Odsłuchaj ten artykuł
Fot. Pixabay/Alexas_Fotos/public domain//Flickr/bob/CC BY 2.0
Pakiet Mobilności coraz bliżej. Epidemia tylko temu pomogła [FELIETON]
Jeszcze kilka tygodni temu, gdy koronawirus dopiero pojawił się w Europie, branża transportowa żyła nadzieją, że związany z tym chaos w łańcuchach dostaw skłoni europejskich decydentów do wstrzymania prac nad Pakietem Mobilności. Wydawało się, że korki na granicach oraz problemy z zaopatrzeniem uwydatniły rolę nieskrępowanego przepływu towarów. Nic bardziej mylnego.
Chwilę później większość państw europejskich posunęła się do skrajnych rozwiązań w zakresie zabezpieczenia przeciwwirusowego. Zamknięto wiele sklepów, produkcję ograniczono do towarów pierwszej potrzeby, ludzie odizolowali się od siebie w domach, konsumpcja zamarła. A wraz z nią transport. Oczywiście nie zatrzymał się całkiem, jest on niezbędny do funkcjonowania nawet tak spowolnionej gospodarki. Niemniej popyt na usługi transportowe znacznie zmalał. Wielu przewoźników, szczególnie zachodnich (Włochy, Francja, Hiszpania, Niemcy) musiało ograniczyć lub wstrzymać działalność albo pogodzić się z niższymi stawkami.
Co więcej – wielu stwierdziło, że woli, aby ich pojazdy stały na placu, niż jeździły za mniejsze pieniądze. Dało to dodatkową przestrzeń dla firm ze Wschodu, dużo bardziej elastycznych i przywykłych do trudnych warunków pracy. To z kolei jeszcze bardziej zradykalizowało stosunek Zachodu do wschodniej konkurencji.
Przykładem niech będzie próba rozluźnienia niemieckich przepisów o kabotażu. Tamtejszy minister transportu wydał rozporządzenie, w myśl którego miały one nie być stosowane w przypadku transportu produktów pierwszej potrzeby. Po kilku dniach wycofał się z pomysłu pod naciskiem związków przedsiębiorców transportowych oraz samych firm, które stwierdziły, że doskonale poradzą sobie bez pomocy z zewnątrz. W tym samym czasie duży niemiecki spedytor – Hellmann – próbował wynegocjować niższe o 15 proc. stawki za transport u swoich podwykonawców argumentując to obecną trudną sytuacją. Spotkał się ze stanowczym oporem niemieckich przewoźników i już następnego dnia przepraszał za ten niepoważny pomysł.
Niemiecka branża transportowa jest skrajnie zdeterminowana i nie cofnie się ani o krok w obronie swojego status quo. Nawet w obliczu tak wyjątkowej sytuacji. Wręcz przeciwnie – ta sytuacja tylko utwierdziła ją w konieczności ochrony swojego rynku. Nawet jeśli miałoby to oznaczać naruszenie fundamentalnych zasad Unii Europejskiej – wolnego przepływu towarów i usług. Na marginesie: postawa władz europejskich w obliczu tego kryzysu okazała się zupełnie nijaka, co jeszcze bardziej ośmieliło zwolenników protekcjonizmu.
To chwilowe wzmocnienie społecznego poparcia było jak wiatr w żagle dla przegłosowania Pakietu Mobilności.
Na nic tu się zdały argumenty o szkodliwości tych przepisów dla finalnych konsumentów (wyższe koszty transportu). Nie pomogły wieloletnie apele, zabiegi wschodnioeuropejskich zrzeszeń transportowych. Tu mogła zadziałać tylko zręczna dyplomacja, znalezienie sojuszników, którzy pomogliby zatrzymać dalsze prace. Tymczasem polscy dyplomaci, którzy powinni być awangardą walki z Pakietem Mobilności (wszak transport to jeden z naszych głównych “towarów eksportowych”), okazali się zupełnie nieskuteczni. Nie zdołali przeciągnąć na swoją stronę nawet partnerów z Grupy Wyszehradzkiej – Czechów i Słowaków, dla których transport nie jest kluczową dziedziną gospodarki i zapewne było pole do negocjacji.
Teraz ostatnia nadzieja w przebłysku rozsądku ze strony Parlamentu Europejskiego. Polscy przewoźnicy powinni jednak liczyć się każdą ewentualnością i zadbać już teraz o własne interesy. A mogą to zrobić na dwa sposoby: indywidualny i zbiorowy.
Po pierwsze – powinni szczególnie zwrócić swoją uwagę w kierunku nowoczesnych technologii. Drzemie w nich ukryty ogromny potencjał do wyciśnięcia nowych mocy z już posiadanych zasobów, optymalizacji procesów, oszczędności, znalezienia nowych kontrahentów. Zastosowanie platform logistycznych, telematycznych itp. daje szansę na wręcz skokowy przyrost efektywności, poprawę jakości świadczonych usług, podniesienie zysków mimo niesprzyjających warunków.
Po drugie – polska branża transportowa MUSI się mocniej zintegrować, trzymać razem, dbać o własne interesy. Wywierać większą, wspólną presję na rządzących, wspierać własne organizacje przedsiębiorców, wybierać lokalnych dostawców usług, tworzyć klastry i grupy zakupowe. Tego kompletnie nam brakuje, a tylko w ten sposób, trochę na wzór niemieckiej solidarności branżowej, możemy stawić czoła ewentualnym nadchodzącym trudnościom.
Fot. Pixabay/Alexas_Fotos/public