Przewoźnicy mają z czego dać podwyżki kierowcom. I jeszcze im zostanie

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

Dopiero podwyżki o około 25 proc. byłyby w stanie „zjeść” zysk, wypracowany w transporcie lądowym. W tej branży sytuacja jest dużo lepsza, niż na przykład w firmach zajmujących się naprawą i instalacją urządzeń, produkcją odzieży czy urządzeń elektrycznych, a nawet w budowlance. Jest jednak gorzej niż w handlu detalicznym albo produkcji mebli czy komputerów.

Ile musiałyby wzrosnąć pensje pracowników, żeby całkowicie wyzerować zyski firm?

– Można to oszacować, biorąc pod uwagę dane GUS-u dotyczące zysków brutto średnich firm (z ostatniego kwartału 2016 r. i trzech pierwszych 2017), podzielonych na ponad 80 branż, a następnie zestawiając je z wysokością wynagrodzeń i oczywiście składek z tytułu ubezpieczeń zdrowotnych i społecznych – tłumaczy dr Marcin Mrowiec, główny ekonomista Pekao, który podjął się przygotowania takiej symulacji.

Z analizy Pekao wynika, że w transporcie lądowym (ujmowanym w analizie łącznie z rurociągowym, jednak wedle zapewnień autora, znacznie przeważającym liczebnie w tej kategorii), podwyżki pensji o blisko 25 proc. byłyby w stanie całkowicie strawić zysk firm. Nieco gorzej sytuacja wygląda w przypadku transportu lotniczego – tam byłyby to w stanie zrobić podwyżki o 23 proc. Jeszcze gorzej jest w produkcji urządzeń elektrycznych (20 proc.), specjalistycznych robotach budowlanych (20 proc.), produkcji odzieży (19 proc.), firmach zajmujących się naprawą i konserwacją komputerów i artykułów użytku osobistego i domowego (10 proc.). Zdaniem eksperta, w telekomunikacji zysk wyzerowałyby już podwyżki rzędu… 2 proc!

Po drugiej stronie skali znalazły się przede wszystkim branże związane z produkcją i handlem. Tu zyski „zjadłyby” podwyżki o 26 proc. (handel detaliczny, z wyłączeniem tego związanego z pojazdami samochodowymi), a nawet ponad 30 proc. – np. produkcja mebli (33 proc.) czy komputerów i wyrobów elektronicznych (37 proc.). Aż o 40 proc. mogłyby wzrosnąć wynagrodzenia w firmach zajmujących się obsługą nieruchomości, a o 46 proc. – zakwaterowaniem.

Transport domeną seniorów

– Pamiętajmy jednak, że firmy nie będą chciały doprowadzić do tego, by wzrost wynagrodzeń całkowicie pochłonął ich zyski. Biznes przecież prowadzi się po to, by na nim zarabiać, nie tracić – zaznacza dr Mrowiec. Zastrzega przy tym, by nie traktować danych jako precyzyjnego wskaźnika tego, o ile na pewno wzrosną wynagrodzenia w najbliższym czasie, i w jakich branżach. – Jest to raczej swoista fotografia sytuacji płacowej w Polsce. Pokazuje przede wszystkim, jak różna jest skala presji płacowej w różnych branżach – tłumaczy ekonomista.

W transporcie jest duża, co potwierdzają przewoźnicy – np. przedstawiciele firm Ozimek Trans i MagTrans. – Presja płac jest bardzo odczuwalna. Podwyżki są konieczne właściwie non stop – przekonuje Piotr Magdziak z tej ostatniej.

Dr Mrowiec również nie ma wątpliwości, że wzrost płac będzie nieunikniony, choć to akurat wynika z zupełnie innych, niż wspomniane wcześniej, danych.

– Mamy złą sytuację demograficzną – ubywa nam osób w wieku produkcyjnym, w związku z czym podaż pracy spada i będzie spadała nadal, jeśli nic się nie zmieni – tłumaczy.

Rzeczywiście, chociażby branża transportowa staje się powoli domeną seniorów. Już teraz największy udział w grupie zawodowej kierowców mają osoby w wieku 45-50 lat – wynika z raportu “Rynek pracy kierowców w Polsce” przygotowanego przez PricewaterhouseCoopers we współpracy ze Związkiem Pracodawców „Transport i Logistyka Polska”. Najmniej jest tu osób młodych, w wieku od 18 do 24 lat. Kilka razy więcej jest natomiast 55-latków i osób jeszcze starszych.

– A problem dotyczy nie tylko Polski, ale całego regionu środkowej i zachodniej Europy – dodaje Mrowiec. Chociażby w Hiszpanii ponad 70 proc. kierowców stanowią osoby po pięćdziesiątce. W Niemczech politycy alarmują, że w ciągu najbliższych 15 lat aż 2/3 siadających za kółka ciężarówek przejdzie na emeryturę.

– Równocześnie rośnie popyt na pracownika, co tylko wzmaga presję na płace – zauważa ekspert.

Czas takich strategii się kończy

– Nie ma więc wątpliwości, że podwyżki stają się nieuniknione, bo wymusza je rynek. Pytanie, co w takiej sytuacji zrobią firmy. Ile jeszcze będą w stanie wziąć na siebie, zanim będą musiały podnieść koszty. Myślę, że nastąpi to wkrótce – przekonuje.

Potwierdzają to sami przewoźnicy.

– Zdecydowanie w niedługim czasie podwyżki dla kierowców zaczną się odbijać na klientach. Myślę, że wzrost cen będzie konieczny już w najbliższym czasie, jednak nie będzie radykalny. Rozłoży się na przestrzeni miesięcy – zauważa Piotr Magdziak.

A to z kolei może wymusić dalsze zmiany w przedsiębiorstwach. – Firmy, których podstawowym punktem przewagi konkurencyjnej były niskie koszty, wynikające, nie oszukujmy się, przede wszystkim z niskich płac, będą miały problem. Czas takich strategii się kończy – ostrzega dr Marcin Mrowiec.

Jego zdaniem konieczna będzie z jednej strony podwyżka cen za usługi (na przykład frachtów), a z drugiej – zmiana strategii prowadzenia biznesu. Przede wszystkim ważne będzie konsolidowanie się mniejszych przedsiębiorstw, ponieważ dzięki temu możliwe będzie dzielenie się niektórymi, wspólnymi kosztami.

Chodzi na przykład o wydatki związane z administracją. To może się okazać kluczowe przede wszystkim dla firm obsługujących rynek międzynarodowy, nieustannie obejmowany nowymi, zawiłymi przepisami, wynikającymi na przykład z Milogu i prawa Macrone’a. Podobnego zdania są przedstawiciele związku pracodawców Transport Logistyka Polska, sugerujący firmom transportowym tworzenie klastrów, powoływanie spółek cywilnych, albo wspólne stawanie do przetargów. 

Tym firmom może grozić upadek

Konsolidowanie się to również, zdaniem eksperta, sposób na oszczędności na przykład na marketingu. A ten w najbliższym czasie może być kluczowy dla wielu firm, również transportowych. Jednak nie chodzi wyłącznie o marketing marki, prowadzący do tego, by zaistnieć i utrwalić się w świadomości klienta.

– To, co staje się bardzo ważne, a czego wiele polskich firm nadal nie rozumie, to konieczność inwestowania w marketing skierowany do… potencjalnych pracowników. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat pracowników było dużo i to oni starali się o pracę. Dziś sytuacja się odwraca. Teraz to ludzi trzeba szukać. W związku z czym kluczowe staje się pokazywanie i udowadnianie, że jest się firmą, która działa etycznie, nie wykorzystuje pracowników, płaci na czas – dodaje dr Mrowiec. – Niedługo tylko do takich firm ludzie będą przychodzili. Zaś tym, do których nie będą, grozi upadek.

Fot. Bartosz Wawryszuk

Tagi