REKLAMA
Eurowag

Fot. Trans.INFO

Niemcy chcą przejąć kierowców z Polski i Wschodu. Branża transportowa bije na alarm

Odsłuchaj artykuł

Ten artykuł przeczytasz w 3 minuty

Niemiecki sektor logistyczny obawia się poważnego kryzysu kadrowego. Szacunki mówią nawet o 400 tys. brakujących kierowców. Berlin nie ukrywa, że liczy na "zasilenie" ze strony Polski i innych krajów Europy Wschodniej. W polskiej branży transportowej rosną obawy o odpływ wykwalifikowanej siły roboczej.

Za tym tekstem stoi człowiek - nie sztuczna inteligencja. To materiał przygotowany w całości przez redaktora, z wykorzystaniem jego wiedzy i doświadczenia.

Zapotrzebowanie Niemiec na kierowców ciężarówek wciąż rośnie. Dirk Engelhardt, prezes Federalnego Stowarzyszenia Transportu Towarowego, Logistyki i Utylizacji Odpadów, w rozmowie z “Bildem” nie owija w bawełnę: już teraz brakuje 100 tys. kierowców, a w razie konfliktu zbrojnego ta luka może sięgnąć nawet 400 tys. miejsc.

Jeśli nie uda nam się zniwelować luki 400 tysięcy kierowców, w sytuacji kryzysowej nie będziemy w stanie ani odpowiednio wspierać Bundeswehry, ani zaopatrywać ludności cywilnej” – ostrzega Engelhardt.

W jego ocenie, znaczna część niemieckiego systemu transportowego oparta jest na pracownikach z zagranicy, głównie z Europy Wschodniej. W razie wojny kierowcy z Polski, Rumunii czy Ukrainy mogliby zostać wezwani do powrotu do swoich krajów – co oznaczałoby zapaść logistyczną u naszych zachodnich sąsiadów.

Pomysły na ratunek: kobiety, emeryci i kierowcy spoza UE

Engelhardt apeluje o zmiany w prawie, które umożliwiałyby powrót do zawodu emerytowanym kierowcom bez konieczności przechodzenia przez nich cyklicznych badań kwalifikacyjnych. Postuluje również ułatwienia w dostępie do zawodu dla kierowców spoza UE, np. z Mołdawii czy Uzbekistanu. Kluczowe byłoby uznawanie ich prawa jazdy na terytorium Unii.

Nie brak też propozycji, by więcej kobiet zasiadło za kierownicą ciężarówek.

 Potrzebujemy bezpiecznych parkingów i pojazdów z prywatnymi prysznicami, toaletami i kuchniami” – przekonuje prezes niemieckiego stowarzyszenia.

Polska patrzy z rezerwą

Z niemieckimi apelami polemizuje Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce. W rozmowie z “Gazetą Prawną” nie kryje sceptycyzmu: 

Jest to co prawda rynek otwarty, ale stare państwa unijne traktują wybiorczo te ogólne zasady. Kiedy chodzi o podział rynku w branży handlowej, to biorą wszystko. A jeśli chodzi o pracę dla niemieckich firm, to też chcą wziąć wszystko”.

Jan Buczek podkreśla przy tym, że w Polsce państwo zainwestowało duże środki w kształcenie zawodowych kierowców. Absolwenci szkół zawodowych mają komplet kwalifikacji. Tymczasem Niemcy chcą rozwiązać swój kryzys kadrowy metodą najprostszą: 

Zapłacić i odessać z rynku jak najwięcej pracowników” – dodaje gorzko prezes ZMPD.

 

Nie tylko kadry. Problemem są również niemieckie przepisy i praktyki

Jan Buczek wskazuje również na inne problemy: 

Jakby na zamówienie niemieckich pośredników skrócono okres dochodzenia roszczeń dla branży transportowej z trzech lat do jednego roku. A w związku z tym, że niemieckim pracownikom nie chce się pracować i wolą handlować zleceniami transportowymi, stworzyli ogromny rynek pośredników w branży transportowej”.

Szef ZMPD zwraca też uwagę, że Niemcy  wydłużyli terminy zapłaty do kilku miesięcy.

90-dniowy okres płatności wcale nie jest jakimś rzadkim przypadkiem. W związku z tym, my uważamy, że trzeba najpierw to, co się w międzyczasie postawiło na głowie, postawić znów na nogi” – komentuje gorzko Jan Buczek cytowany przez “Gazetę Prawną”.

 

Tagi: