Niemiecki związek transportowy domaga się unijnego kompromisu w sprawie delegowania. To reakcja na ostatnie wyroki sądów

Ten artykuł przeczytasz w 3 minuty

Po dwóch zaskakujących wyrokach sądu krajowego w Ansbach, zgodnie z którymi firmy zagraniczne nie podlegają niemieckiej ustawie o płacy minimalnej (MiLoG), związek transportowy, DSLV domaga się jak najszybszego wprowadzenia unijnych przepisów regulujących kwestię delegowania pracowników branży przewozowej.

Od początku 2015 r. firmy transportowe z całej Europy działające na terenie Niemiec zmuszone są stosować się do nowych przepisów zawartych w ustawie o płacy minimalnej. W tym miesiącu w sądzie krajowym w Ansbach zapadły dwa wyroki w sprawach polskich przewoźników, które kwestionują zasadność stosowania MiLoG-u wobec zagranicznych przedsiębiorstw. Sędziowie uznali bowiem, że stanowi ono naruszenie unijnej swobody przepływu usług.

Apel niemieckiego związku

W reakcji na oba wyroki Niemiecki Związek Spedycji i Logistyki (DSLV) wystosował apel, w którym wzywa Brukselę do jak najszybszego wprowadzenia unijnych przepisów regulujących delegowanie pracowników branży przewozowej.

Bruksela musi teraz szybko stworzyć obowiązujące w całej Europie prawo o delegowaniu – podkreślił szef DSLV, Frank Huster.

Według DSLV konieczne jest jak najszybsze rozwiązanie prawnych niejasności i wsparcie walki z dumpingiem socjalnym i nieuczciwą konkurencją na ogólnoeuropejskim rynku. Z punktu widzenia niemieckich przewoźników, kabotaż również powinien podlegać przepisom o delegowaniu.

Kraje członkowskie UE powinny zbliżyć się do siebie i dojść do kompromisu w sprawie pakietu reform – podkreśla Huster.

Komentarz redakcji

Trudno będzie osiągnąć wspomniany kompromis, skoro oczekiwania Wschodu i Zachodu to dwa różne bieguny. Politycy i przewoźnicy zza naszej zachodniej granicy lobbują rozwiązania, by za wszelką cenę ukrócić “nieuczciwą” konkurencję z Europy Wschodniej. Cena ta, jak już dziś pokazuje rzeczywistość rynkowa, będzie niezwykle wysoka z punktu widzenia innych sektorów. A koszty  ostatecznie spadną na konsumentów, którzy w większości nie zdają sobie sprawy z tego, co szykują im zachodni politycy.

Już w tej chwili sytuacja w branży przewozowej – brak kierowców i co za tym idzie niedobór powierzchni ładownej – jest napięta. O kryzysie od dawna alarmuje niemiecka branża produktów szybkozbywalnych oraz sektor materiałów budowlanych. Także niektórzy niemieccy przewoźnicy zdają sobie sprawę z konsekwencji, jakie może spowodować wyrugowanie polskich firm transportowych z europejskiego rynku. Wystarczy długi weekend w Polsce, a niemieccy spedytorzy popadają w panikę. “Jeśli zabraknie Polaków, zawali się cały system w Niemczech” – przyznał jakiś czas temu Jochen Eschborn, szef międzynarodowej sieci spedycyjnej Elvis.

Niestety krótkowzroczność i brak szerszego spojrzenia na całość gospodarki unijnej, a nie wyłącznie na rzekomy “dumping socjalny” w transporcie, może doprowadzić do poważnych problemów z zaopatrzeniem. Skutkiem może być zahamowanie wzrostu nie tylko niemieckiego, ale i europejskiego rynku.

Fot. Trans.INFO

Tagi