REKLAMA
Eurowag

Jesienne wybory: droga do Poznania

Odsłuchaj artykuł

Ten artykuł przeczytasz w 4 minuty

Kilka dni temu Ministerstwo Rozwoju Regionalnego poinformowało, że na budowę drogi ekspresowej S5 między Poznaniem a Wrocławiem przyzna ponad miliard złotych. Jak z entuzjazmem oświadczyła Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, jej realizacja rozpocznie się już w przyszłym roku. Wydawałoby się, że to świetna wiadomość dla kierowców, bo droga krajowa, która obecnie łączy oba miasta, należy do najbardziej niebezpiecznych w Polsce. Często dochodzi tam do tragicznych wypadków. Na długich odcinkach nie ma poboczy, są za to dziury i koleiny. Jeździ się tamtędy ciężko, bo z okolicznych pól wyjeżdżają na trasę traktory, kombajny i inne snopowiązałki. Do tego droga przecina wioski i miasteczka. Byłoby więc cudownie, gdyby za trzy lata ten koszmar rzeczywiście się skończył. GDDKiA obiecuje, że budowa potrwa dwa lata, a potem to już będziemy jeździć tylko szybko i bezpiecznie.

Wszystko pięknie, ale coś tu jednak nie pasuje. Dofinansowanie dostał wyłącznie odcinek wielkopolski. Dolnośląski jest wciąż na liście rezerwowej i ma być realizowany najwcześniej po 2013 roku. To o tyle dziwne, że poznański oddział GDDKiA jest dopiero w trakcie przygotowań do budowy. Jeszcze wiele miesięcy minie, nim tamtejsi drogowcy uzyskają kluczową w przypadku inwestycji decyzję środowiskową, a muszą jeszcze zaprojektować trasę. Wrocławski odcinek można by natomiast budować niemal z marszu. Decyzję środowiskową mamy już od roku. Gotowe są też wszystkie projekty, a dodatkowo dysponujemy kompletną dokumentacją przetargową. Wystarczy uzyskać zgodę na realizację inwestycji, wybrać wykonawców i można by już wbijać pierwszą łopatę. Dlaczego więc to nie Wrocław, a Poznań dostał cenny miliard? To kompletnie nielogiczne, zwłaszcza że rząd niejednokrotnie zapewniał, że największe szanse na dofinansowanie mają projekty, które są najlepiej przygotowane.

Próbowaliśmy znaleźć odpowiedź, jednak Ministerstwo Rozwoju Gospodarczego odesłało nas do resortu infrastruktury, że to niby on rekomendował budowę wielkopolskiego odcinka S5. W tej sytuacji tam wysłaliśmy pytania. Pozostały jednak bez odpowiedzi. W sumie nie ma się co dziwić, bo jak to wytłumaczyć, że pieniądze dostaje odcinek, który realizowany będzie dopiero za rok, a nie ten, który mógłby powstawać już teraz.

Wszystko staje się jednak jasne, gdy prześledzi się historię tej inwestycji. Przygotowania do niej rozpoczęły się w 2004 roku. Wciąż brakowało jednak pieniędzy. Aż nagle za rządów PiS budowę S5 uznano za inwestycję priorytetową dla organizacji mistrzostw Euro. Wpisano ją wtedy do programu budowy dróg na lata 2008-2012. Tuż przed wyborami w 2007 roku rząd chwalił się, że da na jej budowę 4,2 mld zł. Deklarację po zwycięskich wyborach podtrzymała Platforma Obywatelska i trasa trafiła do kolejnego rządowego dokumentu strategicznego – Narodowego Programu Wielkiej Budowy. Na tym zapał się jednak skończył. Mistrzostwa mistrzostwami, ale ubiegłej zimy inwestycja została skreślona z listy priorytetów i trafiła na ławkę rezerwową. Ministerstwo Infrastruktury tłumaczyło, że to wynik złego stanu finansów publicznych.

Teraz zbliżają się kolejne wybory i co? Rząd przekonuje, że pieniądze jednak są. Jak z rękawa wyjmuje miliard i mówi poznaniakom: "Macie, budujcie". Może sobie na to pozwolić, bo dobrze wie, że nim Polacy pójdą do urn, nikt go z tej deklaracji nie rozliczy, bo Poznań nie jest gotowy do budowy. Gdy natomiast będzie i pieniądze rzeczywiście staną się potrzebne, będzie już dawno po wyborach. Wtedy pewnie znów usłyszymy, że jest recesja i trzeba ciąć inwestycje.

Z Wrocławiem to by nie przeszło, bo już teraz trzeba by wyłożyć gotówkę, a najwyraźniej budżet nie jest na to gotowy.

Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław

Autor: Łukasz Majcher