Odsłuchaj ten artykuł
ViaTOLL to blisko tysiąc bramownic i 40 różnych aplikacji. Od listopada ma się tym zająć GITD, ale czy sobie poradzi?
Już tylko tygodnie dzielą Główny Inspektorat Transportu Drogowego od przejęcia zarządzania nad Krajowym Systemem Poboru Opłat. Choć czasu zostało bardzo mało, nadal nie wiadomo, jak od 3 listopada będzie działał system. Czy Inspekcja jest gotowa do przejęcia obowiązków, a jeśli nie, to kto zrobi to za nią? Tymczasem już w lipcu eksperci z Instytutu Staszica szacowali, że „każdy dzień opóźnienia będzie kosztował Skarb Państwa wiele milionów złotych”.
Wczoraj media obiegła informacja, że zmiana na stanowisku operatora systemu będzie pozorna. Owszem, systemem ma zarządzać GITD, jednak większość kluczowych usług miałby świadczyć dotychczasowy wykonawca, czyli firma Kapsch. Inaczej niż dotychczasowo, nie w oparciu o umowę z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, lecz z Instytutem Łączności.
Nic nie wskazuje też na to, aby poszatkowanie poboru opłat na kilka oddzielnych zamówień i wprowadzenie pośredników wpłynęło na obniżenie kosztów utrzymania systemu – ocenia „Puls Biznesu”, który ujawnił rewelacje dotyczące zarządzania systemem.
Zdaniem dziennika, Instytut Łączności chce przekazać większość prac, którymi miał się zajmować przy systemie poboru opłat, właśnie firmie Kapsch Telematic Services. Negocjacje podobno trwają, a zamówienie ma opiewać na kwotę około 350 mln zł brutto. Dzwoniliśmy w tej sprawie zarówno do GITD, jak i do Kapscha. W obu miejscach kategorycznie odmówiono komentarza w tej sprawie. Na odpowiedzi na szczegółowe pytania dotyczące chociażby tego, jak system będzie działał po 3 listopada, jeszcze czekamy.
Krzysztof Gorzkowski, pr & marketing manager Kapsch Telematic Services stwierdził jedynie w rozmowie z Trans.INFO, że Kapsch jest operatorem systemu do 2 listopada br., zgodnie z umową. Również zgodnie z nią przekaże 3 listopada system operatorowi zastępczemu, czyli GITD.
Rozszerzenie systemu viaTOLL w 2017 r., fot. viatoll.pl
Kapsch nie odejdzie na długo?
Do tej pory system e-myta zarządzany był przez prywatnego operatora – firmę Kapsch. Gdy Rada Ministrów podejmowała decyzję, że kolejne odcinki dróg mają zostać objęte opłatami, wówczas Kapsch musiał wywiązać się z tego w ciągu 16 tygodni.
– W tym czasie musimy zbudować bramownice, odebrać je, przetestować i zintegrować z systemem poboru opłat – tłumaczył w styczniu Krzysztof Gorzkowski, na łamach portalu dziennik.pl.
I już w styczniu ten sam portal podawał, powołując się na słowa szefa GITD Alvina Gajadhura, że tego rodzaju przygotowaniem Inspekcja nie będzie się zajmować samodzielnie, ale za pomocą podwykonawców.
W grę wchodzi np. budowa nowych bramownic (gdy kolejne drogi będą obejmowane opłatami), produkcja urządzeń pokładowych, z których korzystają kierowcy, czy obsługa odcinków z manualnym systemem poboru opłat – pisała gazeta.
Niektórzy już wówczas spekulowali, że jednym ze wspomnianych podwykonawców mógłby być właśnie… Kapsch. Firma jak dotąd ucina spekulacje na ten temat.
Ministerstwo chce zmian. Ma argumenty
Tymczasem pomysłodawca przejęcia przez GITD systemu poboru opłat, Andrzej Adamczyk – minister infrastruktury i budownictwa, przekonywał od samego początku, że Inspekcja sobie poradzi. Więcej nawet, że taki ruch będzie oznaczał dla państwa pewne oszczędności.
– Jesteśmy przekonani, że przejmując to zadanie, ITD będzie mogła optymalizować koszty, a państwo zyska bezpośrednią kontrolę nad pracą tego systemu – mówił w styczniu.
Dlaczego ministerstwo chciało, by system poboru opłat przeszedł w ręce państwa?
Już pod koniec 2017 r. minister Andrzej Adamczyk przekonywał, że chce stworzyć „nowoczesny system satelitarny”, a wprowadzenie nowych funkcjonalności byłoby prostsze, gdyby operatorem była ITD. Co więcej, decyzja o zmianie operatora mogłaby doprowadzić również do uszczelnienia systemu podatkowego.
– Pobór opłat to nie tylko podstawowy cel. Na Węgrzech system poboru opłat pomógł zlikwidować karuzele vatowskie – wyjaśniał Adamczyk.
Rynekinfrastruktury.pl pisał ponadto, że przejęcie systemu przez państwo mogłoby „pozwolić na jego bardziej elastyczne wykorzystywanie, w tym m.in. na potrzeby (…) monitoringu przewozu drogowego towarów, sankcjonowania naruszeń dotyczących przejazdów pojazdami nienormatywnymi czy kontroli zezwoleń wydawanych dla przewoźników zagranicznych.”
Pół roku później Instytut Staszica, niezależny think-tank, zajmujący się kwestiami społecznymi i gospodarczymi, opublikował raport, w którym surowo oceniał nie tylko samą koncepcję, ale i przygotowanie do jej realizacji. Były nieco ponad trzy miesiące do przejęcia Krajowego Systemu Poboru Opłat przez GITD.
ViaTOLL to nie tylko tysiąc bramownic
Instytut alarmował: Każdy dzień opóźnienia będzie kosztował Skarb Państwa wiele milionów złotych. I przekonywał, że wiele wskazuje na to, że do opóźnienia dojdzie, chociażby ze względu na to, że „na kilka miesięcy przed przejęciem systemu GITD nie ma dostępu do podstawowej dokumentacji, bez której proces przygotowawczy jest faktycznie nie do zrealizowania.” Donosił przy tym, że GITD musi przygotować przetargi przynajmniej w sześciu obszarach, związanych z obsługą systemu.
Obsługą wyjątkowo skomplikowaną. Jak policzył Instytut, „viaTOLL to 40 różnych aplikacji, 9 miliardów nowych rekordów, które są rejestrowane w bazach każdego roku, 200 serwerów, 20 interfejsów, podwójne łącza z każdą z 964 bramownic obecnie działających na polskich drogach i system transakcyjny działający bez przerwy (każda przerwa to straty dla budżetu państwa)”.
System viaTOLL w liczbach
Obecnie w systemie viaTOLL zarejestrowanych jest ponad 1,175 tys. pojazdów oraz 754 tys. firm. Niezmiennie największy udział mają wśród nich przewoźnicy z Polski (61,6 proc.), a wśród najliczniej reprezentowanych obcokrajowców są Niemcy (5,8 proc.), Litwini (4,1 proc.) i Ukraińcy (3 proc.).
Pod koniec czerwca 2018 roku łączna wartość środków przekazanych z systemu viaTOLL do Krajowego Funduszu Drogowego przekroczyła 10 mld zł.
– Każda złotówka zebrana od przewoźników poruszających się po polskich drogach trafia bezpośrednio do KFD. W ten sposób kierowcy i przedsiębiorcy współuczestniczą w budowie infrastruktury, z której korzystają. Pieniądze, które Kapsch dostaje za obsługę systemu, też zostają w Polsce. Z nich opłacamy pensje, rachunki za prąd i przesył danych oraz faktury naszych podwykonawców m. in.: budujących bramownice – przekonuje Marek Cywiński, dyrektor zarządzający firmy Kapsch Telematic Services.
Źródło: viatoll.pl.
Na każdą straconą złotówkę przypada sto złotych
Podczas gdy obie strony zainteresowane tą skomplikowaną obsługą milczą, warto zastanowić się, czysto teoretycznie, co czeka nas już na początku listopada. Zdaniem specjalistów z Instytutu Staszica, jest możliwe, żeby kontrakt z Kapschem został przymusowo przedłużony. Oczywiście pod warunkiem, że żądanie zostanie odpowiednio wcześnie zgłoszone.
Tak naprawdę do podjęcia takiej decyzji pozostało bardzo mało czasu – i jeśli ma ona być skuteczna, to powinna zapaść jeszcze w najbliższych dniach – przekonywali eksperci w lipcu.
I znów – brak informacji, czy firma otrzymała takie żądanie. Jeśli więc rzeczywiście z początkiem nadchodzącego miesiąca system przejdzie pod kontrolę GITD, straty, wynikające z ewentualnych opóźnień, „nie będą zrekompensowane w żaden sposób, tak jak miało to miejsce w przypadku kontraktu z prywatnym operatorem” – alarmuje Instytut.
Kontrakt z Kapsch zakładał, że firma będzie ponosić odpowiedzialność finansową za straty. Za każdą złotówkę – aż 100 złotych.
W przypadku, gdy systemem będą zarządzać urzędnicy, taka odpowiedzialność nie wchodzi w grę – zaznacza Instytut.
Fot. viatoll.pl