Odsłuchaj ten artykuł
Fot. Facebook.com/TollCollect
Załadowcy z Niemiec chcą pokryć tylko część kosztów podwyżek myta. Nadchodzi “powolna śmierć” średnich firm?
Mercedes Benz wywołał niezadowolenie wśród swoich partnerów transportowych. Według pisma, do którego dotarły niemieckie media, producent chce pokryć jedynie niecałe 50 proc. nowej dopłaty od emisji CO2, które zaczną obowiązywać od 1 grudnia w Niemczech. Z kolei inny załadowca, chce wziąć na siebie koszty podwyżki opłat, ale stawia przy tym warunek.
Informację o tym, że niemiecki producent samochodów poinformował na piśmie swoich podwykonawców transportowych, że od 1 grudnia 2023 r. nie pokryje w pełni zwiększonych kosztów opłat drogowych firm – podał branżowy serwis verkehrsrundschau.de. Dodatkowo koncern zapowiedział, że dopłaci jedynie za kilometry z ładunkiem, a za puste przebiegi już nie.
Składamy Państwu ofertę dobrowolnego podwyższenia stawek podstawowych powyższych umów o 0,08 euro za każdy niemiecki płatny kilometr na trasach objętych podwyżkami. Mercedes-Benz Group AG obliczył i określił przedmiotową liczbę kilometrów na podstawie obliczeń referencyjnych” – napisał producent do partnerów.
Korekta ceny będzie obowiązywać do końca okresu umów zawartych z przewoźnikami.
Z pisma wynika, że podwyżka nastąpi automatycznie, a dostosowane umowy zostaną przesłane firmom do akceptacji w ciągu najbliższych kilku tygodni. Jeśli warunki nie zostaną zaakceptowane przez przewoźników, będą obowiązywały dla nich stawki z poprzednich umów.
Wiadomość o ruchu Mercedesa wywołała negatywną reakcję branży.
Oczekujemy pełnego zwrotu wszystkich dodatkowych kosztów” – powiedział jeden z przedsiębiorców w wypowiedzi dla niemieckiego serwisu transaktuell.de.
Inny przewoźnik stwierdził na łamach portalu, że nie będzie już przyjmować niektórych zleceń na transport od producenta.
Wtedy grzecznie odmówimy, uzasadniając to np. awarią pojazdu” – oznajmił.
Załadowca chce obniżki stawek frachtu
Na zbliżające się nieuchronnie podwyżki stawek myta zareagował także inny załadowca działający w Niemczech – producent stali Arcelor Mittal. Firma wysłała list do swoich dostawców usług transportowych w Niemczech z informacją, jak widzi warunki współpracy po 1 grudnia. Przede wszystkim stwierdza, że przyszły rok będzie w dalszym ciągu bardzo wymagający.
Wolumeny pozostaną stabilne, aczkolwiek z pewnymi wahaniami, jak zaobserwowano już w tym roku” – napisał producent w liście, do którego dotarł portal transportowy dvz.de.
Arcelor Mittal zaproponował, że weźmie na siebie podwyżkę myta, jednak podstawą do naliczenia dodatkowej kwoty będzie liczba kilometrów przejechanych niemieckimi autostradami od punktów załadunku do siedziby klientów Arcelor Mittal. Oznacza to, że zwrot kosztów obejmie transport ładunku, ale nie za przyjazd do miejsca załadunku, ani powrót od klienta załadowcy. Dodatkowo, producent oczekuje, że przewoźnicy obniżą stawki frachtu.
Musimy prosić o obniżenie obecnych cen podstawowych o minus 5 procent od 1 stycznia 2024 r., co obowiązuje do końca 2024 r.” – zaapelował do firm transportowych.
“Musimy przenieść na klienta 100 proc.”
Firmy transportowe i spedycyjnie wożące towary dla innych sektorów również obawiają się drastycznych podwyżek myta i problemów z przeniesieniem większych kosztów na klientów.
Musimy przenieść 100 procent nadchodzącej podwyżki opłat na naszych klientów zajmujących się produkcją żywności. To znacznie zwiększy inflację” – podkreślił na łamach niemieckiego dziennika “Die Welt” Jes-Christian Hansen, dyrektor zarządzający firmy handlowej HaBeMA z Hamburga, która dostarcza pasze dla rolnictwa.
„Przy każdej podwyżce opłat trudno nam przenieść część zwiększonych kosztów, na przykład w przypadku pustych przejazdów w fazach słabej aktywności gospodarczej” – powiedział “Die Welt” Lars Soltau, szef firmy transportowej Soltau.
“Powolna śmierć” średnich firm transportowych
W zeszłym tygodniu w niemieckich mediach echem odbiła się również wypowiedź spedytora z Lipska na portalu “X”. Berthold Richter, właściciel firmy Halsped, w poście skarżył się na opłaty drogowe, ale także na biurokrację, odzwierciedlając frustrację niemieckiej branży.
Dla mnie, jako niemieckiego spedytora, który obecnie zatrudnia w Niemczech 60 osób, do weekendu mam niewiele czasu, aby określić, czy ze względu na podwyżkę opłat drogowych muszę natychmiast zamknąć część mojej floty i zwolnić większą liczbę moich pracowników” – napisał Berthold Richter.
„Obecnie jesteśmy nadal całkowicie zdrową firmą, dysponującą przyzwoitą liczbą własnych samochodów ciężarowych i naczep i jak dotąd płaciliśmy terminowo każdą fakturę. Czy tak będzie po 1 grudnia (…) nie jestem pewien” – dodaje.
Für mich als deutschen Spediteur,der aktuell 60 Leute in Deutschland beschäftigt, bleibt nur ein kurzes Zeitfenster bis zum Wochenende, ob ich bezüglich der zum 01.12. #Maut erhöhung mit sofortiger Stilllegung eines Teils meiner Flotte beginnen muss und eine größere Anzahl…
— Berthold Richter (@Berti_aus_LE) October 23, 2023
Małe i średnie firmy spedycyjne obawiają się, że nie będą w stanie w całości przerzucić podwyżki opłat na swoich klientów. W przypadku pustych przejazdów, np. w drodze z powrotu od klienta do bazy, za opłaty drogowe odpowiada wyłącznie spedytor. Może to szybko kosztować egzystencję niektórych i tak już pozbawionych gotówki średnich przedsiębiorstw.
Branża spedycyjna w Niemczech to głównie średnie przedsiębiorstwa. Spośród około 70 tys. firm spedycyjnych ponad dwie trzecie to firmy posiadające od 1 do 10 samochodów ciężarowych.
Marże w naszym sektorze wynoszą od mniej niż jednego procenta do trzech procent” – mówi Dirk Engelhardt, rzecznik zarządu związku transportowo-logistycznego BGL. Według niego skala podwyżki myta może skonsumować cały zysk firmy transportowej.
„Można przewidzieć, że wymagana powierzchnia ładunkowa nie będzie już dostępna” – mówi Engelhardt. “Podwyżka opłat doprowadzi do “powolnej śmierci klasy średniej” w branży transportowej” – podsumowuje “Die Welt”.