Odsłuchaj ten artykuł
Fot. Facebook.com/TollCollect
Popłoch wśród niemieckich spedytorów. Zmiany, które wejdą w grudniu spędzają im sen z powiek
1 grudnia br. myto na niemieckich drogach ma zostać prawie podwojone, co spowoduje kłopoty w branży, bo może to oznaczać koniec dla wielu niemieckich spedytorów. Przedstawiciele sektora nie owijają w bawełnę i mówią wprost o swoich obawach związanych z drastyczną podwyżką opłat drogowych.
Z artykułu dowiesz się m.in.:
- jaki wpływ na działalność niemieckich spedytorów będą miały planowane podwyżki myta w Niemczech,
- dlaczego według niemieckiej branży TSL jest za wcześnie na wprowadzenie dopłaty za emisję CO2,
- dlaczego przeniesienie na klientów kosztów spowodowanych podwyżką jest nieuniknione.
Stawki myta w Niemczech wzrosną nawet o 83 proc. jeszcze w tym roku. W grudniu, a więc za niecałe dwa miesiące, rząd Niemiec planuje do opłaty drogowej uiszczanej przez ciężarówki dodać opłatę za emisję dwutlenku węgla. Mimo apeli firm z branży TSL, niewiele wskazuje, by plan ten mógł ulec zmianie.
Dlatego firmy spedycyjne spodziewają się wyraźnego wzrostu kosztów i zapowiadają potrzebę przeniesienia kosztów na klientów. Po podniesieniu stawek, za przejazd ciężarówką 450 kilometrów trzeba będzie zapłacić nawet 150 euro. Obecnie koszt ten wynosi 85 euro. Dla Wiedmann & Winz, spedytora z Geislingen w Badenii-Wirtembergii, dla którego po Europie jeździ około 200 ciężarówek, będzie się to wiązało z dodatkowymi kosztami w wysokości około 2 mln euro (ok. 8,9 mln zł) rocznie.
Musimy prowadzić trudne rozmowy z naszymi klientami: oni też nie radzą sobie dobrze, ich także dotyka recesja” – Michael Lege, dyrektor zarządzający w Wiedmann & Winz i prezes Stowarzyszenia Spedycji i Logistyki (DSLV) w Badenii-Wirtembergii nie kryje obaw. Marże w branży są na tyle małe, że praktycznie każda firma musi przerzucać koszty.
„Każdy, kto nie przekaże dalej (na klienta – przyp. red.) wyższych kosztów wynikających ze wzrostu opłat, może zamknąć firmę” – wyjaśnia Lege na łamach niemieckiej gazety “Stuttgarter Zeitung”.
Podobnego zdania są Thomas Heim i Sarah Schröder, dyrektorzy zarządzający SET Spedition & Logistik z siedzibą w Göppingen.
To, co jest ekonomicznie wykonalne, zostało już dawno osiągnięte, a dalszy wzrost kosztów doprowadzi do utraty miejsc pracy i konkurencyjności średnich przedsiębiorstw w Niemczech” – stwierdzają.
Również firma logistyczno-spedycyjna Wackler z Göppingen krytykuje wzrost myta.
Najpierw wzrost płac, inflacja i wyższe stopy procentowe, a teraz wyższe opłaty za przejazd ciężarówkami. Tak naprawdę nie chcemy ponownie przenosić kosztów, ale nie ma innego wyjścia” – skarży się Gabriele Schwarz, prokurentka w Wackler Spedition & Logistik.
„Wyższe koszty opłat drogowych są alokowane proporcjonalnie do zamówień naszych klientów. Koszty poniosą producenci, a ostatecznie konsumenci końcowi” – dodaje Gabriele Schwarz, cytowana przez “Stuttgarter Zeitung”.
Zły moment
Nadchodzące podwyżki podsumowuje także Max Lier, odpowiedzialny za zarządzanie firmą spedycyjną Uwe Ludwig GmbH. „W przyszłości za transport z Bitterfeld do Holandii zapłacimy prawie 100 euro więcej” – mówi Lier.
Jego firma z flotą ponad 30 pojazdów obsługuje transport lokalny i dalekobieżny na terenie Niemiec, Francji i Niderlandów, jeździ dla wielu klientów z branży chemicznej, która jako energochłonny przemysł przeżywa już trudne czasy. Lier nie jest zasadniczo przeciwny podwyższeniu opłat.
Nie jestem przeciwny dzieleniu się kosztami użytkowników infrastruktury. Jednak obecnie nie ma pewności planowania i do 1 grudnia prawie nie ma czasu, aby przygotować się na wzrost kosztów. Jest to dotkliwy cios, zwłaszcza dla mniejszych firm, który dodatkowo przyczynia się do tego, że biznes staje się coraz bardziej nieatrakcyjny” – dodaje Lier cytowany w komunikacie niemieckiego stowarzyszenia logistycznego Netzwerk Logistik Mitteldeutschland.
Termin wejścia w życie podwyżek krytykuje również Lars Franke, dyrektor zarządzający HELO GmbH Logistics & Services z Weißenfels w Saksonii-Anhalt. Ta firma dysponuje flotą około 70 pojazdów.
Franke podkreśla, że spedytorzy wciąż nie mają pewności, co będzie się z nimi działo od 1 grudnia.
Wysiłek administracyjny związany ze wzrostem opłat jest ogromny. Z każdym klientem musimy porozmawiać i wyjaśnić, dlaczego musimy dostosować nasze ceny, mimo że obie strony wciąż nie wiedzą, czy omawiany scenariusz rzeczywiście się spełni” – grzmi Franke.
Dyrektor HELO GmbH Logistics & Services obawia się, że ostatecznie koszty poniosą przede wszystkim przedsiębiorstwa spedycyjne, ponieważ ich pozycja negocjacyjna jest zbyt słaba w obecnej sytuacji rynkowej. Dodatkowo nikt nie płaci za nieuniknione puste przebiegi.
Zwłaszcza mniejsze przedsiębiorstwa mogą w coraz większym stopniu znajdować się w wąskich gardłach płynnościowych ze względu na skrócone terminy płatności, którymi wielu ubezpieczycieli kredytów będzie reagować na nową sytuację” – podkreśla organizacja Netzwerk Logistik Mitteldeutschland.
Dekarbonizacja “na siłę”?
Podwyżka, którą planuje niemiecki rząd wynika z dyrektywy UE, której celem jest zachęcenie przedsiębiorstw z branży TSL do przechodzenia na przyjazne dla środowiska typy napędów. W ten sposób należy promować elektromobilność. Jednak wiele firm skarży się, że zmiana nie jest możliwa w obecnych warunkach.
Gabriele Schwarz z firmy Wackler uważa, że drastyczny wzrost nie spełnia założeń dyrektywy.
E-mobilność jest po prostu niewykonalna dla firm spedycyjnych. Nie ma odpowiedniej infrastruktury. Ciężarówek nie można ładować” – wyjaśnia podając przykład 30 pojazdów zaparkowanych na noc na parkingu jej firmy, które musiałyby być ładowane jednocześnie. Prokurentka zauważa, że sieć energetyczna nie pozwala na obsłużenie takiej liczby ładowarek.
O kolejnej barierze mówi Michael Lege z Wiedmann & Winz.
Elektryczna ciężarówka kosztuje również trzy razy więcej niż zwykła” – podkreśla, dodając, że pod koniec roku jego firma otrzyma pierwszy samochód napędzany elektrycznie. Jednak aby móc przejechać 200 kilometrów, e-truck musi być podłączony do sieci przez całą noc.
Problem, zdaniem Lege i innych spedytorów, polega na tym, że nie ma infrastruktury, czyli stacji ładowania.
Podróżujemy po całej Europie i często po prostu nie ma możliwości ładowania ciężarówek na autostradach” – podkreśla, dodając, że nie jest przeciwny dekarbonizacji transportu.
„Szukamy rozwiązań” – podsumowuje Lege.
Podobną opinię wyraził również Toralf Weiße, dyrektor Netzwerk Logistik Mitteldeutschland, który nie spodziewa się, że dopłata związana z emisją CO2 wpłynie na poprawę jakości powietrza i przejście na bezemisyjny transport.
Koszty nowych ciężarówek, zwłaszcza elektrycznych, są niezwykle wysokie, czas oczekiwania długi, finansowanie jest znacznie trudniejsze ze względu na rosnące stopy procentowe, a do tego brakuje kompleksowej sieci ładowania. W tym kontekście uważamy, że niewłaściwe jest obecnie obciążanie przedsiębiorstw spedycyjnych” – oświadczył.