TransInfo

„Zawsze był nerwus, ale dopiero ta praca odbiła się na jego zdrowiu”. Oto, czym się martwią żony polskich kierowców

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

– Mąż jest choleryk, raptus. Drobiazg i już mu się ciśnienie podnosi. A przy tej robocie jest jeszcze gorzej. Nerwy bo korki, opóźnienia przy załadunku, niebezpieczne sytuacje na drodze. Kiedyś zadzwonił do mnie z Niemiec, ze szpitala. Ciśnienie tak mu się na trasie podniosło, że musiało go pogotowie zabrać. O niczym nie wiedziałam, zadzwonił dopiero jak go ustabilizowali. Nie chciał się przyznać – Katarzyna Wilczura wzdycha ciężko. Czasami naprawdę się martwi, że jej Adam dostanie kiedyś zawału. A młody z niego człowiek, ledwie przekroczył czterdziestkę…

Tego feralnego dnia, gdy Adama zabrało pogotowie, Katarzyna mogła się spodziewać, że coś jest nie tak. Nie dzwonił już dość długo jak na niego. Zwykle rozmawiają pięć, nawet sześć razy dziennie. Jak nie przez telefon, to na messengerze. O takich jak oni w sieci na forach piszą „rodziny SMS-owe”. Nie ma w tym złośliwości. Tylko trzeźwa ocena sytuacji.

Bo mąż-kierowca zawodowy czasami nie wraca do domu przez tydzień, a czasami przez kilka. Katarzyna miała szczęście, że za każdym razem, kiedy rodziła, on akurat był w domu. Potem się śmiali, że rodziła z tęsknoty.

O tym nie mówić w szczegółach

Najgorsze są chyba weekendy, jak go nie ma w domu. Znajomi jadą gdzieś razem na wycieczkę, ja siedzę sama. Płakać się chce – wspomina Katarzyna.

Więc zamiast tego woli ruszyć się z domu, coś zrobić. Plewi ogródek, czasami wyjdzie gdzieś z synami, choć już rzadziej, bo dwóch już odchowanych, po dwudziestce, dwóch to nastolatki, też już pewnie chętniej spędzą czas z rówieśnikami, niż z matką. Innym razem idzie do znajomych na grilla.

O tym wszystkim czasami mężowi nie opowiada. Przynajmniej nie w szczegółach, bo by mu było strasznie przykro.

– Widzi, jak wiele go ominęło przez to, że nie był zbyt często w domu, gdy chłopaki dorastały. Dlatego teraz, gdy jego brat ma swoich, kilkuletnich synów, to uwielbia się z nimi bawić. Nie może się nacieszyć – dodaje.

Nie odległości najgorsze

Teraz Adam ma trochę więcej czasu, bo zmienił pracę. W dalszym ciągu jeździ ciężarówką, za granicę, ale do Niemiec, Włoch, Hiszpanii, a wcześniej wynosiło go nawet aż na Syberię.

Tylko że to nie odległości były najgorsze, tylko ta „nerwówka”.

– Przez osiem lat pracował u Holendra, gdzie strasznie na niego naciskali. Ledwie rozładował towar, już miał być z nowym gdzie indziej. Zżymał się, że chyba tylko samolotem to możliwe – wspomina Katarzyna. – Szef nie chciał kierowcom dać wolnego nawet na Boże Narodzenie. Nie rozumiał, że dla Polaka to jest chyba najważniejszy moment w roku. Strasznie musieli o to walczyć.

– To wszystko odbiło się na jego zdrowiu. W tamtej pracy nerwy go zjadały – dodaje Katarzyna.

Bezsenność w kabinie

Nic dziwnego, że Adam nie może spać. Gdy zbliża się dzień wyjazdu w trasę, siedzi nad mapami, bo tak mu zależy na punktualności. Rano tylko kawę wypije i już jedzie w drogę. A w trasie nie jest lepiej. Kiedyś w kabinie nerwowo się przewracał z boku na bok dłuższą chwilę, bo wciąż słyszał jakieś pukanie. Złodzieje? Nic podobnego – to pasek od torby uderzał o karoserię.

– Praca ma na niego zły wpływ. Jest wciąż zestresowany, zmęczony, łapie zadyszkę. Kręgosłup go boli, ale co się dziwić, po tylu godzinach na siedząco. Jeszcze jak jedzie nocami, to sięga do lodówki, żeby nie zasnąć. A wiadomo, po co sięga – Katarzyna smutno się uśmiecha. – Mimo to nie przypomina tłuściutkich kierowców, jakich się czasami widzi. Tych z obwisłymi brzuchami. Jest trochę nabity, ale trochę ćwiczeń by mu wystarczyło.

Może to da do myślenia?

Tylko, że z tymi ćwiczeniami nie jest tak łatwo. Katarzyna zabrała Adama kiedyś na zajęcia „Zdrowy kręgosłup”. Nawet były ciekawe, co z tego, jak tydzień później wyjeżdżał i już nie mógł iść na kolejne? Mówi mu czasami, żeby na postoju chociażby „pobiegał wokół tira”, ale sama widzi, jak to głupio brzmi, nawet dla niej.

Gorzej, że Adam nie jest wyjątkiem. Jego brat, kuzyn, to także kierowcy. Wszyscy tak skupieni na pracy, że nie mają czasu pomyśleć o zdrowiu. A przydałoby się, bo ponad 60 proc. zawodowych kierowców ma nadwagę lub otyłość I stopnia.

– Muszę coś zrobić, nie wiem, może mu będę kupować coś sportowego na każde urodziny? – duma Katarzyna.

Naprawdę się boi, żeby go nie zabrakło. Była na kilku pogrzebach kierowców. Wspomina je krótko: trumna na tirze, koledzy-kierowcy odprowadzali. Żona została potem sama, z dzieckiem, albo w ciąży.

Z drugiej strony wie, że nigdy nie jest za późno na zmiany. Kiedyś stanęła na wadze i się przeraziła. Przy nieco ponad 160 cm ważyła ponad 80 kg. – Zobaczyłam w lustrze oponkę i pomyślałam – moment, jestem za młoda, żeby tak wyglądać i czuć się fatalnie – wspomina. Wiele czasu nie minęło i schudła 20 kg.

Może to da mu do myślenia?

Podaruj 1 proc. podatku na zdrowie i życie kierowców

W Polsce jest ok. 700 tys. kierowców zawodowych. Aż u 80 proc. z nich istnieje podwyższone ryzyko wystąpienia zawału serca. Jeśli oni będą zdrowi, na drogach będzie bezpieczniej. Podaruj 1 proc. na zdrowie i życie tysięcy kierowców.

Możesz pomóc na kilka sposobów – sprawdź, jak.
Fundacja Truckers Life
KRS 0000456520

Fot. Pixabay/StockSnap/public domain

Tagi