W kwietniu 2024 roku Wyższy Sąd Krajowy w Düsseldorfie wydał przełomowy wyrok (sygn. 18 U 212/22), który pokazuje, jak poważne skutki może mieć nieostrożność przy wyborze podwykonawców. Pewien spedytor zlecił przewóz towaru firmie, która przedstawiła komplet wiarygodnych dokumentów, w tym licencję unijną oraz uprawnienia kierowcy. Firma potwierdziła tożsamość telefonicznie i otrzymała zlecenie. Towar o wartości ponad miliona euro nigdy nie dotarł do celu – zaginął na terenie Słowacji.
Sąd uznał, że doszło do rażącego niedbalstwa i naruszenia obowiązku weryfikacji kontrahenta. Ubezpieczyciel wypłacił jedynie 70 proc. szkody, a pozostałe 430 tys. euro pozostało do pokrycia przez spedytora. Taka strata może być egzystencjalnym zagrożeniem dla wielu firm.
Wzrost przypadków w zawrotnym tempie
Najnowsze dane przedstawione przez Niemiecki Związek Ubezpieczycieli (GDV) pokazują, że liczba oszustw z udziałem fikcyjnych przewoźników, zwanych w Niemczech “phantomfrachtführer”, rośnie lawinowo. Jens Jaeger z GDV alarmuje, że związek odnotował drastyczny wzrost liczby takich przypadków.
Według danych Klausa Baiera, eksperta ds. bezpieczeństwa transportu z firmy konsultingowej Desa, w 2022 roku w Europie udokumentowano 80 przypadków oszustw dokonanych przez fikcyjnych przewoźników. Dwa lata później, w 2024 r., było już 266 takich przypadków. W tym roku tylko w okresie styczeń – kwiecień odnotowano już 202 incydenty. Roczne straty dla niemieckiej gospodarki tylko z tytułu działalności “phantomfrachtführer” wynoszą około 1,3 mld euro.
Czytaj także: Kradzieże ładunków z ciężarówek z wyraźnym spadkiem. Mimo to straty liczone są w milionach
Jak działają oszuści?
Najczęściej oszuści korzystają z internetowych giełd transportowych, gdzie codziennie pojawiają się dziesiątki tysięcy zleceń. Wyszukują oferty, kontaktują się bezpośrednio poza platformą, podszywając się pod istniejące firmy lub tworząc nowe podmioty.
Koszt wejścia w ten biznes jest niski, a tempo pracy spedytorów często uniemożliwia dokładną analizę dokumentów – podkreśla Klaus Baier.
Dziś nie wystarczą fałszywe dane – przestępcy idą dalej. Zakładają spółki-skrzynki z prawdziwymi wypisami z rejestrów handlowych, przejmują zadłużone firmy transportowe jako “kruczki prawne”, uzyskują dostęp do autentycznych papierów i platform frachtowych.
Pojedynczy taki “biznes” może zrealizować nawet 40 oszustw – mówi Klaus Baier.
Czytaj także: Kto oszukuje najczęściej – przewoźnicy, spedytorzy czy załadowcy?
Co kradną? To, co łatwo sprzedać
Skradzione ładunki to najczęściej towary o wysokiej wartości i szybkiej rotacji: miedź, smartfony, nawozy, żywność.
Są grupy wyspecjalizowane w elektronice, inne w żywności – mówi Alexander Gsell z firmy ubezpieczeniowej Kravag.
Średnia strata w jednym przypadku to około 100 tys. euro, ale zdarzały się już szkody przekraczające 3,6 mln euro. Większość skradzionych towarów znika w Europie Wschodniej i krajach Beneluksu, gdzie prawo sprzyja przestępcom.
W niektórych krajach możliwy jest nabytek towaru w dobrej wierze, nawet jeśli pochodzi z kradzieży – ostrzega Klaus Baier.
Eksperci apelują: więcej kontroli
Pomimo presji czasu i kosztów, specjaliści ds. bezpieczeństwa oraz ubezpieczyciele apelują o rygorystyczną kontrolę podwykonawców. W praktyce oznacza to:
- analizę dokumentów pod kątem fałszerstw (końcówki domen, formaty, rejestry),
- weryfikację referencji,
- sprawdzanie spójności danych kontaktowych,
- korzystanie wyłącznie z giełd z certyfikacją bezpieczeństwa.
Obecnie około 75 proc. przypadków to kradzieże tożsamości. – Wielu z nich można byłoby uniknąć przy dokładniejszej weryfikacji – podkreśla Klaus Baier.