Fot. AdobeStock/Светлана Чуйкова

Rosyjscy przewoźnicy znaleźli sposób na ominięcie unijnych sankcji

Na początku kwietnia na terenie Unii Europejskiej weszły w życie nowe restrykcje w ramach piątego pakietu sankcji wobec Rosji i Białorusi. Zgodnie z nimi UE przestała wpuszczać pojazdy zarejestrowanych w tych krajach. Okazało się jednak, że rosyjscy i białoruscy przewoźnicy znaleźli luki, aby obejść te ograniczenia.

Ten artykuł przeczytasz w 9 minut

Jeszcze niedawno pomimo zakazu ciężarówki zarejestrowane na Białorusi i w Rosji przekraczały granicę UE. Obywatelskie akcje opóźniały ruch ciężarówek zmierzających do tych krajów. Apel do firm prowadzących handel z Rosją i Białorusią wystosowała nawet Polsko-Ukraińska Izba Gospodarcza. Dziś ten rzekomo nielegalny ruch pojazdów ustał, ale to nie znaczy, że towary objęte sankcjami nie trafiają na Wschód.

Swoim doświadczeniem w tym zakresie podzielił się Andrej Pobieżimow, szef SDEK, międzynarodowej firmy logistycznej z siedzibą w Nowosybirsku, działającej w sektorze e-commerce. Przedsiębiorca nie ukrywa, że zachodnie sankcje w praktyce da się obejść bardzo łatwo i że jego firma robi to na szeroką skalę.

– Towary ze Stanów Zjednoczonych dostarczane są przez kraje trzecie. Początkowo dostawy były realizowane transportem lotniczym do Finlandii, a stamtąd przesyłki trafiały do ​​Federacji Rosyjskiej drogą lądową. Teraz towary z UE są dostarczane transportem drogowym – wyjaśnił Andrej Pobieżimow.

Przedstawiciel SDEK tłumaczy, że aby ominąć unijne ograniczenia nałożone na rosyjskie i białoruskie ciężarówki, wystarczy po prostu wykorzystać odpowiednie środki transportu lub znaleźć do współpracy podwykonawców, których ograniczenia nie obowiązują.

– Zaczęliśmy używać lekkich samochodów dostawczych o ładowności do 3,5 tony, ponieważ należą one do kategorii C (sankcje dotyczą tylko pojazdów ciężkich – przyp. red.). Dodatkowo, jeśli jest to możliwe, korzystamy z usług przewoźników europejskich, których nie obowiązuje jeszcze zakaz wjazdu do Rosji – wyjaśnił Andrej Pobieżimow.

Stawki transportowe poszybowały w górę

Rosyjski rynek przewozowy, wbrew zapewnieniom Kremla, odnotowuje poważny kryzys. Według agencji analitycznej Autostat, w okresie od marca do kwietnia 2022 r. sprzedaż nowych samochodów ciężarowych w Rosji spadła o 41 proc. w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku. Przewiduje się, że w ujęciu rocznym spadek wyniesie 15 proc. 

Jednocześnie w tym okresie ceny części samochodowych wzrosły o 30 proc. Trudności z dostawami doprowadziły do ​​braku zderzaków, szyb i reflektorów, co powodowało, że ceny niektórych części wzrosły nawet sześciokrotnie. Szacuje się, że 30-35 procent rosyjskich centrów technicznych i serwisów ma trudności z dostępnością części zamiennych do ciężarówek.

– Obecnie najbardziej odczuwalny jest niedobór części do napraw karoserii. Są też problemy z dostawą elektroniki do samochodów. Kurczą się zasoby części samochodowych w magazynach. Zapas wystarczy na dwa do czterech miesięcy – cytuje jednego z lokalnych przewoźników dziennik “Kommiersant”.

Z powodu europejskich ograniczeń koszty dostaw towarów transportem drogowym z UE do Rosji wzrosły o 350-500 proc. Ponadto w Federacji Rosyjskiej występuje poważny niedobór powierzchni ładunkowej.

– Jakkolwiek ciężarówki typu plandeka są jeszcze dostępne, to w przypadku bardziej wyspecjalizowanych środków transportu, takich jak chłodnie, sytuacja jest znacznie trudniejsza. Niemal niemożliwe jest znalezienie chłodni na trasach z UE do Rosji – powiedziała szefowa estońskiej firmy Keest Trade OU Natalia Kostina-Kikkas.

Wcześniej transport plandeką z Tallina do Petersburga kosztował 800-1000 euro, teraz stawki zaczynają się od 3500 euro i osiągają nawet zawrotny poziom 4500 euro. Dlatego też występują problemy z dostawą nawet towarów nieobjętych sankcjami, takich jak żywność i leki.

– Aby sprowadzić je do Rosji, trzeba znaleźć sposób na obejście (ograniczeń – przyp. red.) lub pośredników. Wszystko to zwiększa również koszty dostawy – mówi Natalia Kostina-Kikkas.

Reeksport jak za dawnych czasów

Niektóre firmy – szczególnie białoruskie – stosują popularną metodę przeładunku na granicy, stosowaną jeszcze za czasów początków embarga po rosyjskiej aneksji Krymu. W grę wchodzi również przekierowanie ładunków przez kraje trzecie – Kazachstan, Armenię czy Turcję. Europejskie towary trafiają najpierw do tych państw, a następnie, po zmianach w dokumentacji, są kierowane na Białoruś lub do Rosji.

– Jednak takie działania powodują, że transport jest znacznie droższy. A wzrost (stawek – przyp. red.) nie może nie wpływać na cenę dostarczanych produktów. Inną opcją jest reeksport przez kraje, które nie nałożyły sankcji na Białoruś i korzystanie z transportu tych państw – powiedziała Tatiana Soldatenko, przedstawiciel rosyjskiej giełdy transportowej Ati.su na Białorusi.

Badania wykazały, że ponad 40 proc. białoruskich przewoźników poniosło poważne straty z powodu ograniczeń wprowadzonych przez Unię Europejską. Przewoźnicy przewidują, że choć zakazy UE nie wstrzymają białoruskiego transportu, krwi gospodarce napsują na pewno. Firmy oczekują, że dzięki reorientacji na inne rynki przedsiębiorcy będą w stanie częściowo zrekompensować straty.

Luki w szóstym pakiecie sankcji

To nie są jedyne przypadki omijania zachodnich ograniczeń. Szósty pakiet sankcji na rosyjską ropę został nałożony niedawno , a firmy już znalazły luki, które pozwalają na ich ominięcie.

Według Władimira Demidowa, eksperta ds. rynku surowców i energii  cytowanego przez rosyjski prorządowy portal lenta.ru, zakaz ubezpieczenia statków przewożących rosyjską ropę można obejść przez ich przerejestrowanie i dostarczanie ropy w różnego rodzaju mieszankach.

– Głównymi przewoźnikami rosyjskiej ropy są statki greckie, teraz ograniczenia dotyczą transportów rosyjskich. W rzeczywistości jednak nic strasznego się nie stanie. Oczywiście, (…) może to doprowadzić do zmniejszenia objętości dostaw, ale rosyjskie statki można po prostu przerejestrować, tak jak to już zrobiono z tankowcem przewożącym irańską ropę” – uważa Władimir Demidow.

Ekspert twierdzi, że zakaz ubezpieczania tankowców nie jest zbyt skutecznym środkiem, jeśli chodzi o efekty sankcji gospodarczych.

Według “Financial Times”, z powodu zakazu ubezpieczania statków przewożących rosyjską ropę Rosja straci dostęp do Lloyd’s of London, największego rynku ubezpieczeniowego. Władimir Demidow również nie ukrywa, że prędzej czy później sankcje “zrobią swoje”. – Może się wydawać, że te ograniczenia są bez znaczenia, ale w rzeczywistości to dopiero pierwszy etap. Dalsze ograniczenia mogą zostać nałożone na konsumentów rosyjskiej ropy – mówi analityk.

Kontrsankcje nie wszystkim na rękę

Rosja chce wprowadzić identyczne zakazy względem europejskich przewoźników, jak to zrobiła Białoruś (zakaz wjazdu w głąb kraju, przeładunek i rozładunek w wyznaczonych miejscach nieopodal granicy). Odbył się już nawet roboczy wyjazd rosyjskiej delegacji na Białoruś, którego celem było zapoznanie się z praktyką przeładunków w białoruskich terminalach. Zabiega o to szczególnie resort transportu i przewoźnicy, zrzeszeni w Asmap – największym rosyjskim zrzeszeniu międzynarodowych przewoźników drogowych.

– Te sankcje, które zostały nałożone na Federację Rosyjską, praktycznie zepsuły całą logistykę w naszym kraju. A my jesteśmy zmuszeni szukać nowych korytarzy transportowych – powiedział dziennikarzom podczas jednej z wizyt w rejonie Astrachania minister transportu Rosji Witalij Sawieliew.

Przedstawiciele Asmap już wielokrotnie apelowali do władz o podjęcie odpowiednich, “analogicznych do europejskich” kroków. Ich zdaniem rozwiązanie, jakie zastosowała Białoruś, nie tylko pokazuje sprzeciw wobec działań unijnych, ale chroni także rynek i lokalne firmy transportowe, które mogą przejąć ładunki dostarczone do kraju przez firmy w UE.

Tymczasem rosyjscy producenci występują przeciwko sankcjom wobec Unii Europejskiej. Związki producentów napojów i żywności zwróciły się do premiera Michaiła Miszustina z prośbą o niewprowadzanie ograniczeń na europejskie ciężarówki, wjeżdżające na teren Rosji.

“Biorąc pod uwagę obecne ograniczenia występujące na trasach logistycznych, transport drogowy pozostaje praktycznie jedynym opłacalnym sposobem zaopatrywania rynku krajowego w kluczowe produkty i towary, części, surowce i sprzęt, a wszelkie ograniczenia niosą ze sobą negatywne konsekwencje dla rosyjskiego rynku żywności i produktów rolnych” – apelują producenci.

Ich zdaniem, wprowadzenie takich ograniczeń stoi w bezpośredniej sprzeczności z planem rządowym wspierającym import (pierwszeństwo odpraw celnych towarów konsumpcyjnych, w tym żywności i leków, sprzętu i części zamiennych, uproszczenie procedur i skrócenie czasu kontroli państwowej w punktach kontrolnych na całej granicy).

“Wymóg przeładowywania towarów stwarza dodatkowe trudności, które w kontekście sankcji nabierają krytycznego znaczenia dla bezpieczeństwa żywnościowego Rosji” – twierdzą rosyjscy przedsiębiorcy.

Ponad 80 proc. ładunków transportowych unijnymi ciężarówkami do Rosji trafia do tzw. Centralnego regionu, którego centrum administracyjnym jest Moskwa. To zachodnia część kraju, leżąca w pobliżu granic z Unią. Zatem zakaz wjazdu europejskich pojazdów nie przyniesie UE spodziewanych szkód. Być może dlatego władze w Moskwie tak długo zwlekają z ich wprowadzeniem. Na razie Rosjanom pozostaje szukanie luk prawnych i radzenie sobie na własną rękę. Nie pierwszy raz zresztą.

Tagi