TransInfo

Polscy przewoźnicy chcą złożyć pozew zbiorowy przeciwko producentom ciężarówek. Domagają się prawie 0,5 mld zł

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut
|

10.05.2017

MAN, Volvo/Renault, Daimler, Iveco i DAF – to producenci samochodów ciężarowych, na których Komisja Europejska nałożyła prawie 3 mld euro kary za udział w zmowie cenowej. O tym, jak duża była skala tego zjawiska rozmawiamy z mecenasem Łukaszem Chwalczukiem z kancelarii Iuridica, który będzie reprezentować polskich przewoźników w sporze z producentami ciężarówek.

Jak bardzo przewoźnicy mogą czuć się oszukani przez działania kartelu?

Łukasz Chwalczuk, prawnik, partner w kancelarii Iuridica:

Wystarczy uświadomić sobie, że producenci – którzy mają ponad 90 proc. europejskiego rynku – zawyżali ceny pojazdów przez 14 lat, od 1997 do 2011 r. Tymczasem tylko w Polsce rejestruje się około 18 tys. nowych ciężarówek rocznie. Pojazdy kupują nie tylko firmy z branży transportowej, ale też przedsiębiorstwa wykorzystujące je na własny użytek, np. w sektorze budowlanym czy handlu.

Rozumiem, że każdy przedsiębiorca, który w latach 1997-2011 kupił nowe auto wspomnianych marek, po prostu „przepłacił”?

Takie są ustalenia Komisji Europejskiej. Co więcej, warto zwrócić uwagę, że nie ma tu mowy o jakimkolwiek błędzie unijnych urzędników, bo producenci sami przyznali się do udziału w tym procederze.

Wyjątkiem jest Scania, która nie przyznaje się do winy, przy czym unijne przepisy dają możliwość żądania odszkodowania także od Scanii na podstawie tzw. umbrela effect, który oznacza, że Scania osiągała korzyści z powodu zmowy cenowej, która panowała przez 14 lat na rynku pojazdów ciężarowych w Europie.

Według ustaleń do zmowy doszło na najwyższych szczeblach tych koncernów. Nie mówimy tu więc o lokalnych dilerach, tylko o zmowie na poziomie całej Europy.

Jak bardzo były zawyżane ceny nowych pojazdów?

Na razie czekamy aż Komisja Europejska opublikuje protokół dotyczący tej sprawy. Zakładam, że znajdzie się w nim pewien szacunek, choć pewnie urzędnicy nie odważą się „wyłożyć kawy na ławę” i powiedzieć wprost, że było to np. 9 proc.

Z naszych rozmów z zagranicznymi biegłymi i prawnikami wynika, że ceny były zawyżane o około 10 proc. Ta liczba jest rozsądna, biorąc pod uwagę specyfikę branży, produkt, ceny i odbiorców.

Tak więc idea pozwu zbiorowego, do którego zachęcacie polskich przedsiębiorców, sprowadza się do tego, by te 10 proc. odzyskać?

Dokładnie tak. W naszym przekonaniu każda firma, która kupiła pojazd od producenta uczestniczącego w zmowie cenowej, może przystąpić do pozwu zbiorowego.

Nie ma przy tym znaczenia czy auto było kupione od producenta czy dilera. Nie ma też znaczenia sposób finansowania zakupu, a więc czy była to gotówka, kredyt czy leasing.

Ci, którzy kupili pojazd używany też mogą przystąpić do pozwu zbiorowego?

Skupiamy się na tym, by zebrać klientów, którzy kupili nowe pojazdy. Wynika to z faktu, że sprawy muszą być do siebie podobne. Szansa na odzyskanie części środków z zakupu samochodu używanego teoretycznie istnieje, ale to znacznie utrudniłoby całą procedurę.

Czy zainteresowanie pozwem zbiorowym jest duże?

Do tej pory zgłosiło się do nas około 130 przewoźników, którzy mają roszczenia dotyczące zakupu 1,5 tys. ciężarówek o wartości około 485 mln zł.

To już sporo, ale zakładam, że będzie ich więcej. Na razie wielu przedsiębiorców się waha, albo obserwuje, co zrobi konkurencja. Część pewnie nie wierzy, że można wygrać z takimi gigantami.

Może mają rację?

Moim zdaniem sprawa jest dla przewoźników wygrana. Proszę pamiętać, że producenci przyznali się do zmowy cenowej. Nie pytamy więc o ustalenie winy, tylko o kwotę, która jest do odzyskania.

Być może zatem część przewoźników obawia się kosztów uczestnictwa w procesie?

Nie mam wiedzy o tym, jak wygląda sprawa w innych kancelariach prawnych. Natomiast nasza kancelaria nie pobiera żadnych opłat wstępnych. Wszelkie koszty sądowe, opłaty za biegłych i wszelkie procedury bierzemy na siebie.

Na czym więc zarobicie?

Pobieramy prowizję od efektu. Jeżeli wygramy, wówczas przewoźnik zapłaci nam 25 proc. odzyskanych środków. W przypadku – w co nie wierzę – przegranej nie zapłaci nic.

Jedyna praca, którą na obecnym etapie musi wykonać klient, to odnaleźć dokumenty potwierdzające zakup pojazdu. W wielu przypadkach pewnie będzie to utrudnione, bo mówimy o sprawie sprzed nawet kilkunastu lat. Ale warto się postarać, bo do odzyskania są bardzo poważne pieniądze.

Kiedy zamierzacie Państwo ruszyć z całą procedurą sądową?

Zakładam, że nastąpi to jesienią. Do tego czasu chcemy zebrać jak największą liczbę klientów. To bardzo ważne, bo na wielkich producentów trzeba wpłynąć argumentem siły.

Rozumiem, że sam proces poprzedzą jakieś negocjacje?

Tak wygląda procedura. Producenci mogą porozumieć się z grupą klientów. A jeżeli to nie nastąpi, wówczas rozpocznie się proces sądowy.

W którym kraju?

Prawo unijne daje nam w tym zakresie szereg możliwości. Teoretycznie nawet w Polsce moglibyśmy złożyć jeden pozew przeciwko wszystkim uczestnikom zmowy cenowej. Zdecydowaliśmy się jednak na Holandię, w dużej mierze dlatego, że tam ma siedzibę jeden z producentów. Mamy już podpisane umowy z zagranicznymi partnerami, którzy będą nas wspierać.

Jak długo może potrwać cały proces?

Szacuję, że będą to 2-3 lata. Producenci z pewnością będą starali się przeciągnąć wszystko w czasie. Ale nie zmienia to faktu, że ostatecznie uczestnicy pozwu zbiorowego odzyskają znaczne środki finansowe. O tym jestem przekonany.

*Łukasz Chwalczuk – partner w kancelarii Iuridica (iuridica.com.pl). Od początku swojej praktyki zawodowej związany z branżą transportową. W ramach współpracy z Ogólnopolskim Stowarzyszeniem Przewoźników Transportu Nienormatywnego brał czynny udział w pracach nad ustawą o ruchu drogowym w zakresie nowelizacji przepisów dotyczących transportu ponadgabarytowego. Od marca 2014 roku pełni funkcję prezesa zarządu OSPTN. Od początku 2016 pełni funkcję Transport Section Executive w Europejskim Stowarzyszeniu Transportu Nienormatywnego.

Notował Maciej Maćkowiak.

Foto: pixabay.com