Czeski kierowca skarży Deutsche Post. Sprawa w niemieckim sądzie pracy może być przełomowa dla wielu truckerów

Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

Niemieccy politycy i związki transportowe “w trosce” o wschodnioeuropejskich kierowców forsują unijne regulacje, które mają poprawić warunki socjalne w transporcie. Tymczasem firmy takie jak Deutsche Post zlecają dostawy przewoźnikom ze Wschodu, mimo że ich kierowcy nie otrzymują ustawowego wynagrodzenia. Sprawa trafiła właśnie do sądu. Czy Niemcy unikną odpowiedzialności?

Szybkie dostawy, pilotażowe testy innowacyjnych rozwiązań w łańcuchu dostaw (m.in. doręczanie paczek dronami, czy do bagażnika samochodu) czynią z Deutsche Post AG – przynajmniej z pozoru – firmę nowoczesną i postępową. Tymczasem okazuje się, że niemiecka spółka ma także drugie, inne oblicze. Poczta Niemiecka od lat zleca dostawy podwykonawcom, którzy nie wypłacają swoim kierowcom ustawowego minimum i bierze udział w dumpingu socjalnym – wynika z doniesień niemieckich mediów.

Czeski trucker chce wypłaty zaległej pensji

Temat wypłynął za sprawą czeskiego kierowcy. Jak czytamy w „Süddeutsche Zeitung“, Czech zatrudniony w praskiej firmie spedycyjnej i realizujący dostawy dla Deutsche Post, o MiLoG-u dowiedział się przez przypadek. Przypomnijmy, że MiLoG (Mindestlohngesetz, czyli ustawa o płacy minimalnej) wszedł w Niemczech w życie w 2015 r. Jak zapewnia kierowca, za pracę wykonywaną dla niemieckiej firmy otrzymywał 550 euro miesięcznie.

Mężczyzna postanowił pozwać Deutsche Post do Sądu Pracy w Bonn. Domaga się wyrównania zbyt niskiej pensji, do wysokości ustawowego minimalnego wynagrodzenia za okres przepracowany na zlecenie spółki. Czech wyliczył, że należy mu się jeszcze 8302,50 euro za pracę od października 2015 r. do sierpnia 2016 r.

Dlaczego zaskarżył niemiecką spółkę, a nie swojego bezpośredniego pracodawcę? Ponieważ przepisy o płacy minimalnej dotyczą zarówno pracodawcy, jak i generalnego wykonawcy (czyli Deutsche Post), a zatrudniony kierowca w takim wypadku może wybrać, który z uczestników łańcucha dostaw ma wyrównać zbyt niską pensję. Czeskiego truckera reprezentują prawnicy związku ver.di (Zjednoczony Związek Zawodowy dla Sektora Usług).

Deutsche Post nie czuje się winne

Niemiecka spółka nie bierze na siebie odpowiedzialności za zbyt niskie pensje, a obowiązek wypłacania ustawowego minimum pozostawia zagranicznym podwykonawcom. Firma już “w trakcie przetargu zobowiązuje do przestrzegania przepisów prawa, w tym prawa pracy oraz stosowania ustawy o płacy minimalnej” – oznajmiła „Süddeutsche Zeitung“ rzeczniczka poczty.

– Zleceniobiorcy potwierdzają to pisemnie w trakcie zawierania umowy – dodaje.

Adwokaci z ver.di powołują się tymczasem na odpowiedzialność zleceniodawcy niezależną od zawinienia. Wygrana Czecha w sądzie mogłaby otworzyć drogę do kilku tysięcy kolejnych pozwów, podkreśla niemiecka gazeta.

3 tys. kierowców ze Wschodu pracuje dla Deutsche Post

Historia czeskiego kierowcy jest jedną z wielu. “Süddeutsche Zeitung” pisze także o Polaku, który na podobnych zasadach pracuje dla niemieckiej poczty. Polski trucker za swoją pracę i koczowanie w dostawczaku dostaje 850 euro. Każdego miesiąca spędza tak 3 tygodnie realizując usługi dla Deutsche Post. Nie zarabia nawet połowy tego, co kierowcy zatrudnieni bezpośrednio w spółce. Według gazety, poczta ma ok. 3 tys. tzw. service partnerów ze Wschodu. Większość z nich otrzymuje pensje na poziomie 400-600 euro miesięcznie – polskie firmy płacą nieco więcej, bułgarskie mniej. Z pewnością największy zysk czerpie niemiecka spółka, która wymawiając się zapisami w umowie, ucieka od odpowiedzialności za udział w dumpingu socjalnym.

Głośny reportaż ZDF o Deutsche Post

Historia czeskiego kierowcy nie jest zresztą pierwszą, jaką opisały niemieckie media. W styczniu tego roku niemiecka telewizja ZDF wyemitowała reportaż na temat złego traktowania pracowników Deutsche Post i DHL-Delivery. Jak na ironię, program pojawił się na antenie tego samego dnia, w którym niemiecki minister transportu podpisał w Paryżu “Sojusz drogowy”, mający na celu walkę z dumpingiem socjalnym.

Presja, brak szacunku i coraz wyższe wymagania, którym pracownicy nie są w stanie sprostać – na to skarżyli się listonosze, których rejony w ramach oszczędności zostały zwiększone. Dla ZDF wypowiadał się doręczyciel, który w Deutsche Post przepracował 20 lat.

– Na początku musiałem dostarczać pocztę do 600 domów, teraz już do 1400 – opowiadał.

Na brak szacunku i wyśrubowane normy narzekali także kurierzy, którzy przeszli do DHL Delivery. W zasadzie nie mieli większego wyboru. Usłyszeli: „Albo Urząd Pracy albo zmiana”.

Kurierzy, z którymi rozmawiał reporter ZDF, mówili o znoszonych, dziurawych uniformach i normach niemożliwych do wykonania. W efekcie, jeśli odbiorcy nie ma w domu, pracownicy DHL nie mają czasu, aby zostawić paczkę u sąsiada, więc wrzucają tylko awizo. Przyznali się też do fałszowania pokwitowań odbioru. – Ciśnienie nas do tego zmusza – oznajmił jeden z bohaterów reportażu.

Redakcja ZDF zaproponowała spółce udział w programie, niestety Deutsche Post odmówiło, a na zarzuty odpowiedziało jedynie w formie pisemnej.

Komentarz redakcji

Przedsiębiorcy ze Wschodu, którzy nie wypłacają swoim pracownikom ustawowej pensji, ponoszą odpowiedzialność nie tylko za kiepskie warunki pracy zatrudnianych przez siebie kierowców, ale i za zły wizerunek całej wschodniej branży transportowej.
Bez wątpienia jednak na krytykę zasługuje także niemiecka firma, która z tanich usług chętnie korzysta, nie poczuwając się do jakiejkolwiek odpowiedzialności, a jedynie czerpiąc zyski.
Z jednej strony dumping socjalny służy Niemcom za pretekst do wygnania z europejskiego rynku wschodnich firm, z drugiej – sami z takich na wpół legalnych usług korzystają.
Zdaje się, że działania niemieckiego rządu i Komisji Europejskiej przeciwko nieuczciwym praktykom w transporcie powinny być wymierzone nie tylko we Wschód Europy…

Tagi