Po zamachu w Berlinie polski przewoźnik liczył na pomoc. Można się ubezpieczyć przed terrorem?

Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

Rodziny ofiar zamachów terrorystycznych, m.in. tego w Berlinie, gdy zamachowiec wjechał w tłum ciężarówką firmy Ariela Żurawskiego, dostaną wyższe odszkodowania – taką decyzję podjął niemiecki parlament. Polski przewoźnik nie ma jednak co liczyć na dodatkowe pieniądze.

Niemiecki parlament uchwalił podwyżki dla rodzin ofiar.

Do tej pory małżonkowie, dzieci i rodzice ofiar otrzymywali jednorazowo 10 tys. euro. Teraz otrzymają 30 tys. Większą sumę – 15 tys. euro (zamiast 5 tys.) – otrzyma też rodzeństwo ofiar – donosi Deutsche Welle. – Ponadto w przyszłości dzieci, które na skutek zamachu terrorystycznego utraciły ojca lub matkę, oprócz 30 tys. euro otrzymywać będą do 45 tys. euro zapomogi na życie. Będzie to zryczałtowane jednorazowe świadczenie.

Przedsiębiorca Ariel Żurawski nie dostanie jednak żadnych dodatkowych pieniędzy. Pomoc, jaką otrzymał, została wypłacona „ze środków ministerstwa spraw zagranicznych. Te z kolei nie mają związku z funduszem dla ofiar zamachów terrorystycznych” – zauważył pełnomocnik rządu ds. ofiar zamachów terrorystycznych Edgar Franke, cytowany przez niemieckie medium.

Tymczasem polski przewoźnik liczył na dodatkową pomoc. Straty z tytułu utraconej ciężarówki oszacował bowiem na ponad 90 tys. euro. Po zamachu dostał od Niemiec tylko 10 tys. zadośćuczynienia.

Chroniony ładunek, ale pod kilkoma warunkami

Niestety, jak przekonują eksperci, sytuacja w przypadku Żurawskiego jest trudna.

– Straty finansowe, jak na przykład utrata zysków ze względu na to, że samochód jako materiał dowodowy stał uziemiony w Niemczech, czy konieczność opłaty składek za leasing, nie są objęte ochroną – zauważa Adam Pająk, prezes Transbrokers.eu, firmy zajmującej się doborem ubezpieczeń transportowych.

Podobnie nie ma obecnie na rynku oferty, która by ubezpieczała samochód na wypadek ataku terrorystycznego. – Terror jest wyłączony z OCPD. Można od niego wyłącznie ubezpieczyć ładunek, oczywiście pod kilkoma warunkami – mówi ekspert.

Po pierwsze, należy wykupić międzynarodowe ubezpieczenie cargo.

– W krajowym, czyli takim, które dotyczy tylko ruchu po Polsce, podlega się tylko bardzo ogólnym warunkom, wyznaczonym przez polskiego ubezpieczyciela – tłumaczy Pająk. – W przypadku ruchu międzynarodowego sprawa wygląda nieco lepiej.

Tam bowiem znów – można albo zdecydować się na ogólne warunki, albo zawrzeć ubezpieczenie na bazie londyńskich klauzul instytutowych.

– Wówczas można rozszerzyć ochronę o tak zwane ryzyko strajkowe. Brzmi to niepozornie, ale w praktyce oznacza, że zawarte jest w nim rozszerzenie o sytuacje takie jak zamieszki czy właśnie ataki terrorystyczne – wyjaśnia ekspert. – Pamiętajmy jednak, że jest to wyłącznie ubezpieczenie ładunku, nie przewoźnika czy samochodu.

Dla kogo pieniądze?

Nie oznacza to jednak, że sam przewoźnik nie może z niego czerpać korzyści.

– W cargo można zawrzeć ubezpieczenie na rzecz osoby trzeciej. Nawet nie trzeba jej wskazywać. Dotyczy tego klauzula ubezpieczalnego interesu – tłumaczy. – W praktyce polega to na tym, że przewoźnik jest ubezpieczającym, czyli płatnikiem składek. Ubezpieczony jest zaś ten, kto potem, w razie wypadku, będzie miał interes prawny.

Okazuje się, że w transporcie nie jest to jedna osoba.

– Typowe dla branży jest to, że własność przechodzi z rąk do rąk. Stąd na początku, do momentu załadunku, interes leży po stronie załadowcy. Potem jednak już po stronie przewoźnika – dodaje Adam Pająk. – A w związku z tym to aktualny właściciel ładunku, czyli ten, kto w momencie szkody poniósł stratę, dostanie odszkodowanie.

Ubezpieczyciel o tym nie decyduje. Podaje kwotę, którą może zapłacić, a po stronie przewoźnika lub załadowcy leży przedstawienie odpowiednich dokumentów, które udowodnią, komu należą się te pieniądze.

„Sprawa nie jest zero-jedynkowa”

Tyle jeśli chodzi o sam ładunek. Wróćmy jednak do ciężarówki. Nie może być ona ubezpieczona na wypadek ataku terrorystycznego, ale na wypadek rozboju, podobnie jak kradzieży – już jak najbardziej.

– W obu przypadkach mamy ostatecznie do czynienia z dość podobną sytuacją. Podczas kradzieży złodzieje pokonują zabezpieczenia i znikają z pojazdem. Przy rozboju zostaje użyta przemoc wobec rzeczy (czyli np. ktoś grozi, że spali dom, jeśli nie odstąpi się mu samochodu), albo wobec człowieka, jak to było w przypadku z Berlina – zauważa prezes Transbrokers.eu.

W przypadku Ariela Żurawskiego sprawa jest jednak skomplikowana.

– Pojazd przecież się odnalazł. A uszkodzenia powstały nie podczas rabunku, a podczas późniejszych działań terrorystycznych, które są wyłączone z polisy. Ubezpieczyciel może się w ten sposób bronić przed wypłatą odszkodowania – dodaje ekspert. – Jak widać, w tego rodzaju sytuacjach sprawa nie jest zero-jedynkowa. Nie można wykluczyć, że ostateczną decyzję będzie musiał podjąć sąd.

Fot. Wikipedia/Andreas Trojak/CC BY 2.0

Tagi