„Tyle nam przyjdzie z „ssania” baku”. Szef pracodawców nie szczędzi ministerstwu cierpkich słów

Ten artykuł przeczytasz w 6 minut

Andrzej Malinowski, szef związku Pracodawcy RP zabrał głos w sprawie kontrowersyjnego projektu rządu. Chodzi o pomysł Ministerstwa Finansów, które dąży do zmian w Prawie celnym i przepisach o podatku akcyzowym. Ich skutkiem ma być obniżenie limitu paliwa wwożonego do Polski z tzw. krajów trzecich. Prezydent Pracodawców RP uważa, że ministerialni urzędnicy wysmażyli projekt zmian, który teoretycznie ma zwiększyć wpływy do budżetu, a w rzeczywistości będzie ciosem nokautującym znaczną grupę polskich przedsiębiorców. To nie pierwszy głos krytyczny w tej sprawie.

Przede wszystkim nie szkodzić” – taką zasadą kierują się lekarze. Kto jeszcze powinien ją sobie wbić do głowy i zawiesić nad biurkiem? Urzędnicy Ministerstwa Finansów!” – pisze w felietonie na łamach „Rzeczpospolitej” Andrzej Malinowski.

Przypomnijmy – projekt zmian w przepisach przygotowany przez resort finansów zakłada wprowadzenie limitu 200 litrów paliwa wwożonego z państw trzecich w standardowych zbiornikach pojazdów mechanicznych, za które nie trzeba będzie zapłacić cła i akcyzy. Obecnie w baku można przywieźć zza wschodniej granicy (czyli z Rosji, Białorusi i Ukrainy) do 600 l. Z oceny skutków regulacji wynika, że jeśli projekt zostanie zatwierdzony i wejdzie w życie, to stracą na tym niektórzy przedsiębiorcy. Przede wszystkim ci, którzy wwożą do Polski tańsze paliwo ze Wschodu. Ministerstwo szacuje, że w pierwszym roku obowiązywania niższego limitu duże firmy transportowe będą musiały wydać w sumie ponad 2 mln zł więcej, mniejsze – nawet ponad 195 mln zł. W ciągu dekady kwoty te odpowiednio urosną do 43,5 mln zł w przypadku dużych przedsiębiorstw i do 3,7 mld zł w grupie mniejszych firm.

Resortowi zależy na tym, by kierowcy – zarówno polscy, jak i np. białoruscy czy rosyjscy – po wjeździe musieli zatankować na polskich stacjach, a nie jechali bez zatrzymywania dalej na zachód. Wiadomo: zatankują, zapłacą, będzie z tego podatek i kasa na 500+”komentuje Andrzej Malinowski.

Niższy limit paliwa uderzy w Polaków

Szef Pracodawców RP uważa, że taki krok to zwykłe wymuszanie korzystania z usług. Porównuje to do czasów PRL-u, gdy w restauracjach nie można było zamówić samego alkoholu. Klient musiał obowiązkowo zaordynować także „konsumpcję”.

Dziś można by np. wprowadzić nakaz, że kierowcy muszą wjeżdżać do Polski na czczo. Niech jedzą w polskich barach, najlepiej wyłącznie państwowych. Na granicy zamontuje się urządzenia do gastroskopii i w razie wykrycia białoruskich blinów celnik zrobi lewatywę! – ironizuje Malinowski.

Odkładając jednak na bok żartobliwe porównania, Andrzej Malinowski uważa, że pomysł resortu finansów jest groźny dla polskich przewoźników działających na ścianie wschodniej.

Za to Białorusinów może w ogóle nie dotknąć. Wystarczy zerknąć na mapę – do Polski można wjechać też przez należącą do UE Litwę, a ta do baków nie zagląda w ogóle! Gdyby więc przepis wprowadzono, ruch TIR-ów ze Wschodu poszedłby przez Litwę. A Polacy wracający do kraju? Będą albo bardzo nadkładać drogi, albo płacić za nadwyżkę paliwa w baku. Tymczasem rentowność biznesu jest mała, a nakłady na zakup ciężarówek – ogromne. Dlatego powrót z kilkuset litrami tańszego paliwa to okazja do zmniejszenia kosztów. A przez to – do konkurowania na rosyjskim rynku z lokalnymi przewoźnikami. Limit 200 litrów w baku miałby może sens, gdyby wprowadziła go cała Unia, na wszystkich zewnętrznych granicach. Niech więc resortowi urzędnicy czymś się wykażą i przekonają Brukselę!” – proponuje szef Pracodawców RP.

Przewoźnicy obawiają się bankructw

W ubiegłym tygodniu projekt ministerstwa omawiano na spotkaniu Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Gospodarczego.

Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych podczas dyskusji mówił, że przy marży z usług przewozowych na poziomie 1,5 proc., wprowadzanie nieprzemyślanych ograniczeń doprowadzi do licznych bankructw. Jego zdaniem ciężarówki będą mogły nadal wjeżdżać z pełnymi zbiornikami przez przejście polsko-litewskie w Budzisku, a na Litwę dostaną się z Białorusi z pełnymi zbiornikami.

– Dla nas najważniejszą rzeczą jest stworzenie takich samych warunków działania dla wszystkich podmiotów, tymczasem przygotowana regulacja bije przede wszystkim w polskich przedsiębiorców – argumentował prezes ZMPD.

Przypomniał, że dwustronne umowy z Rosją, Białorusią, Ukrainą i Kazachstanem pozwalają na odstępstwa od proponowanego przez resort finansów limitu, zapewniając drugiej stronie wwóz np. 600 litrów bez płacenia akcyzy.

Państwo jak głodny wampir

Andrzej Malinowski przywołuje z kolei pytania, jakie przedsiębiorcy stawiali ministerialnym urzędnikom podczas posiedzenia Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Gospodarczego. Przewoźnicy obecni na spotkaniu chcieli np. wiedzieć, dlaczego zamiast wymyślania kolejnych utrudnień resort nie zajmie się zwrotem części akcyzy za paliwo?

„Tak postępują rządy m.in. Francji, Belgii, Hiszpanii. Zwracają wszystkim, także Polakom. Rządy tych krajów wiedzą, że transport to krwiobieg gospodarki. I warto o niego dbać”  – zauważa Malinowski.

U nas państwo zachowuje się jak głodny wampir. Wyssać ile się da i ogłosić zwiększenie wpływów do budżetu o kilkaset milionów. Tak, może i się zwiększą. Przez rok! Ale tylko pozornie, bo potem polskie firmy padną, a Rosjanie wjadą przez Litwę. I tyle przyjdzie nam z „ssania” baku” – podsumowuje Andrzej Malinowski.

Fot. Trans.INFO

Tagi