Polska ciężarówka została zatrzymana przez szwedzką drogówkę z Västerås w mieście Sala w regionie Västmanland. Kierowca po załadunku w Heby ruszył w trasę do Niemiec – wyjaśnia szwedzki portal transportowy tidningenproffs.se.
Podczas przeglądania dokumentów przewozowych okazało się, że nie został wpisany numer rejestracyjny pojazdu.
Ze względu na braki w dokumentacji podczas realizacji kabotażu policja wystawiła mandat w wysokości 60 tys. koron szwedzkich (24,2 tys. zł). Dodatkowo okazało się, że kierowca nie ma pojęcia o potrzebie zgłoszenia delegowania i posiadania w związku z tym specjalnej deklaracji.
Kierowca nie wiedział, o co chodzi, ani dlaczego musi dzwonić do swojego przełożonego, który następnie pojechał do biura wysłać e-mailem deklarację delegowania – opowiada inspektor Roger Ogemar, cytowany przez portal.
– Nawet jeśli dokument zostanie poprawiony, nadal naliczone zostanie dodatkowe 60 tys. koron szwedzkich za czas, w którym kierowca nie był zgłoszony jako pracownik delegowany – dodał.
Zgodnie ze szwedzkimi przepisami, pojazd z zagranicy w takiej sytuacji jest unieruchamiany na 36 godzin. W tym czasie przewoźnik powinien uiścić kwotę grzywny, czyli łącznie 120 tys. koron (ok. 48,4 tys. zł).
Po 36 godzinach policja zgodnie z prawem musi zdjąć blokady z kół ciężarówki.
W tym przypadku po upływie wspomnianego czasu mandat nadal nie został uiszczony. Ciężarówka, mimo zdjęcia blokad, powinna więc nadal stać na parkingu, o czym kierowca został poinformowany przez funkcjonariuszy.
Tyle teoria. W praktyce Polak nie zamierzał dłużej czekać.
Kierowca odjechał. Nie wiemy kiedy ani w jakim kierunku, myślę, że już wyjechał z kraju – wyjaśnił Ogemar.
Szwedzkie służby zdają się być bezradne w tej kwestii.
Nie możemy zrobić nic więcej (…). Aby rozwiązać ten problem, potrzebne jest „prawdziwe ograniczenie” (mobilności pojazdów – przyp.red.), które z pewnością miałoby efekt odstraszający. Nie rozumiem, dlaczego naszym politykom tak trudno jest wprowadzić takie rozwiązanie – podsumowuje Roger Ogemar.