TransInfo

Rzucił karierę w IT i został kierowcą ciężarówki. „Nigdy nie pożałowałem tej decyzji”

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

Podczas gdy inni marzą o pracy w IT, Dmitrij, po przepracowaniu kilku lat jako programista, postanowił zostać kierowcą ciężarówki.Choć miał przed sobą niezłe perspektywy w branży technologicznej, to w transporcie poczuł, że żyje.

Dmitrij urodził się z małej miejscowości w obwodzie witebskim, północnej części Białorusi, przy rosyjskiej, łotewskiej i litewskiej granicy – opisuje historię Białorusina portal dev.by. Jak sam twierdzi, jest to dość odległy zakątek świata. Zawód programisty we wsiach w tym regionie to raczej rzadkość.

– Czasy były bardzo trudne: wypłaty niskie, prawie nikogo nie było stać na komputer. Nasz nauczyciel informatyki organizował dodatkowe lekcje z programowania w soboty: od tego wszystko się zaczęło. Uczyłem się języka Pascal, BASIC, a algorytmy pisaliśmy na kartkach – opowiada Dmitrij.

150 dolarów miesięcznie na starcie

W trakcie studiów Dmitrij harował dużo i ciężko. Na drugim roku poznał przyjaciela znajomej, który najpierw pracował jako programista w Stanach, ale wrócił do Mińska i założył własną firmę. Ten mu zaufał i zaproponował pracę w swoim przedsiębiorstwie.

– Początkowo zarabiałem 150-200 dolarów. W końcu byłem początkującym, umiałem niewiele. Ale dużo się uczyłem – miałem od szefa książkę o Visual Basic, z której mnie przepytywał. Zdarzało się, że przychodziłem do pracy w weekendy. Nie narzekałem, w końcu to była nauka – twierdzi programista.

Po kilku miesiącach jego wypłata wzrosła do 300-350 dolarów, po jakimś czasie – do 1800 dolarów. Musiał nieraz pracować po 18 godzin, ale, jak twierdzi, było warto.

Coś jednak poszło nie tak

Praca w IT była dla niego wszystkim – poświęcał jej cały swój wolny czas, zaniedbał studia. Uczył się za to w pracy i z tego czerpał więcej korzyści, niż z nauki na uniwersytecie.

– Oczywiście, praca czasami była nudna i monotonna, zwłaszcza, kiedy musiałem pracować nad cudzym projektem i szukać w nim błędów.

Dlaczego zatem młody mężczyzna, którego dochód w trakcie roku wzrósł 12-krotnie i sięgnął prawie 2 tys. dolarów, co na Białorusi naprawdę oznacza bardzo dobry zarobek, zdecydował się na tak drastyczną zmianę zawodu?

– Od pewnego momentu moja wypłata przestała rosnąć, a wręcz odwrotnie – spadała. Ciekawych i intratnych zamówień było coraz mniej. Praca przestała mnie satysfakcjonować – Dmitrij zwierza się na łamach dev.by.

Dlaczego wybrał transport?

– W tej branży dorabiałem od początku studiów. Głównie przy przewozach mebli. Pracy w IT było coraz mniej, a w przewozach – coraz więcej. Myślałem o innej firmie informatycznej, ale szoferka mnie wciągnęła – opowiada programista.

Do dziś wspomina pewne zabawne chwile ze swojej nowej pracy. Zwłaszcza te, kiedy mówił klientom, że jest programistą. Bawiły go ich opadnięte szczęki i niedowierzanie w oczach.

– Często się zdarzało, że przywoziłem komuś komputer. A ten nie chciał się uruchomić. Proponowałem wtedy pomóc. No i klient podejrzliwie pytał: “Znasz się na tym?” Odpowiadałem: “Pewnie, w końcu jestem programistą”. I tu zaskoczony klient rzucał: “Programistą?! Kasy ci mało, czy co?!” Odpowiadałem: “Po prostu chcę żyć” – opowiada Białorusin.

Dobry zarobek w gotówce i zero stresu

Na Białorusi, zresztą jak w wielu krajach, istnieje szara strefa. Pracownicy część wypłaty dostają “pod stołem”. To dla wielu ludzi ma ogromne znaczenie, ponieważ mogą codziennie dysponować gotówką.

– Podobało mi się to, że jako kierowca ciężarówki codziennie otrzymywałem gotówkę do kieszeni. I były to bardzo dobre zarobki – opowiada programista.

Najbardziej jednak był zachwycony brakiem jakiegokolwiek stresu w pracy.

– W nowej pracy czułem się świetnie. Nie miałem tak zaprzątniętej głowy, jak przy komputerach. Zero stresu. Potrzebowałem wolnego – brałem wolne. Potrzebowałem pojechać na uczelnię na konsultacje lub egzamin – proszę bardzo! I nikt nie miał do mnie o to pretensji – mówi..

Na jego decyzję wpłynął też fakt, że programista jest najczęściej zamknięty w sobie, niekomunikatywny. Mało z kim rozmawia, bo nie ma na to czasu – siedzi tylko przed komputerem. Jako kierowca czuł się pod tym względem lepiej – mógł do woli się komunikować, poznawać nowych ludzi.

– W transporcie jest tak: codziennie nowe znajomości, nowe twarze. Dzieje się mnóstwo ciekawego, jest ruch, życie – przekonuje.

Było trudno, ale transport zwyciężył

W pewnym momencie Dmitrij postanowił kupić swój własny, pierwszy samochód do pracy – busa do przewożenia ładunków do 3 ton. Wybór był celowy – mieszczą się w nim meble standardowego, 3-pokojowego mieszkania.

Bardzo szybko wyrobił sobie renomę, stworzył bazę klientów i kupił kolejne dwa pojazdy. I wtedy dostał powołanie do wojska. Po powrocie już nie miał ani klientów, ani zleceń. Rynek mocno się zmienił, pojawiło się mnóstwo konkurentów. Wszystko przez ustawę “O stymulowaniu działalności gospodarczej”, która zachęcała do zakładania firm.

– Widziałem stojące na parkingach ciężarówki, czasami nawet po 30, które od dawna nie wykonywały żadnych przewozów. Nowicjusze nie znali się na rynku i mocno go zepsuli – uważa.

Wtedy Dmitrij pomyślał o powrocie do pracy w IT. Kupił sporo książek, zaczął się znowu uczyć. Jednak transport zwyciężył.

– Nigdy tego nie żałowałem – konstatuje Dmitrij.

Kalkulacja korzyści i strat jest bardzo prosta. Oprócz swobody, jaką oferuje praca kierowcy ciężarówki, znaczenie mają również zarobki.

– Programista otrzymuje 25-30 dolarów w godzinę. Doba ma jednak tylko 24 godziny. Wyżej dupy nie podskoczysz – śmieje się kierowca. – A w transporcie mogę się rozwijać, mogę kupować nowe ciężarówki, zatrudniać ludzi – dodaje.

Szef, który ciągle jeździ

Teraz Dmitrij zarządza dobrze prosperującą firmą transportową. Jak twierdzi, nie wolno zarządzać firmą, jeśli samemu się nie jeździło w ciężarówce. To pomaga obiektywnie ocenić pracę innych ludzi.

– Kiedy sam spędziłeś nieco czasu w trasach, rozumiesz ludzi i znasz ich trud. Możesz wtedy oczekiwać od swoich pracowników rzeczy wykonywalnych. Dlatego do dziś sam również jeżdżę – tłumaczy.

Dmitrij 5 lat temu sprawił sobie noworoczny, “męski” prezent. To właśnie nim udaje się w trasy, dostarcza ładunki. I cieszy się życiem, wolnością, spokojem.

Teraz Dmitrij zarabia nie gorzej od programistów, jednak czuje, że żyje.

– Wiem, że ryzykuję. Pewnego razu miałem wypadek. Przeżyłem cudem. Ciężarówkę musiałem oddać do kasacji, nie nadawała się do naprawy. Nic to, kupiłem nową. I dalej jeżdżę – mówi z optymizmem.

Foto: Pixabay.com

Tagi