Odsłuchaj ten artykuł
Fot. Aramco
Nowego kryzysu naftowego raczej nie będzie. Ceny paliw zapewne jednak wzrosną
Eskalacja konfliktu na Bliskim Wschodzie i otwarta wojna między Izraelem i Hamasem spowodowała skok cen ropy. Pomimo naturalnych skojarzeń z rokiem 1973 raczej nie należy spodziewać się kryzysu energetycznego. Co nie znaczy, że na stacjach nie będzie drożej.
Z artykułu dowiesz się:
- czy obecna wojna na Bliskim Wschodzie spowoduje długofalowy wzrost cen ropy
- dlaczego Polska może mieć problem w przypadku wstrzymania dostaw ropy z Półwyspu Arabskiego
- jakie są perspektywy dla cen na stacjach paliw w Polsce
Atak na Izrael w święto żydowskie, zaskoczenie tego państwa i nieudolność wojska i służb – analogie z wojną Jom Kippur w 1973 r. nasuwają się same. Wówczas wojna miała daleko idące konsekwencje dla światowej gospodarki. Państwa arabskie wstrzymały wówczas dostawy ropy do krajów zachodnich popierających Izrael. Przełożyło się to na drastyczny wzrost cen ropy i kryzys energetyczny lat 70., a w konsekwencji także kryzys gospodarczy tamtej dekady.
Naturalnie nowy konflikt militarny na Bliskim Wschodzie, na obrzeżach roponośnego Półwyspu Arabskiego, musiał przełożyć się na skok cen tego surowca. O ile jeszcze w piątek ropa kosztowała 84,4 dolary za baryłkę to po wybuchu walk w weekend, w poniedziałek rano cena przekroczyła już 88 dolarów.
Powtórki z 1973 nie będzie
Na razie na tym analogie z 1973 r. się kończą. Jakub Bogucki, ekspert z e-petrol, firmy analizującej rynek paliw, nie spodziewa się powtórki z kryzysu energetycznego.
„Nie ma zagrożenia dla dostaw, produkcji i tranzytu ropy” – twierdzi.
„Po tych trzech dniach rynek się przyzwyczaił do sytuacji. Cena już się ustabilizowała” – dodał ekspert.
Rafał Bogucki nie spodziewa się też jakiegoś drastycznego wzrostu cen ropy. „Jeśli nie dojdzie do żadnej eskalacji konfliktu, zaangażowania w niego dalszych państw arabskich czy szczególnie Iranu” – zastrzega.
Warto zaznaczyć, iż obecna cena 88 dolarów za baryłkę jest znacznie mniejsza niż pod koniec września. W ciągu ostatnich dwóch tygodni września cena przekroczyła 94 dolary i od tamtego momentu spadała.
Z deszczu pod rynnę?
Wzrost cen paliw związany z drożejącą ropą to tylko jedno zmartwienie. Drugim jest potencjalny brak dostaw tego surowca z krajów Półwyspu Arabskiego – gdyby konflikt rozszerzył się na Iran lub Arabię Saudyjską. To mocno uderzyłoby w nasz kraj. A wszystko przez podejmowane od wybuchu wojny na Ukrainie wysiłki w celu dywersyfikacji źródeł dostaw ropy naftowej. Może się okazać, iż uwolnienie się od uzależnienia od dostaw rosyjskich może być dla naszego kraju kłopotliwe.
Dziś znaczna część dostaw tego najważniejszego dla gospodarki surowca, a w szczególności dla transportu, Polska pozyskuje właśnie z Bliskiego Wschodu. Według najnowszego raportu Narodowego Banku Polskiego dotyczącego bilansu płatniczego w II kwartale aż 49 proc. importu ropy pochodziło z Arabii Saudyjskiej. Jeszcze pod koniec 2022 r. było to 29 proc. Bliskowschodnie królestwo jest największym eksporterem „czarnego złota” do Polski.
Będzie drożej, ale nie przez wojnę
Na razie konflikt w strefie Gazy nie przekłada się na wyższe ceny na stacjach. Jakub Bogucki twierdzi, iż na zachodnioeuropejskich stacjach nie zanotowano większego wzrostu cen. Podkreśla, iż skok cen ropy na cenach detalicznych odbija się z opóźnieniem, i w perspektywie tygodni można się spodziewać lekkiego wzrostu, ale, jak zaznacza ekspert e-petrol, „nie będzie on paniczny”.
Podobnie nie widać skoku cenowego na stacjach w Polsce, choć u nas na poziom cen wpływ ma też okres przedwyborczy.
Wzrostu cen w najbliższych tygodniach nie przewiduje koncern Orlen.
„Będziemy kontynuować naszą politykę cenową” – PAP cytuje Daniela Obajtka, prezesa koncernu.
“Zdywersyfikowaliśmy dostawy ropy, podpisaliśmy długoterminowe kontrakty, zbudowaliśmy też silne kompetencje handlowe. Dzięki zrealizowanym w ostatnich latach fuzjom mamy większe możliwości negocjacyjne i jesteśmy obecnie znacznie bardziej odporni na zawirowania na rynkach niż miało to miejsce w przeszłości. Patrząc krótko- i średnioterminowo, nie widzimy powodów, aby podnosić ceny” – dodał Obajtek.
Jednak nie wszyscy są przekonani o tym, iż da się utrzymać obecny poziom cen w Polsce. Przemysław Litwiniuk, członek Rady Polityki Pieniężnej, powiedział w poniedziałek serwisowi TVN 24, iż spodziewa się około 10 proc. wzrostu cen paliw w listopadzie. Za komentarz ten został skrytykowany przez Radę, która twierdzi, iż nie jest od prognozowania cen paliw.
Także analitycy e-petrol opublikowali prognozę, w której spodziewają się do końca listopada wyraźnego wzrostu cen detalicznych paliw w Polsce.
„Na następny miesiąc przewidujemy zwyżki cen benzyny i diesla o nawet 0,9 -1 zł” – twierdzi Bogucki.
A to wszystko zakładając, iż na Bliskim Wschodzie nie wydarzy się nic nadzwyczajnego.