Fot. Canva

Nowa propozycja zmian w wynagrodzeniach kierowców. Nadal uderza po kieszeni, ale resort przychylił się do apeli przewoźników

Poprzednie propozycje rządu oznaczały wzrost kosztów ponoszonych przez przewoźników o 30 mld złotych rocznie. Tym razem ma być taniej, jednak w zależności od tego, ile zarabia kierowca, jego szef będzie musiał się liczyć z wzrostem kosztów nawet o 20 proc.

Ten artykuł przeczytasz w 7 minut

Pod koniec października przedstawiciele organizacji zrzeszających przewoźników spotkali się z urzędnikami z Ministerstwa Infrastruktury. Zaprezentowano wówczas nowe propozycje rządu dotyczące m.in. zmian w sposobie wynagradzanie kierowców. Przewoźnicy twierdzą, że nowsze pomysły są nieco lepsze niż te, które przedstawiono im kilka miesięcy wcześniej.

Przypomnijmy – poprzednie propozycje resortu w zakresie zmian w modelu wynagradzania kierowców opierały się na eliminacji podróży służbowych.

Nie byłoby diet i ryczałtów, a w efekcie wynagrodzenie zasadnicze wypłacane pracownikowi musiałoby wzrosnąć radykalnie. Co za tym idzie, wzrosłyby również należności publicznoprawne, począwszy od składek na ZUS czy podatku – tłumaczy Piotr Mikiel, dyrektor Departamentu Transportu w Zrzeszeniu Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.

Przedstawiciele branży transportowej alarmowali, że zaproponowane rozwiązania mogłyby doprowadzić nawet do upadłości niektórych przedsiębiorstw. Tym bardziej, że pojawiły się i zmiany, które zrewolucjonizowałyby sposób prowadzenia przez nich działalności.

Były to zmiany, na które przewoźnicy nie mogli się zgodzić, bo byłyby nie do zrealizowania, jak choćby tworzenie harmonogramów pracy na miesiąc do przodu. W międzynarodowym transporcie drogowym nie możliwości, aby pracę kierowcy w sposób racjonalny zaplanować na tak długi okres – przekonuje Łukasz Włoch, ekspert Grupy Inelo.

– Jeśli koszty działalności miałyby wzrosnąć o 30-40 proc. z miesiąca na miesiąc, to wiele firm transportowych tego nie udźwignie. Dlatego na przykład w kwestii wyższych wynagrodzeń dla kierowców wynikających z Pakietu Mobilności powinniśmy znaleźć rozwiązanie łagodzące te skutki. Koszty będą większe, co jest nieuniknione i przewoźnicy zdają sobie z tego sprawę, ale nie powinny wzrosnąć w tak drastyczny sposób – dodał.

Oszacowano wówczas, że dla całej branży transportowej proponowane zmiany (wśród których, obok tworzenia wspomnianych harmonogramów pracy na miesiąc do przodu, znalazły się również pomysły wprowadzenia stałych godzin pracy dla kierowców), oznaczają wzrost kosztów o 30 mld złotych rocznie.

A szacunki te nie uwzględniały jeszcze kosztów związanych z drastycznych podniesieniem kar, również znajdującym się w projekcie i wynikającym z adoptowania przepisów Pakietu Mobilności do prawa krajowego – przypomina Maciej Wroński, prezes związku Transport Logistyka Polska. – Zważywszy, że cała branża jest w stanie wygenerować rocznie zysk na poziomie 10-12 mld zł, łatwo policzyć, do jakiego stopnia znaleźlibyśmy się pod kreską – dodaje.

W górę, choć niżej

Pod koniec października resort infrastruktury przedstawił więc nową propozycję – uznano, że kierowca w ruchu międzynarodowym nie jest w podróży służbowej, ale w związku z tym w stosunku do niego powinny być stosowane te same rozwiązania, jakie stosowane są np. wobec pracowników sektora budowlanego, wysyłanych czasowo do pracy w innym kraju.

A więc pracodawca ma możliwość odliczenia od podstawy oskładkowania równowartości wysokości diet, które obowiązują na terytorium danego kraju – tłumaczy Piotr Mikiel.

– Jest jednak warunek. Przychód kierowcy musi być wyższy niż od prognozowanego średniego wynagrodzenia w gospodarce, które jest corocznie określane przez Ministra Pracy. W przyszłym roku ma ono wynosić 5900 zł. Jeśli przychód kierowcy przekracza tę wartość, pracodawca może od niego odliczyć równowartość wysokości diety za każdy dzień pobytu kierowcy za granica, jednak nie niżej niż do wspomnianej kwoty 5900 zł – dodaje.

Dla przewoźnika korzyść jest wyraźna. Składek nie będzie bowiem musiał płacić od pełnego przychodu netto kierowcy, który dziś waha się od 7 do nawet 9 tys. zł.

Przedstawiciele branży transportowej nie mają wątpliwości, że koszty pracownicze i tak pójdą w górę.

Szacujemy, że przy takim rozwiązaniu nawet do 20 proc. na kierowcę – ocenia Mikiel.

– Oczywiście, chcielibyśmy, by wzrost był niższy, ale to wiązałoby się z koniecznością wprowadzenia zmian w ustawie o podatku dochodowym od osób fizycznych, itp. A resort od początku zastrzegł, że nie będzie tak daleko idących zmian, które mogłyby prowadzić do ustanowienia płacy sektorowej – kwituje Piotr Mikiel.

Przykładowy wzrost kosztów pracodawcy po wprowadzonych zmianach

Sytuacja 1.

Kategoria Obecnie Zmiany związane z delegowaniem
wynagrodzenie brutto pracownika 3500 zł 9617,16 zł
wynagrodzenie netto pracownika 7539,34 zł 7539,34 zł
całkowity koszt brutto wynagrodzenia pracodawcy 9221,35 zł 10 837,69 zł
różnica w % 17,53%

Sytuacja 2.

Kategoria Obecnie Zmiany związane z delegowaniem
wynagrodzenie brutto pracownika 7000 zł 10863,67 zł
wynagrodzenie netto pracownika 8507,67 zł 8507,67 zł
całkowity koszt brutto wynagrodzenia pracodawcy 11 942,7 zł 12 193,77 zł
różnica w % 2,1%

Drożsi niż Niemcy i Francuzi

Po co więc cokolwiek zmieniać? Nie ma innego wyjścia.

Od 2 lutego 2022 r. zaczną obowiązywać przepisy krajowe w innych państwach Unii Europejskiej, wydane na podstawie lex specialis oraz zmienionej dyrektywy o pracownikach delegowanych, którą wdraża w transporcie towarów Pakiet Mobilności. Spowodują, że nasz dotychczasowych model wynagrodzenia, związany z podróżą służbową, nie tylko stałby się nieopłacalny, ale generowałby znacznie większe koszty pracy, niż te, które ponosić będą przewoźnicy z najbogatszych krajów Wspólnoty, np. z Francji, Holandii lub Niemiec – przypomina Maciej Wroński.

Z przepisów unijnych wynika bowiem obowiązek płacenia kierowcom już nie pensji minimalnej, ale takiej samej, jaką otrzymują ich koledzy po fachu w danym kraju.

Nie możemy do tego wliczać ani złotówki wypłacanej pracownikom z tytułu diet i ryczałtów. Z drugie strony z przepisów krajowych wynikałby obowiązek dalszego wypłacania tego rodzaju dodatków, a to oznacza, że o tę kwotę bylibyśmy drożsi od francuskich lub niemieckich konkurentów – tłumaczy Wroński.

Nie na ostatnią chwilę

O tym, że coś należy zrobić w kwestii modelu wynagrodzenia kierowców w Polsce, wiadomo od lat – ściślej – od 2016 r., kiedy to Trybunał Konstytucyjny uznał, że kierowca nie może być w permanentnej podróży służbowej, a w związku z tym należy zmienić warunki jego pracy i wynagradzania.

Rząd zaczął prace nad projektem, który tego dotyczył, wówczas jednak organizacje przewoźników zaapelowały o ich wstrzymanie. W Unii Europejskiej trwały już dyskusje na temat Pakietu Mobilności i Dyrektywy o delegowaniu, uznaliśmy, że należy poczekać do ich zakończenia, by wiedzieć, jakie rozwiązania zostaną ostatecznie przyjęte aby móc dostosować do nich przepisy krajowe. Nie było więc sensu wykonywać dwa razy tej samej pracy – wspomina Piotr Mikiel z ZMPD.

Gdy Pakiet Mobilności został uchwalony w ubiegłym roku, w grudniu organizacje zaapelowały do polskich władz o pilne zajęcie się kwestiami dotyczącymi wynagrodzeń kierowców.

Niestety, mimo wielokrotnych próśb, pierwszy projekt zmian prawnych pojawił się dopiero w ostatnich dniach lipca tego roku. Jak pamiętamy, dalece niesatysfakcjonujący. Teraz czas nagli, a my wciąż słyszymy, że pewnymi sprawami władze zajmą się później – dodaje.

Projekt, który zrzeszenia przewoźników poznały kilkanaście dni temu, znajduje się dopiero na etapie uzgodnień międzyresortowych.

Jeszcze Komitet Stały Rady Ministrów, Komisja Prawnicza, sama Rada Ministrów… Wiele się może zmienić – wylicza Maciej Wroński z TLP. – Tymczasem przewoźnicy muszą się wcześniej przygotować do zmian, które ostatecznie wejdą w życie w lutym przyszłego roku. Muszą uwzględnić w kalkulacjach wyższe wynagrodzenia, być może pozmieniać umowy o pracę lub zakładowe regulaminy wynagradzania. Trzeba się pospieszyć – apeluje.

Tagi