Sprawa zaczęła się 19 września 2025 r. w Urzędzie Celnym w Libercu, gdzie służby otrzymały informację, że przez przejście graniczne w Lanžhot wjechał do Czech rumuński zestaw. System wykazał, że jego właściciel ma nieopłacone mandaty na kwotę 932 tys. koron czeskich (ok. 166 tys. złotych/38,3 tys. euro).

Celní správa České republiky
Ponieważ pojazdy tej firmy ostatni raz pojawiły się w Czechach półtora roku temu, celna administracja uznała to za jedyną szansę na wyegzekwowanie długu. Rozpoczęto więc szeroko zakrojoną współpracę między oddziałami celnymi, która zakończyła się kontrolą na autostradzie D1 w okolicach Lipníka nad Bečvou.
„Botička” i sześć dni postoju
Podczas kontroli kierowca przyznał, że nie jest w stanie uregulować tak wysokiej kwoty na miejscu. Funkcjonariusze odstawili więc pojazd i założyli blokadę na koło, uniemożliwiając dalszą jazdę.
Ciężarówka spędziła na postoju aż sześć dni, aż do momentu, gdy zaległa kwota wpłynęła na konto czeskiej administracji celnej. Dopiero wtedy blokada została zdjęta, a pojazd mógł ruszyć w dalszą trasę.
Cieszy nas, że sprawa znalazła pozytywne zakończenie – skomentował David Kubenz, rzecznik Celnego Urzędu dla regionów Morawsko-Śląskiego, Ołomunieckiego i Zlińskiego.
Czesi coraz skuteczniej ściągają długi
Jak podkreślają służby, czeska administracja celna konsekwentnie wzmacnia swoje kompetencje jako „państwowy windykator”. Na mocy nowelizacji ustawy o administracji celnej, funkcjonariusze mogą m.in. zatrzymywać pojazdy i inne przedmioty objęte egzekucją podatkową, aby zabezpieczyć spłatę zaległości.
To oznacza, że przewoźnicy z zagranicy, którzy liczą na uniknięcie płacenia kar, muszą liczyć się z coraz większym ryzykiem.