Cofamy się do czasów sprzed Schengen?
Na mocy rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych, opublikowanego na stronach Rządowego Centrum Legislacji, kontrole graniczne mają obowiązywać przez co najmniej 30 dni. Obejmą przejścia z Niemcami i Litwą – w czasie, gdy ruch turystyczny i wakacyjne ograniczenia dla ciężarówek osiągają swoje apogeum.
Dla branży transportowej to zła wiadomość.
Każda kontrola graniczna wiąże się z utrudnieniem ruchu, a w przypadku dużego jego natężenia, także z zatorami mogącym trwać od kilkunastu minut nawet do kilku godzin. Na dodatek wprowadzenie kontroli zbiega się z wakacyjnymi zakazami ruchu dla transportu ciężkiego. To wszystko oznacza poważne problemy dla przewoźników i ich kierowców. Ci pierwsi będą mieli problem z wywiązaniem się z przyjętych zobowiązań wobec swoich kontrahentów, a ci drudzy będą w upale oczekiwać na możliwość kontynuowania jazdy – podkreśla Maciej Wroński, prezes TLP.
Czas to pieniądz
Opóźnienia oznaczają nie tylko stracony czas, ale też konkretne straty finansowe. Z perspektywy firm transportowych konsekwencje są poważne:
Czas oczekiwania na przejazd przez granicę powoduje realne skrócenie czasu pracy kierowcy i prowadzonego przez niego pojazdu. A to generuje zwiększenie kosztów związanych z wykonywaną operacją transportową. Biorąc pod uwagę bardzo niską rentowność firm transportowych, w skrajnych przypadkach oznaczać to będzie konieczność dopłaty przez przewoźnika do wykonywanej usługi transportowej – zaznacza Artur Kalisiak, dyrektor ds. projektów strategicznych w TLP.
Lekceważenie branży TSL
Według organizacji decyzja o przywróceniu kontroli granicznych została podjęta bez konsultacji społecznych i bez wcześniejszego oszacowania kosztów. W opinii TLP to nie tylko zlekceważenie interesów branży, ale też poważne naruszenie zasad funkcjonowania wspólnego rynku.
Problemu nielegalnej imigracji nie rozwiążą doraźne kontrole, a państwo nie powinno działać wyłącznie pod dyktando mediów kreujących przekaz inwazji cudzoziemców przez zachodnią i wschodnią unijną granicę. Zamiast tego Unia Europejska powinna bardziej chronić swoje zewnętrzne granice. A takie działania powodują coraz większą erozję Unii Europejskiej, stopniowo likwidują wszystkie jej benefity, do których należy wspólny jednolity rynek i swoboda przemieszczania się wewnątrz strefy Schengen – ostrzega Wroński.
W odpowiedzi TLP skierowało oficjalne wystąpienie do ministra Tomasza Siemoniaka, domagając się wstrzymania decyzji i przeprowadzenia konsultacji.
Niemcy uspokajają
Z zupełnie innej perspektywy patrzy na sprawę niemiecka Izba Przemysłowo-Handlowa Neubrandenburga (IHK), której region obejmuje m.in. 80-kilometrowy odcinek granicy z Polską.
Izba Przemysłowo-Handlowa w Neubrandenburgu (IHK) wykazała zrozumienie dla tymczasowych kontroli granicznych po stronie niemieckiej i polskiej. Choć temat ten budzi emocje po obu stronach granicy, ostatecznie ma stosunkowo niewielki wpływ na codzienne życie – uspokaja Torsten Haasch, dyrektor zarządzający IHK, cytowany przez Niemiecką Agencję Prasową (dpa).
Haasch podkreśla też, że zarówno Polska, jak i Niemcy zgadzają się co do potrzeby przeciwdziałania nielegalnej migracji, ale nie kosztem handlu.
Regiony graniczne liczą na współpracę, nie konfrontację
Głos w sprawie zabrał również Heiko Miraß (SPD), sekretarz stanu landu Schwerin. Podkreślił, że dotychczasowe kontrole po stronie niemieckiej nie ograniczały funkcjonowania regionu, a powrót do „twardej” granicy nie leży w interesie żadnej ze stron.
Oczywiście obserwujemy rozwój sytuacji z zainteresowaniem, ale i z pewnym niepokojem” – przyznał Miraß w wypowiedzi dla dpa. Wyraził też nadzieję, „że działania będą podejmowane z umiarem”.
Zdaniem Miraßa potrzebne jest skoordynowane podejście.
Z pewnością mamy do czynienia z wyzwaniem związanym z kontrolą migracji – zaznaczył Miraß, dodając przy tym, że ani Berlin, ani Warszawa nie mają interesu w tym, by granica była całkowicie szczelna.