Już teraz stawki wzrosły nawet o 30 proc. Przewoźnicy znaleźli sposoby na ich podnoszenie nawet przy kontraktach długoterminowych

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

Media donoszą: dla firm transportowych nadszedł czas żniw. W porównaniu z zeszłym rokiem stawki rosną o 10, a nawet o 30 procent!

Dziś ceny na rynku usług transportowych są ok. 20-30 proc. wyższe, niż proponowane w postępowaniu przetargowym, prowadzonym w 2017 r. – wynika z obserwacji jednego z największych dostawców energii w kraju – Taurona – jakimi przedstawiciel firmy podzielił się z dziennikiem “Parkiet”.

O wzroście stawek w transporcie mówią na łamach gazety i inni załadowcy oraz sami przewoźnicy. Trans Polonia, międzynarodowy operator transportowo-logistyczny, który przewozi między innymi płynne paliwa, benzynę, olej napędowy i gaz, przyznaje, że tylko w ciągu ostatniego roku jego stawki poszły w górę o blisko 10 proc. Przewoźnik drogowy KGHM Zanam podniósł swoje o kilka procent.

W górę ceny paliwa, ubezpieczeń…

A to dopiero początek, co przyznają same firmy. Jak czytamy w „Parkiecie”, Trans Polonia uważa kolejne podwyżki za nieuniknione, głównie ze względu na drożejący olej napędowy. Inni powodów wzrostu cen szukają w rosnących kosztach pracy i ubezpieczeń. Nie bez znaczenia ma być również bardzo dobry stan naszej gospodarki, wzrost liczby towarów, a w konsekwencji – zapotrzebowania na ich przewóz.

– To ożywienie widzimy szczególnie w przeładunkach w terminalach morskich i w przewozach ładunków dla hutnictwa, tj. rud i wyrobów gotowych – zauważa Zbigniew Nowik, prezes OT Logistics, cytowany przez gazetę.

Potwierdzają to dane za I półrocze. Np. port w Gdańsku zanotował historyczny rekord. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku przeładowano na jego nabrzeżach ponad 25 mln ton towarów (rok wcześniej było to 18,5 mln ton).

Co to są opłaty zmienne dodatkowe?

Tendencja jednak to jedno, drugie to możliwości. W przypadku ofert spotowych powiększanie stawek praktycznie w dowolnym momencie w ciągu roku nie jest problemem. W przypadku kontraktów długoterminowych, które przewoźnicy podpisują z większymi załadowcami – już tak, bo tam stawki są ustalane z góry na dłuższy termin.

– Stąd tak trudne negocjacje przy tych umowach. Z jednej strony klient chce mieć zapewnione jednolite, możliwie niskie stawki. Z drugiej operatorowi logistycznemu zależy, by mogły się one płynnie zmieniać. Na to ostatnie jednak mało kto chce się godzić – zauważa Arkadiusz Kawa, profesor nadzwyczajny z Katedry Logistyki i Transportu Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu.

– Dlatego też od pewnego czasu operatorzy wprowadzają tak zwane opłaty zmienne dodatkowe. A te wiążą się między innymi z opłatą paliwową, ryzykiem kursowym, potencjalnym kryzysem gospodarczym. W ten sposób firmy komunikują: drogi kliencie, w naszej branży jest dużo zmiennych, na które my nie mamy wpływu. W związku z tym jeśli stanie się coś, co mogłoby rzutować na koszty naszej pracy, wzrośnie stawka. Jednak nie podstawowa, tylko ta zmienna – tłumaczy ekspert.

Trans.INFO Talks - baner

Brak kierowców nie bez znaczenia

Trudno jednoznacznie stwierdzić, jak duży procent całego kosztu, jaki za transport ponosi klient, może stanowić wspomniana zmienna stawka.

– Firmy różnie to sobie szacują. Najlepiej widać ten mechanizm jednak na przykładzie tzw. opłaty paliwowej, którą posługują się firmy kurierskie, a która wynosi średnio kilka procent – zauważa profesor.

Dodaje jednak przy tym, że ta składowa całego kosztu jest zwykle największa, ponieważ dotąd to paliwo właśnie najmocniej rzutowało na wydatki przewoźnika. To się jednak zmieniło, ze względu na problem z zatrudnieniem.

– Chyba żadna firma transportowa nie ma pomysłów na to, jak sobie poradzić ze zwiększającymi się kosztami pracownika. Przedsiębiorcy przy umowach nie posługują się wskaźnikiem poziomu bezrobocia. Aczkolwiek pewnie byłby on uzasadniony, bo przecież wszyscy wiedzą, że obecnie brakuje nawet ponad 100 tys. kierowców – przekonuje ekspert.

– Żeby jakoś sobie z tym poradzić, opłaty dodatkowe są zawsze trochę zawyżone przez przewoźników, tak, aby mogły zrekompensować bardzo duże ryzyko braku rąk do pracy. Tym niemniej przewoźnikom czasami trudno jest uzasadnić załadowcom ich wysokość – dodaje.

„Stawki w transporcie są wywindowane”

Sytuacja na rynku pracy to nie wszystko. Na obecną wysokość stawek bardzo duży wpływ ma również wspomniana już hossa gospodarcza. Po pierwszym kwartale tego roku PKB wzrósł o 5,1 proc. rok do roku – wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego. A już teraz ekonomiści szacują, że PKB w całym 2018 r. przekroczy zeszłoroczny poziom wzrostu, czyli 4,6 proc.

– To wszystko sprawia, że stawki w transporcie są wywindowane. Nie da się ukryć. I na razie będą rosły. Trzeba jednak pamiętać, że transport jest barometrem gospodarki. W związku z czym gdy tylko ona zacznie spowalniać, co jest tylko kwestią czasu, on odczuje to w pierwszej kolejności – zauważa prof. Arkadiusz Kawa.

I przestrzega, że firmy, które teraz podpisują umowy, muszą być tego świadome. – Podczas ostatniego kryzysu gospodarczego bardzo wielu przedsiębiorców zrywało umowy, nawet mimo kar umownych, bo współpraca przestawała się opłacać – wspomina.

Szczególnie radzi, by na przyszłość zabezpieczyli się np. leasingobiorcy.

– Teraz brakuje ludzi, ale i samochodów, więc firmy inwestują. Pojawia się jednak pytanie – czy potem, w kryzysie, wykorzystają ten tabor? I czy będą miały za co spłacić ratę? Niektórzy przedsiębiorcy już teraz, z myślą o przyszłości, podnoszą stawki, żeby przygotować się na czarne godziny – dodaje.

A te z pewnością nadejdą. Pytanie tylko, kiedy. – Ostatni kryzys był jakieś 10 lat temu. Wcześniej kryzysy pojawiały się średnio co 5-10 lat. Wszystko wskazuje na to, że powoli możemy się przygotowywać na zmiany – dodaje profesor.

Podobnie uważają inni eksperci. Analitycy z Międzynarodowego Funduszu Walutowego przewidują, że wzrost polskiego PKB wyniesie w nadchodzącym roku tylko 3,5 proc. Komisja Europejska zakłada wzrost wynoszący 3,7 proc. Z kolei NBP mówi o 3,8 proc. w 2019 r. i tylko 3,3 proc. w 2020 r.

Fot. Pixabay/public domain/MonikaP

Tagi