Odsłuchaj ten artykuł
Fot. TLP/Ministerstwo Infrastruktury
Nadchodzi katastrofa, czyli dodatkowe 30 miliardów złotych kosztów dla przewoźników rocznie!
Po wielu miesiącach oczekiwań Ministerstwo Infrastruktury przedstawiło na przełomie lipca i sierpnia projekt ustawy, która ma wdrożyć w Polsce przepisy Pakietu Mobilności. Niestety wbrew wspólnym postulatom ogólnopolskich organizacji zrzeszających przewoźników drogowych (OZPTD, PIGTSiS, ZMPD i TLP) resort transportu nie nawiązał współpracy przy opracowaniu tego projektu z reprezentującymi transportowych pracodawców przedstawicielami branży.
Głos społeczny znalazł jednak uznanie urzędników, gdyż praktycznie wszystkie (oprócz jednego) nowe rozwiązania proponowane w zmienianej ustawie o czasie pracy kierowców są realizacją wniosków… związków zawodowych motorniczych i kierowców!
Największym rozczarowaniem branży związanym z przedłożonym projektem jest brak jakichkolwiek rozwiązań, które ograniczałyby wzrost kosztów pracy kierowców, wymuszony wchodzącymi w życie już 2 lutego 2022 r. przepisami Pakietu Mobilności. Trzeba uczciwie powiedzieć, że przeciwko tym rozwiązaniom na etapie unijnych prac legislacyjnych protestował też polski rząd. Niestety zaproponowane w projekcie rozwiązania, a także brak odpowiednich mechanizmów ochronnych świadczą, że przychylność i troska o los polskiego transportu drogowego ze strony administracji rządowej już się wyczerpała.
Ustawa o czasie pracy kierowców przyniesie horrendalne koszty
Szczegółowa analiza zaproponowanych rozwiązań wykonana przez związek pracodawców „Transport i Logistyka Polska” pokazuje, że skumulowane konsekwencje Pakietu Mobilności oraz konsekwencje realizacji postulatów polskich związków zawodowych kierowców (zawarte w projekcie) kosztować będą branżę transportową dodatkowe 30 miliardów złotych rocznie! Takiego wzrostu kosztów branża nie wytrzyma i w konsekwencji trzeba się będzie liczyć z:
– drastycznym ograniczeniem działalności polskich przewoźników na unijnym rynku przewozów drogowych, na którym obecnie wykonujemy 25 proc. całej pracy przewozowej,
– likwidacją kilkudziesięciu tysięcy miejsc pracy,
– upadkiem co najmniej kilku tysięcy krajowych przedsiębiorstw, głównie MSP,
– transgranicznym przekształcaniem silniejszych kapitałowo przedsiębiorstw polegającym na przeniesieniu siedziby i działalności operacyjnej na terytorium takich państw jak Niemcy,
– zmianą dotychczasowego modelu pracy kierowców, polegającej na zastąpieniu umowy o pracę działalnością gospodarczą realizowaną w formule B2B.
Skutki poniesie cała gospodarka
Niezależnie od skutków zaproponowanej regulacji dla branży transportu drogowego, warto wskazać na trudne w tym momencie do oszacowania konsekwencje dla całej gospodarki narodowej oraz dla finansów publicznych. Wzrost kosztów transportu, zmniejszenie podaży usług transportowych, zmniejszenie elastyczności pracy przewozowej oznaczać będą poważne problemy dla przedsiębiorstw produkcyjnych i usługowych, korzystających z usług przewoźników. W szczególności dla tych, którzy eksportują polskie towary na rynek Unii Europejskiej. Ponieważ przepisy ustawy o czasie pracy kierowców stosuje się do wszystkich zawodowych kierowców, a nie tylko do tych, którzy pracują na rzecz transportu drogowego, ze wzrostem kosztów musi się liczyć każda firma i każdy podmiot (także publiczny) zatrudniający takich pracowników. Należy mieć świadomość, że tak poważny wzrost kosztów transportu wygeneruje na polskim krajowym rynku silny impuls inflacyjny.
Czy jest to realizacja świadomej polityki państwa, na co wskazywałyby nieoficjalne wypowiedzi jednego z urzędników tłumaczącego w rozmowach prywatnych, że została podjęta decyzja polityczna o zwiększeniu wpływów od przewoźników do budżetu państwa i do ZUS, a autorzy projektu byli jedynie wykonawcami tych poleceń? Czy też jest to manipulacja, mająca na celu ukrycie i usprawiedliwienie prywatnej wojny tej osoby z branżą i z jej przedstawicielami? A może po prostu brak wyobraźni i niezrozumienie obiektywnych mechanizmów społeczno-gospodarczych?
Odpowiedzi na te pytania nie znamy. Jeżeli jednak projektodawcy przyświecał cel fiskalny, to spotka go głębokie rozczarowanie. Aby płacić podatki i odprowadzać składki na ubezpieczenia zdrowotne, pracodawcy zobowiązani do ich uiszczania muszą prowadzić działalność gospodarczą i zatrudniać kierowców. Gdy ograniczą swoją działalność lub zbankrutują, państwo zamiast spodziewanych pieniędzy otrzyma figę z makiem. To samo stanie się, gdy wpłacające dużą część danin publicznych firmy przeniosą się za granicę, a pozostali w Polsce pracodawcy (którzy nie zbankrutują) masowo przekształcą wiążący ich z pracownikami stosunek pracy na umowy o współpracę z działającymi na własny rachunek jednosobowymi przewoźnikami.
A na samym końcu za te legislacyjne pomysły zapłacą wszyscy Polacy, czy to w charakterze konsumentów, czy też pracowników. Tylko wtedy na odkręcenie tego wszystkiego i naprawienie sytuacji może już być za późno.
Pismo TLP do Rafała Webera, wiceministra infrastruktury, ws. projektu zmian w przepisach