Odsłuchaj ten artykuł
Fot. archiwum prywatne Anny Zawady
Wakacje w szoferce z tatą były najlepsze. Teraz, jako dorosła też pracuje za kierownicą ciężarówki
Zamiłowanie do pracy kierowcy ma w genach – ten zawód wykonywali jej ojciec i dziadek. Wiele czasu spędziła też towarzysząc tacie w trasach po całej Europie. Marzenia o kierowaniu ciężarówką spełniła, gdy zaczęła dorosłe życie. Nie było jednak łatwo wejść do męskiego środowiska. Anna Zawada przekonuje, że warto walczyć o marzenia, bo wtedy człowiek czerpie ze swojej pracy dumę i pewność siebie. I jest przykładem kolejnej kobiety, która doskonale radzi sobie w zawodzie kierowcy – o czym przypomina kampania Fundacji Truckers Life.
Natalia Janiszewska, Truckers Life: Skąd pomysł na wybór takiej ścieżki zawodowej?
Anna Zawada: To wszystko zrodziło się w mojej głowie dosyć dawno temu. Kiedy byłam dzieckiem, mój tato – kierowca zawodowy, zabierał mnie w trasy. I w zasadzie kiedy nadchodziły wakacje, a ja miałam do wyboru pobyt nad morzem lub wyjazd z tatą w trasę, to zawsze wybierałam to drugie. Szczerze mówiąc, najbardziej z dzieciństwa zapamiętałam właśnie te wyjazdy. Już jako kilkuletnie dziecko zwiedziłam Rumunię, Bułgarię, Węgry i Niemcy.
Fot. archiwum prywatne Anny Zawady
Potem, jako typowa nastolatka przechodziłam okres buntu i ciężarówki zupełnie zniknęły z mojej głowy. Aż w końcu poznałam chłopaka, który był “busiarzem”. Zaczęliśmy jeździć razem po Europie, głównie po Francji, w której się zakochałam. I to chyba wtedy nastąpił ten przełom, ta decyzja. Moje drogi z tamtym chłopakiem się rozeszły, choć chyba trafniej będzie powiedzieć – rozjechały, ale marzenia zostały.
I jak to się zaczęło?
W 2019 roku zrobiłam prawo jazdy C i E. Co ciekawe egzamin na kat. B udało mi się zdać dopiero za trzecim razem, a na C + E za pierwszym. Aby nabrać doświadczeń jeździłam z tatą w podwójnej obsadzie w trasy międzynarodowe. Woziliśmy części do traktorów. Niestety, wraz z nadejściem pandemii, w firmie, dla której pracowaliśmy nastąpiła redukcja zatrudnienia i zostaliśmy zwolnieni. Rozpoczęłam więc poszukiwania pracy w swoim rodzinnym mieście – w Krośnie Odrzańskim. Zależało mi na tym, aby znaleźć pracę, która pozwoli mi być codziennie w domu.
Rzeczywistość szybko zweryfikowała moje marzenia. O pracę było bardzo trudno z dwóch powodów. Po pierwsze, nie miałam w tamtym czasie praktycznie żadnego doświadczenia, a po drugie – i wydaje mi się, że ten czynnik przeważał, byłam kobietą. Dzwoniłam do lokalnych firm, które poszukiwały kierowców i niestety, miałam kilka razy wrażenie, że ogłoszenie “przestało być aktualne” bo zadzwoniła kobieta. W końcu się udało. Myślę, że nie bez znaczenia był fakt, że żona dyspozytora, który przeprowadzał ze mną rozmowę kwalifikacyjną, też jeździ ciężarówką. Swoją przygodę zaczęłam w ciężarówce – solówce.
Jak wyglądały Twoje pierwsze dni w nowej pracy?
Na samym początku – byłam jedyną kobietą na budowie, na której pracowaliśmy – kilkukrotnie musiałam udowadnić, że zasługuję na szacunek – z ukrycia robiono mi zdjęcia, gwizdano na mnie. Kiedy coś poszło nie tak, niektórzy panowie po prostu głośno się śmiali. Kiedyś zasugerowano mi nawet, że powinnam jeździć w miniówce i szpilkach. Po miesiącu pracy na budowie przydzielono mi ciężarówkę – wywrotkę. Jeżdżę nią do dzisiaj. Wożę żwir, piasek, bazalt. Codziennie robię około 400 km, pracuję 10 godzin, wszystkie weekendy mam wolne i ta praca bardzo mi się podoba.
Fot. archiwum prywatne Anny Zawady
Spełniasz się w swojej pracy? To przecież ciężka fizyczna praca.
Nie do końca zgadzam się z tym stwierdzeniem. Nasza praca, oprócz siły fizycznej, wymaga też innych cech: umiejętności skupienia się, uważności, przewidywania. Myślę, że to jest najbardziej potrzebne za kółkiem.
Odkąd zaczęłam jeździć czuję się spełniona i zadowolona z tego co robię i jak wygląda moje życie. Muszę przyznać, że to uczucie kiedy jedziesz ogromną ciężarówką i widzisz pozdrowienia i uśmiechy innych kierowców czy przechodniów jest bardzo miłe. Wychodzę też z założenia, że skoro większość swojego życia spędzamy w pracy, to nie ma sensu robienie czegoś, czego się nie lubi. Mam duże szczęście, że udało mi się połączyć pracę z pasją. Nie wykonuję jej za karę, to jest po prostu moje życie.
Fot. archiwum prywatne Anny Zawady
Myślałaś kiedyś o innym zawodzie?
Tak, nawet próbowałam zająć się czymś innym. Planowałam zostać mobilną fizjoterapeutką, ale podczas badań lekarskich okazało się, że moja wada wzroku nie pozwala mi wykonywać tej pracy. Zrezygnowałam ze studiów i załamałam się. Przez jakiś czas pracowałam także w magazynach i gastronomii. W żadnym z tych miejsc nie potrafiłam się odnaleźć. Pracując w lokalnej restauracji byłam zadowolona tylko wtedy, gdy odpowiadałam za dowóz złożonych zamówień.
Twoja obecna praca to dobry sposób żeby zapewnić sobie godne i spokojne życie?
Można znaleźć taką pracę, która pozwala być codziennie w domu i zarobić dobre pieniądze, lepsze niż w innej, która może uchodzić za bardziej kobiecą. Nie żyję od 10-go do 10-go. Na pewno trudniej jest ustabilizować swoje życie w przypadku pracy w transporcie międzynarodowym. Wiem to, bo moim ojcem jest kierowca zawodowy. Zapewnił nam bardzo dobry byt, ale bardzo nam go brakowało w wielu momentach. Z drugiej strony, w małej miejscowości trudno jest znaleźć pracę, która daje duże zarobki i jednocześnie pozostawia dużo wolnego czasu dla bliskich. Tato poświęcił się dla nas i zawsze będę mu za to wdzięczna. Wiem też, że dla niego to również było ciężkie. Podziwiam też moją mamę – miała na głowie dom, dwójkę dzieci i jednocześnie pracowała na etacie w szpitalu.
Każdy się nadaje by być kierowcą zawodowym?
To jest to tak samo, jak z prawem jazdy kat. B czy gotowaniem – nie każdy się do tego nadaje, nie każdy to czuje. Ja mam to w genach. Mój dziadek też był kierowcą zawodowym – w latach 80-tych jeździł jako kierowca PKS-u do Iraku. To były zupełnie inne czasy – nie było tachografów, nawigacji, wspomagania kierownicy, telefonów. O klimatyzacji nie wspominając. Teraz ta praca wydaje się być trudna i wymagająca, a co dopiero wtedy.
Dziadek, chociaż jest już na emeryturze, to wciąż czasami wsiada za kierownicę. I taki to jest właśnie zawód – ciągnie. Albo to w sobie masz i to czujesz, albo nie.
Co byś poradziła innym kobietom, które rozważają wybór tego zawodu albo są na początku swojej drogi?
W zasadzie to trzy rzeczy: nie przejmować się opiniami innych, nie demotywować, zaufać sobie – to wszystko jest kwestią opanowania emocji i nabycia praktyki. Początki bywają trudne w każdym zawodzie. Kiedy zaczęłam jeździć, to odzyskałam dużo pewności siebie, poczułam się wielka i dumna. W żadnej pracy tego nie doświadczyłam.
Fot. archiwum prywatne Anny Zawady
Wywiad został zrealizowany w ramach kampanii “Jestem kobietą, kieruję”, której celem jest jest zwrócenie uwagi na kobiety w branży transportowej oraz zachęcenie do przekwalifikowania się tych kobiet, które ze względów rodzinnych, społecznych lub ekonomicznych znalazły się w trudnej sytuacji i stanęły przed koniecznością zmiany swojego dotychczasowego życia.
Inicjatorem kampanii jest Fundacja Truckers Life.
Kampania została sfinansowana ze środków Kulczyk Foundation.