe i – jak zaznaczono – ma charakter czasowy. Przejścia zostaną ponownie otwarte tylko wtedy, gdy rząd będzie miał pewność, że nie ma ryzyka dla bezpieczeństwa państwa i obywateli – informuje rząd.
Branża transportowa ostrzega przed perturbacjami
Dla przewoźników drogowych decyzja oznacza nie tylko przerwy w usługach, ale i realne ryzyko utraty płynności.
„Mamy nadzieję, że potrwa to krótko” – powiedział Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) w rozmowie z PAP. I ostrzegł:
Na pewno będą tacy, którzy nie wytrzymają i być może będzie to też przyczynkiem do podjęcia decyzji o zamknięciu działalności. Zaś ci, którzy przetrwają, zapewne będą mieć premię w postaci zwiększonego zainteresowania rynku ich usługami”.
Buczek podkreślił, że zamknięcie granicy oznacza wstrzymanie przepływu towarów między UE a krajami Wspólnoty Niepodległych Państw, takimi jak Kazachstan, Uzbekistan, Mongolia, Armenia czy Gruzja.
To spowoduje perturbacje dla przewoźników i właścicieli firm, a także spiętrzenie ruchu, które będzie trudne do rozładowania przy opieszałej pracy białoruskich służb celnych” – zaznaczył szef ZMPD cytowany przez PAP.
Koszty rosną, przychodów brak
Jan Buczek przypomniał, że „przerwy w usługach transportowych przekładają się na brak przychodów, podczas gdy koszty działalności pozostają niezmienne”. W praktyce oznacza to, że przewoźnicy muszą ponosić stałe wydatki – na wynagrodzenia, leasingi czy ubezpieczenia – mimo że ich ciężarówki stoją bez pracy.
Rekompensaty mało realne
Na pytanie o ewentualne wsparcie finansowe, Buczek ocenił perspektywy sceptycznie:
Transport drogowy w UE nie jest traktowany ze szczególną atencją tak jak np. rolnicy. Prawdopodobnie będą to pojedyncze przypadki i wątpię, żeby znalazły się środki na zaspokojenie tych oczekiwań”.
Choć środowisko transportowe podkreśla dramatyzm sytuacji, Buczek nie podważa samej decyzji rządu:
Rozumiemy, że to nie jest fanaberia. Z pewnością takie kroki podejmowane są z rozwagą i my to szanujemy”.