Lars Hansen, właściciel firmy Nord-Spedition z niemieckiego Szlezwika-Holsztynu, w ciągu zaledwie pół roku otrzymał 11 mandatów na łączną kwotę 54 tys. koron duńskich (7,2 tys. euro). Jak podkreśla, opłaty drogowe zostały wniesione prawidłowo, a mimo to duński system uznał, że doszło do naruszenia – donosi duński związek transportowy ITD.
Z 11 złożonych odwołań tylko 3 zakończyły się sukcesem.
Można udokumentować, że nasze urządzenia działały prawidłowo. A mimo to mówi się nam, że musimy zapłacić” – mówi Hansen w rozmowie z gazetą Flensborg Avis.
„Zaczynam się zastanawiać, czy nie powinienem po prostu doradzić kolegom z Niemiec, by omijali Danię. To stało się zbyt ryzykowne” – dodaje.
Wschodnie firmy nie pozostają bez strat
Duńska organizacja transportowa ITD podkreśla, że Nord-Spedition nie jest odosobnionym przypadkiem.
Otrzymałem zgłoszenia od przewoźników z Europy Wschodniej, którzy również otrzymują mnóstwo grzywien. To powszechny problem” – komentuje John Agervig Skovrup, prezes ITD.
Węgrzy, Polacy, Rumuni i Bułgarzy coraz częściej skarżą się na bezpodstawne grzywny oraz ignorowanie dokumentacji potwierdzającej brak naruszeń. ITD apeluje, by przewoźnicy nie płacili grzywien, wobec których złożono sprzeciw. Zapłata stanowi potwierdzenie zasadności mandatu i zamyka drogę do dalszego postępowania.
Mandaty przekazywane policji. Reaguj albo będzie za późno
System przewiduje jednolitą stawkę grzywny: 9 tys. koron duńskich (1,2 tys. euro) za każde naruszenie. To zdaniem ITD narusza unijne przepisy, które nakazują proporcjonalność kar. W związku z tym organizacja złożyła skargę do Komisji Europejskiej.
Najgroźniejsze jest jednak to, że niesłusznie wystawione i nieopłacone mandaty trafiają do duńskiej policji, która rozpoczyna procedurę karną.
Jeśli otrzymasz nowy mandat od policji, musisz zareagować w wyznaczonym terminie. Brak odpowiedzi może oznaczać wyrok bez rozprawy” – ostrzega Skovrup.