TransInfo

fot. pixabay/voltamax/public domain

Niemieckie firmy wysyłają pracowników na “czasowe wolne”. Do ich pensji dopłaca wówczas państwo

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

Już blisko 470 tys. zgłoszeń do Kurzarbeit, czyli modelu wsparcia polegającego na wysyłaniu pracownika np. na czasowy urlop, otrzymała niemiecka Federalna Agencja Zatrudnienia (tylko w marcu). W zeszłym roku miesięcznie takich zgłoszeń było poniżej 2 tys. Za sprawą mechanizmu tzw. skróconego czasu pracy pracownicy dostają pensje, a pracodawcy nie tracą, bo lwią jej część płaci państwo. Czy taki model ma rację bycia w Polsce?

Kurzarbeit staje się coraz bardziej popularny, nie tylko w Niemczech. Podobne rozwiązania zaczęły już stosować Francja i Holandia. W skrócie polega on na tym, że firma może pracownikowi skrócić wymiar czasu pracy i wówczas płaci mu za przepracowane godziny, za resztę czasu dopłaca państwo. Lub też przedsiębiorstwo może wysłać pracownika na czasowe wolne, podczas którego znajduje się on “w gotowości”, żeby do pracy wrócić. Jeśli pracodawca potrzebuje jego pomocy, wówczas płaci mu pełną stawkę, z firmowego budżetu. Za okres oczekiwania – płaci państwo (pośrednio, bo chociaż pieniądze są przesyłane przez pracodawcę, to ten otrzymuje je z Federalnego Urzędu Pracy). Wówczas jednak pracownik dostaje 60 proc., wynagrodzenia netto (67 proc., jeśli w rodzinie jest dziecko). Składki na ubezpieczenie społeczne są płacone po połowie.

W Niemczech z rozwiązania skróconego czasu pracy można skorzystać pod kilkoma warunkami. Po pierwsze, wyłącznie w sytuacjach kryzysowych, tj. gdy występuje kryzys gospodarczy albo pandemia. Po drugie, pracownik musi na nie wyrazić zgodę. Po trzecie, nim pracodawca się na nie zdecyduje, musi wyczerpać inne dostępne mechanizmy, tj. urlop, odbiór nadgodzin lub home office – opisywaliśmy w naszym niemieckim serwisie.

Kurzarbeit nie jest rozwiązaniem nowym, jednak korzystanie z niego zostało uproszczone, gdy wybuchła pandemia koronawirusa. Wcześniej bowiem można było z niego skorzystać, gdy 33 proc. zatrudnionych było dotkniętych utratą zarobków w wysokości co najmniej dziesięciu procent. Teraz odsetek pracowników został zredukowany do 10 proc.

Rekompensatą zostali również dodatkowo objęci pracownicy tymczasowi.

Po Kurzarbeit sięga logistyka

Chociaż, jak zauważa Bloomberg, tradycyjnie głównymi beneficjentami Kurzarbeitu byli producenci, tym razem do skorzystania z programu rząd Angeli Merkel wzywa również firmy z branży usługowej.

Sięgają i inni, na przykład branża transportowa. W ostatnim czasie media doniosły, że skrócony czas pracy w stosunku do niektórych pracowników zastosowała firma logistyczna Kuehne + Nagel, która w ten sposób zareagowała na spadek zamówień.

Niezwykłe czasy wymagają zastosowania nadzwyczajnych środków” – stwierdził w liście do pracowników szef niemieckiego oddziału Kuehne + Nagel.

Na razie jednak nie wiadomo, ilu osób dotyczy zastosowanie Kurzarbeitu w tej firmie.

Nie jak 500+

Czy tego rodzaju rozwiązanie mogłoby się sprawdzić i w Polsce? I tak i nie.

Jestem zwolennikiem wprowadzenia tego w Polsce, ale przy pełnym finansowaniu z budżetu państwa. Jeżeli pracownicy pójdą na “chorobowe” to i tak na to samo wyjdzie. Przerzucanie części kosztów na pracodawców to dobijanie upadających firm – przekonuje dr inż. Jarosław Kobryń, ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Chorzowie.

Zastrzega jednak, że rozwiązanie takie nie powinno być stosowane “w znanej formule 500+”, tylko uzależnione od konkretnego przypadku i problemów każdej firmy.

W idealnym systemie emerytalnym sami płacąc składki odkładamy na emeryturę. Można by więc wykorzystać część z tych naszych pieniędzy teraz, kiedy potrzebujemy. Niestety teoria i praktyka znacznie się różnią… Koszty pracownicze to jedno, ale nie możemy zapominać o kosztach utraconych przychodów i wynikających z tego zobowiązaniach przedsiębiorstw, również w TSL – dodaje.

Jak zauważa ekspert, obecne wydarzenia dziejące się zarówno w samej branży transportowej, jak i w całej gospodarce, są bez precedensu.

Nie bójmy się nazwać tego totalną katastrofą gospodarczą – kwituje i przestrzega, że po przejściu epidemii trzeba będzie odbudować wszystkie łańcuchy dostaw.

To będzie nie tylko trudne, ale i kosztowne. Recesję odczują wszyscy, nawet firmy kurierskie, które obecnie nie mogą narzekać na brak zleceń.

Analizowanie „przeżycia” tylko jednego ogniwa w sieci dostaw np. tylko transportu, jeszcze bardziej wzmocni końcowy efekt. Potrzebne jest szersze ujęcie w znaczeniu systemowym. Niestety, przyzwyczajeni do gospodarki rynkowej i funkcjonowania w warunkach konkurencji nagle potrzebujemy pomocy „socjalnej”. To olbrzymie koszty, dla wszystkich, ale jest to jedyne słuszne rozwiązanie i jak się okazuje dość powszechnie stosowane w Europie – zauważa.

Branża musi się liczyć ze zmianami

Rozwiązania wspierające przedsiębiorców, również te adresowane ściśle do branży transportowej są niezbędne, o czym przekonują sami przedstawiciele przewoźników. Liczba problemów, z którymi będą się zmagać, będzie bowiem tylko rosnąć z upływem czasu.

Zastój w niektórych branżach zwiększa koszty magazynowania, mogą nastąpić też problemy z wyrobami i towarami, np. z ich przydatnością do wykorzystania czy terminem ważności. Należy pamiętać, że polskie firmy transportowe realizują nie tylko transport krajowy, ale głównie obsługują transport międzynarodowy, również kabotażowy i tutaj w porównaniu do innych krajów mają duży udział w tym segmencie rynku, dlatego znacznie odczują kryzys – zauważa ekspert Wyższej Szkoły Bankowej w Chorzowie.

Przestrzega przy tym, że wzrosnąć mogą problemy związane z brakiem kierowców, notowane jeszcze przed pandemią.

Możliwe również, że zmieni się specyfika transportu międzynarodowego. Część państw może w okresie przejściowym, po epidemii, stosować preferencyjne warunki dla lokalnych przedsiębiorców, częściowo zaburzając zdrową konkurencję. Tu obawiam się, że bardzo mocno odczują to polskie firmy transportowe – dodaje.

Czas na tarczę antykryzysową 2.0?

W Polsce od początku kwietnia obowiązuje pakiet pomocowy, znany jako tarcza antykryzysowa. Rozwiązanie, z jednej strony mocno chwalone przez rząd, z drugiej krytykowane przez opozycję i ekspertów.

Polska tarcza antykryzysowa to wybiórcze działania, które są mocno dyskusyjne i problematyczne. Zawsze lepsze coś niż nic, jednak to zastosowane w naszym kraju jest znacznie poniżej oczekiwań. Pomoc przedsiębiorcom nie powinna być traktowana jako zło konieczne, ale inwestycja w przyszłość – i tu chyba jest problem w Polsce – zauważa dr inż. Jarosław Kobryń.

W tym tygodniu rządzący mają pracować nad kolejnym, uzupełniającym pakietem pomocowym dla firm, osób i instytucji zmagających się z kryzysem spowodowanym przez pandemię koronawirusa. O efektach tych prac będziemy informować na bieżąco.

Fot. pixabay/voltamax/public domain

Tagi