Boisz się kryzysu w Europie? Eksperci wskazują, gdzie jeździć i na jakie trendy postawić, by przetrwać gorsze chwile

Ten artykuł przeczytasz w 10 minut

Gospodarka w Europie spowalnia, świadczą o tym najnowsze dane. W tym roku PKB strefy euro ma wynieść 2,1 proc. To mniej, niż w 2017 roku, gdy notowano 2,4 proc. Na przyszły rok prognoza została jeszcze obniżona przez Komisję Europejską – do 1,9 proc. W 2020 r. ma już wynieść 1,7 proc. Eksperci uspokajają jednak, że to tylko zadyszka i w ciągu najbliższych kilku lat nie musimy się obawiać kryzysu. Wskazują jednak kierunki rozwoju, na czas gdy kryzys nadejdzie.

Nie tylko w Unii gospodarka spowalnia. Pytani o Polskę ekonomiści przekonują, że szczyt koniunkturalny mamy za sobą, na co wskazuje spadająca dynamika wskaźników makroekonomicznych, w szczególności dotyczących produkcji przemysłowej. To może budzić niepokój przewoźników, których biznes zazwyczaj jest mocno powiązany z przemysłem.

Mimo to pogorszenie wskaźników PMI w Polsce i w Niemczech to raczej korekta bardzo optymistycznych odczytów z początku tego roku, a nie zapowiedź recesji – zapewniają eksperci Santander Bank Polska. Jak zauważają, w najbliższym czasie wzrost gospodarczy spowolni, ale nadal pozostanie na przyzwoitym poziomie. I szacują, że gospodarka Polski powinna się bezpiecznie rozwijać w ciągu najbliższych 2-3 lat.

Podobnego zdania jest dr Michał Wolański ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, który przekonuje, że pogorszenie się koniunktury gospodarczej, zwłaszcza na Zachodzie, nie jest czymś, czym powinniśmy się martwić w ciągu najbliższych miesięcy.

Ostrzega jednak, że gdy to nastąpi, wyraźnie zmniejszą się potoki ładunkowe w Europie, a wówczas bardziej odczuwalny stanie się chociażby problem z protekcjonizmem, praktykowanym przez część krajów zachodnich.

Poszukiwania niszy geograficznej

Z tego też powodu już dziś warto zastanowić się, co może być szansą na rozwój polskiej branży transportowej w najbliższym czasie. Tym bardziej, że rodzimi przewoźnicy już czują na karku oddech konkurentów, na przykład z Rumunii. To oni, jak zauważa dr Anna Orzeł, zastępca dyrektora Instytutu Logistyki Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu, zaczynają przejmować kontrakty w Europie. A to dopiero początek, bo z czasem we Wspólnocie mogą się pojawić inne kraje, które mają tańszą siłę roboczą, niż my.

Jak wskazuje ekspertka, polskie firmy nie mogą opierać swojej siły i pozycji na niskich kosztach, ale na elastyczności, rzetelności, nowych technologiach. Rozwiązaniem może być również znalezienie niszy produktowej lub geograficznej. To może ułatwić chociażby zaangażowanie się w obsługę Nowego Jedwabnego Szlaku.

Oczywiście, z jednej strony jego przejście przez Polskę (co zakłada jeden z popularniejszych scenariuszy) może doprowadzić do zmiany proporcji wśród typów operatorów.

– Uruchomienie Jedwabnego Szlaku może zmniejszyć udział transportu drogowego w przewozie towarów. Możemy się spodziewać przejścia na transport intermodalny i większego postawienia na kolej, która jest przecież tańsza – tłumaczy dr Anna Orzeł.

Handel Azja – Europa opiera się na transporcie morskim. Blisko 90 proc. ładunków przypływa na nasz kontynent statkami. Rośnie również zainteresowanie transportem kolejowym. „Import towarów z Chin koleją w ciągu pięciu lat wzrósł ponad dwudziestokrotnie. Co ciekawe, jeszcze szybciej rośnie też tonaż ładunków transportowanych koleją w kierunku przeciwnym. W ciągu pięciu lat dostawy z Polski do Chin z wykorzystaniem tego środka transportu wzrosły ponad trzydziestokrotnie” – pisze Michał Jurczak. Ręce zacierają i przewoźnicy drogowi. To oni bowiem będą przecież obsługiwać transport w zakresie pierwszej i ostatniej mili.

Paradoksalnie polscy przewoźnicy drogowi powinni jednak mieć nadzieję, że szlak nie ominie Polski. – Tam, gdzie rozwija się transport, tam zostawiane są pieniądze. Pojawiają się miejsca przeładunków i rozładunków, centra dystrybucyjne i logistyczne. A to oznacza większą liczbę miejsc pracy i podpisywanych kontraktów – tłumaczy ekspertka.

– Więcej nawet. Za tym idzie rozwój całego otoczenia. Należy pamiętać, że infrastruktura logistyczna to nie tylko magazyny, ale również drogi. Za nimi kolejne inwestycje – cała infrastruktura wokół – biura, hotele, firmy gastronomiczne. Wszystko, co jest związane z biznesem, bo on potrzebuje tego rodzaju wsparcia, aby funkcjonować – dodaje.

– Jeśli Nowy Jedwabny Szlak nas ominie, to nie firmy transportowe stracą najwięcej. Wciąż będą przewozić towary do innych krajów, przez które szlak pobiegnie, więc prawdopodobnie uszczkną coś z tego tortu. Bardzo źle odczuje to jednak PKP Cargo – zastrzega dr Anna Orzeł.

Przejazd przez Bramę Eurazji

Niezależnie od obsługi Jedwabnego Szlaku, warto również zastanowić się nad wejściem na nowe rynki. Dziś największymi konsumentami naszych towarów eksportowych są kraje rozwinięte – 87,1 proc. (w tym 80,3 proc. Unia Europejska). W przypadku importu sytuacja wygląda podobnie. 66,7 proc. produktów trafia do nas z krajów rozwiniętych (z UE 59,3 proc.).

Prymat wiodą niezmiennie Niemcy – to tam wysyłanych jest blisko 30 proc. naszych towarów eksportowych. Z krajami Europy Środkowo-Wschodniej handlujemy nieporównywalnie skromniej. Eksport w te miejsca stanowił 5,7 proc. całości sprzedanych za granicę produktów. Z kolei udział towarów sprowadzonych z tych krajów stanowił natomiast 8,9 proc. importu do Polski.

Po Europie Północnej i Środkowo-Wschodniej następne w kolejności są: Europa Południowa, Ameryka Północna i Azja (bez Wspólnoty Niepodległych Państw). Tymczasem to Białoruś i Ukraina (w zależności od tego, jak będzie wyglądać sytuacja gospodarcza i polityczna) oraz kraje Bliskiego Wschodu są wymieniane przez ekspertów wśród rynków, którymi warto się zainteresować.
Najbardziej smakowitym kąskiem dla polskich przewoźników ma być jednak Kazachstan, zwany wymownie Bramą Eurazji.

– Atrakcyjność Kazachstanu jest związana z rozwojem Nowego Jedwabnego Szlaku i rosnącą wymianą handlową między Europą a Chinami. Kazachstan ma ambitny plan rozwoju infrastruktury, tak aby stać się ważnym hubem logistycznym, który będzie miejscem przeładunkowym w handlu między Europą a Azją – zauważa Martyna Dziubak, analityk sektorowy ds. sektora TSL i automotive w Santander Bank Polska.

Dodaje przy tym, że jak na razie Kazachstan ma słabo rozwinięty transport drogowy – firm nie jest wiele, na dodatek posługują się dość starymi pojazdami, dla polskich przedsiębiorców nie byłoby więc dużej konkurencji, przynajmniej lokalnej.

O potencjale biznesowym Kazachstanu mówi się coraz głośniej. W raporcie „Doing Business” zajmuje on obecnie 28. miejsce, m.in. za Niemcami, Litwą, Łotwą i Estonią.

Kazachstan rozwija się dynamicznie. Przewozy ładunków z niego do UE wzrosły w ubiegłym roku o prawie 25 proc. w ujęciu r./r. Sama tylko Wspólnota wyeksportowała tam w 2017 r. 559 tys. ton ładunków.

Jednym z kluczowych rynków zbytu jest Polska. W zeszłym roku przyjęliśmy niemal 73 tys. ton towarów z Kazachstanu, prawie 60 proc. więcej niż rok wcześniej. Kolejnymi ważnymi rynkami są Niemcy i Francja. A przypomnijmy, że to polscy przewoźnicy dominują jeśli chodzi o strukturę przewoźników międzynarodowych w tych krajach. Kazachstan eksportuje głównie: produkty mineralne (to podstawa eksportu, ponad 70 proc.), metale i wyroby metalowe, produkty pochodzenia zwierzęcego i roślinnego oraz gotowe produkty spożywcze.

Kazachowie również chętnie kupują w UE (dużo w Polsce – w zeszłym roku przyjęli 143 tys. ton naszych ładunków), m.in.: maszyny i urządzenia elektryczne, środki transportu lądowego, produkty mineralne, wyroby chemiczne i produkty branż powiązanych (kauczuk, plastik).

Oto trendy przyszłości

To nie wszystko. Sytuacja gospodarcza wymusi jednak nie tylko zmianę kierunków, ale nawet przebudowanie struktury polskiego transportu drogowego.

– Wiele polskich przedsiębiorstw transportowych jest bardzo dobrze wyspecjalizowanych i świetnie radzi sobie nawet przy rosnącej konkurencji, co pokazuje ich zwiększający się udział w unijnej pracy przewozowej w ramach transportu międzynarodowego. Przewoźnicy będą jednak działać w coraz trudniejszym otoczeniu, co może doprowadzić do zmian strukturalnych w sektorze. Kluczowe będzie wykazywanie jeszcze większej elastyczności w dostosowywaniu się do warunków rynkowych, z czym prawdopodobnie lepiej poradzą sobie duże przedsiębiorstwa – zauważa Martyna Dziubak.

Dodaje przy tym, że należy pamiętać, że polskie firmy transportowe są dość silnie zadłużone, a przy tym działają na niskich marżach, stąd tak ważne jest właśnie postawienie na efekt skali. Małe przedsiębiorstwa będą mocniej odczuwać presję rynku. Zdaniem ekspertki, w odniesieniu do nich możliwych jest kilka scenariuszy (na co trzeba zwrócić uwagę, bowiem w Polsce zdecydowaną większość stanowią małe firmy transportowe). Albo wypadną z rynku, albo będą przejmowane przez większe (lub też będą działać dla nich, jako podwykonawcy).

– Na najbliższe lata radziłbym większą ostrożność w prowadzeniu biznesu. Warto postawić na szukanie przewag nad konkurencją, budowanie relacji z klientami, szukanie rozwiązań umożliwiających większą elastyczność oraz na rozwój usług dodanych. To wszystko pomoże utrzymać firmę w trudniejszych czasach i gdy pojawi się kryzys – komentuje dr Michał Wolański ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Pytani o to, co może pomóc rozwojowi naszych firm w przyszłości, na tle innych w Europie, eksperci jednoznacznie wskazują na gotowość do zmian i automatyzację procesów, na których opiera się transport drogowy.

– Jednym z kluczowym czynników sukcesu polskich przedsiębiorstw transportowych będzie zdolność do absorpcji nowych technologii. Trendem, który obecnie rozwija się najszybciej jest cyfryzacja i związane z nią tzw. connected cars. Kluczowe stają się systemy oparte na łączności, nie tylko tej między pojazdami, ale również między elementami infrastruktury transportowej oraz zleceniodawcami i zleceniobiorcami – tłumaczy Dziubak. – Dlatego jednym z trendów w najbliżej przyszłości będzie prawdopodobnie rozwój platform logistycznych.

Na jeszcze inny trend wskazuje dr Michał Wolański.

– Działamy na modelu opierającym się na tym, że mamy kierowców “przywiązanych” do ciężarówek. Tymczasem największe firmy, na przykład w Stanach Zjednoczonych, próbują modeli polegających na tym, że samochód cały czas jedzie, a to kierowcy się zmieniają – zauważa. – To oczywiście wymaga skali, jednak jest dużo bardziej efektywne. Może więc to coś, czym warto się zainteresować.

Fot. Pixabay/Jking/public domain

 

Tagi