TransInfo

„Niedługo okaże się, że pisma do celników trzeba będzie słać na różowym papierze”. Przewoźnicy krytycznie o pracy z SENT-em

Ten artykuł przeczytasz w 12 minut

Mieli przypadek, że ich kierowca został zatrzymany bez uaktualnionego SENT-a. Na pewno będą musieli zapłacić karę. Tak wynika z przepisów. Przekonują jednak, że musiał kontynuować transport, bo nie miał się gdzie zatrzymać. Cysterna z paliwem nie może przecież stanąć byle gdzie. Kierowca zgłosił, że konieczne są zmiany w zgłoszeniu do SENT-a, powoli się toczył. Złapali go, ledwie wyjechał. Kawałek pod naftobazą.

Gdy spytać o SENT Tomasza Warownego, właściciela firmy wożącej paliwa płynne i olej opałowy od blisko 20 lat, wzdycha ciężko i mówi, że mało co jest w tej pracy tak upierdliwe. Najpierw przeprasza, ale potem zaczyna opowiadać.

Nalali za mało? Problem przewoźnika

Najbardziej chyba boli strata czasu. Wynikająca z biurokracji, nieelastyczności systemu. Przykład? Proszę bardzo – SENT przewiduje bardzo niewielki margines błędu przy ilości towaru – rzędu 10 proc. A czasami nalana lub odebrana ilość paliwa różni się dość mocno od tej deklarowanej.

– Na budowach, gdzie często zawozimy paliwo, wystarczy, że wydarzy się awaria, będzie przestój w pracy, i już tamte firmy nie są w stanie odebrać takiej ilości, jaką zamawiały. Biorą mniej i automatycznie przewóz jest niezgodny z systemem – tłumaczy Warowny.

SENT nie przewiduje takich sytuacji. Ilość się nie zgadza – trzeba poprawić zgłoszenie.

– Żeby skasować stare, muszę dzwonić na helpdesk, prosić o pomoc kogoś z obsługi. Wpisywać nowe dane. To wszystko zajmuje masę czasu. Czasami i pół dnia, przy jednym transporcie! – wyjaśnia.

Podobnie jest, gdy nie zgadza się ilość odebranego paliwa z naftobazy.

– Bo na przykład była awaria nalewaka. Albo nie dolano nam tysiąca litrów, bo system antyprzelewowy, tak zwana przelewówka, odciął nalewanie, nawet nie do końca wiadomo, dlaczego. Może też przez awarię, a może cysterna krzywo stała… – opowiada przewoźnik.

Nieważne. Grunt, że znów trzeba anulować SENTA, wystawić nowego. Czasami kierowca może w końcu wyruszyć z towarem po godzinie, a czasami… dopiero na drugi dzień. Bo modyfikowanie zgłoszenia zajmuje tyle czasu, że akurat mija mu czas pracy i musi stać dalej, bo trzeba zrobić pauzę.

Stój! Tylko gdzie?

Kierowca stoi – źle, bo czas ucieka. Kierowca ruszy – czasami jeszcze gorzej. Tomasz Warowny czeka właśnie na wezwanie do zapłacenia kary, bo jego pracownik ruszył spod naftobazy bez kompletnego SENT-a. Miał już wykreowany numer, ale dane nie zostały jeszcze zgłoszone przez przewoźnika. Ruszył, służby celne złapały go kawałek dalej.

Warowny broni kierowcy. Uważa, że nie było innego wyjścia, bo tamten nie miał się gdzie zatrzymać.

– Są parkingi na wjeździe do naftobazy, gdzie zatrzymują się kierowcy czekający na zatankowanie. Stoją tam i pół dnia, a czasami dłużej. Czekają na załadunek – opowiada. – Gorzej, że często nie ma takich miejsc na wyjeździe.

Kierowca dostaje dowód wydania towaru, numer SENT, i musi opuścić ten teren. Jak opowiada Warowny, często zdarza się, że pracownicy dzwonią do niego lub wysyłają SMS-y, podają wszystkie dane, które otrzymali, ale już powoli jadą do odbiorcy. Jeśli wtedy zatrzyma ich służba celna, mają problem.

– A zgłoszenie danych do systemu zajmuje trochę czasu. Czasem kilka minut, innym razem kwadrans, a nawet pół godziny. To zależy, czy są problemy z internetem, a przede wszystkim – z samym systemem. A czas płynie – wspomina przewoźnik. – Na początku była makabra. Nie dawało się na SENCIE pracować, wieszał się bez przerwy. Teraz jest dużo lepiej. Co nie znaczy, niestety, że dobrze.

Klient czasem jest oporny

– Polski SENT to coś „wyjątkowego” w skali Europy. Coś podobnego funkcjonuje już na Węgrzech i Słowenii. Początki nowych systemów zawsze bywają trudne, pojawia się mnóstwo pytań i wątpliwości zarówno ze strony klientów, załadowców jak również przewoźników. Finalnie z punktu widzenia firmy transportowej musimy dostosować swoje struktury i działania do funkcjonowania oraz wymagań Ustawy – przyznaje Tomasz Wasilewski, dyrektor ds sprzedaży i marketingu w El-Trans S.A. – firmie, w której między 10 a 15 proc. transportów podlega systemowi SENT.

– Zasady są generalnie proste: jeśli transport zaczyna się w Polsce lub w niej kończy, podmiotami odpowiedzialnymi za kreowanie zgłoszenia SENT są nadawca albo, analogicznie – odbiorca. W tym przypadku wcześniej wymienione podmioty zobowiązane sa jedynie do przekazania przewoźnikowi nr SENT i klucza umożliwiającego aktualizację zgłoszenia. Natomiast w przypadku transportu tranzytem przez Polskę, wówczas ani załadowca, ani odbiorca nie biorą w tym udziału. Obowiązek generowania zgłoszenia SENT spoczywa na przewoźniku – tłumaczy. – Fakt, że klient czasami nie poinformuje nas z jakiegoś powodu, że towar podlega pod zgłoszenie SENT w Polsce, nie zwalnia nas z odpowiedzialności dopilnowania zgłoszenia.

To Tomasz Wasilewski ma więc obowiązek, by wyciągnąć od klienta informację, jaki kod taryfy CN ma przewożony towar, a następnie ustalić, czy wymagane jest zgłoszenie SENT. A klient czasami jest oporny, zwłaszcza ten zagraniczny. Nie wie, o co chodzi, lub każe sobie tłumaczyć szczegółowo całą procedurę. A czas płynie.

– W zależności od komunikacji, uzyskanie takiego numeru zajmuje od kilku do kilkudziesięciu minut. Występują też nieliczne wyjątki, które zwalniają towary ze zgłoszenia SENT pomimo faktu, że nr CN kwalifikuje je do takiego zgłoszenia, tj. EMCS – te informacje też musimy uzyskać od klienta, żeby być w 100 proc. pewnym – zauważa.

Bywa, że ustalenie, czy ładunek podlega SENT-owi, czy nie, ciągnie się całymi dniami.

– Ustalenie numeru CN produktu, ustalenie w jakiej procedurze powinien zostać zgłoszony transport, święta – dni wolne od pracy kiedy większość firm w Polsce nie pracuje, a także wiele innych czynników, stają na przeszkodzie do skutecznego i sprawnego wykonania swoich zadań bez zbędnych strat czasu, co w naszej branży jest niezwykle cenne – tłumaczy.

– Staramy się więc pomagać sobie nawzajem z naszymi klientami. Wymieniamy się informacjami, doświadczeniami, wszystko w jednym wspólnym celu – dodaje. – W skrajnych przypadkach zarówno nadawca, odbiorca, jak i przewoźnik, mogą jednorazowo lub długofalowo upoważnić inny podmiot do wygenerowania lub aktualizacji zgłoszenia SENT.

Kiedyś „był dramat”. A teraz?

Tym niemniej o błędy nietrudno. Wasilewski przyznaje, że niemal co tydzień podwykonawcy skarżą się, że z SENT-em było coś nie halo – deklarowana waga towaru się nie zgadzała, kierowca wpisał zły numer dokumentu, ktoś pomieszał cyfry w adresie… Wszystko trzeba poprawiać na bieżąco, bo inaczej mogą posypać się kary.

Dziś jednak i tak jest dużo lepiej, zapewnia dyrektor, niż na samym początku istnienia systemu. Wtedy był dramat.

– Bywało, że jedna kontrola na drodze trwała kilka godzin. Organ kontrolujący wskazywał zastrzeżenia np. do wystawionych dokumentów, do właściwości towaru lub po prostu potrzebował czasu na ustalenie wszystkich detali dotyczących danego transportu – wspomina. – Zdarzało się, że nasze cysterny były plombowane w trakcie kontroli – zgodnie z procedurami. Plomby zostały zdejmowane we wskazanym miejscu przez organ kontrolujący – najczęściej miejsce to znajdowało się w pobliżu miejsca rozładunku, natomiast procedura ta pozwalała fizycznie sprawdzić miejsce dostawy. W ostatecznych przypadkach towarów tzw „podwyższonego ryzyka” organ kontrolujący zarządzał konwój samochodu przez uprawnioną do takich procedur firmę specjalistyczną. Organizacja tego procesu spoczywa również na firmie transportowej.

Największym wyzwaniem było jednak przeszkolenie pracowników.

– Nasi pracownicy musieli zacząć zajmować się rzeczami całkowicie nowymi, które w dodatku mogły być interpretowane przez każdą osobę zgoła inaczej. Przyswojenie informacji o tym, jak działa SENT, sposób obsługi a także rozwiązywanie sytuacji spornych pochłonęło sporo czasu. Natomiast od 1 października mamy tzw GEO SENT – kolejna nowość, do której również musimy się dostosować, nie tylko przez kolejne szkolenie pracowników i zmianę organizacji pracy, a także przez zmiany sprzętowe i informatyczne – dodaje.

Tymczasem już od 2017 r. współpracownicy Wasilewskiego muszą poświęcać tylko na obsługę systemu około godziny dziennie.

Z kolei w firmie Tomasza Warownego zajmuje się tym przede wszystkim on.

– Bywa, że na nic innego już czasu nie ma w ciągu dnia. Stale trzeba być pod telefonem, bo kierowca może zgłosić, że coś trzeba będzie poprawić – przyznaje. – Przeszkoliłem jeszcze kilku pracowników, w razie, gdybym na przykład zachorował. Ale czy to wystarczy na dłuższą metę?

Przewoźniku, walcz z szarą strefą. Sam

Jak wyznaje Karolina Ciastko, doradca Business Centre Club z kancelarii Radców Prawnych Dudkiewicz Ciastko Cichocka s.c., wielu przewoźników obawia się, że SENT może poważnie utrudnić, jeśli nie uniemożliwić, ich pracę.

– Dewizą tego systemu jest walka z szarą strefą i uszczelnianie systemu podatkowego. Niestety, całą odpowiedzialność za tę walkę zrzucono między innymi na przewoźnika tzw. towarów wrażliwych. To on musi stosować się do absolutnie wszystkich wymogów, przeszkalać pracowników i kierowców, poszerzać kadry czy dostosowywać pojazdy do wymogów ustawodawcy. Z kolei ze strony rządu zdecydowanie zabrakło odpowiedniej komunikacji oraz informacji czy materiałów o tym systemie zarówno w języku polskim jak i językach obcych – zauważa.

– Tymczasem nie ma żadnych rozmów z przewoźnikami a tym bardziej szkoleń dla przewoźników. A co chwilę pojawiają się nowe wymogi, jak na przykład ostatni, by od 1 października przekazywać aktualne dane geolokalizacyjne środka transportu objętego zgłoszeniem. Wymóg ten po raz kolejny nałożył na przewoźnika konieczność wyposażenia pojazdu w odpowiednie urządzenia. Właściciele firm muszą tego wszystkiego pilnować, bo odpowiadają za błędy finansowo. To powoduje również wiele niedogodności w prowadzeniu działalności, bowiem niesprawny lokalizator czy utrata sygnału powoduje obowiązek zatrzymania pojazdu i wprowadzenia odpowiednich procedur – dodaje radca prawny.

Zdaniem Karoliny Ciastko, najczulszym punktem zapalnym jest kierowca. To on musi od października sprawdzać, czy lokalizator działa. Informować o zmianie w ilości załadowanego towaru. O opóźnieniach.

A kierowców jest coraz mniej, przewoźnicy szukają więc pomocy wśród obcokrajowców.

– Niestety często jest tak, że kierowca z zagranicy nie mówi biegle po polsku, więc dla niego sprawdzanie czy uzupełnianie jakichkolwiek dokumentów jest niewykonalne. Często też kierowcy tacy nie są świadomi obowiązków, jakie w Polsce obowiązują w trakcie przewożenia tzw. towarów wrażliwych – tłumaczy ekspertka.

To nie wszystko. Jej zdaniem z powodu dużej rotacji w zawodzie, kierowcy nie przywiązują się do swoich firm.

– W związku z tym często nie czują się w obowiązku, by pilnować wszystkiego, za co są odpowiedzialni. Tym bardziej, że kary nakładane są przede wszystkim na przewoźników – dodaje.

A te są ogromne. Tylko zgodnie z obowiązującymi od października przepisami, jeśli aktualne dane lokalizacyjne nie będą przekazywane do systemu monitorowania drogowego, przewoźnik zapłaci 10 tys. złotych. Jeśli podczas przewozu kierowca będzie miał wyłączony lokalizator – od 5 do 7,5 tys. zł.

Pisma na różowym papierze

Przewoźnicy i radcy prawni obawiają się, że na początku spełnienie najnowszych wymogów może być kłopotliwe.

– Wielu przewoźników obawia się problemów z łącznością z systemem SENT, przeciążeń tego oprogramowania, aktualizacji itp. Obawy te są uzasadnione biorąc za przykład wiele aktualnych stron rządowych (CEPiK, KRS itp.), które bardzo często odmawiają posłuszeństwa. Sceptycznie należy również podchodzić do łagodnego traktowania przewoźnika przez kontrolerów i organy administracyjne. Już od dawna firmy przewozowe narzekają na brak zrozumienia na tym polu, a wręcz nagonkę jaka jest prowadzona wobec tej gałęzi gospodarki – wzdycha Karolina Ciastko.

Wymienia przy tym obawy, którymi dzielą się z nią przewoźnicy. Co jeśli samochód wjedzie w obszar, na którym nie będzie zasięgu? Teoretycznie powinien się zatrzymać, to jednak rodzi dalsze problemy. SENT trzeba będzie uaktualnić. Towar nie dojedzie na czas. A co, gdy mówimy o transporcie intermodalnym? Samolot czy statek zaczeka na taki spóźniony towar?

Gdy rozmawiać o SENCIE z Tomaszem Warownym nieco dłużej, przestaje ciężko wzdychać, tylko krótko, wprost rzuca:

– Zastanawiam się nad jednym. Na ile ludziom starczy cierpliwości. Bo ja już mam tego serdecznie dosyć. Niedługo się okaże, że pisma do celników trzeba będzie słać na różowym papierze. Bo to wszystko już urasta do rangi absurdu. Ja rozumiem, że z patologią trzeba walczyć, ale nie wylewa się dziecka z kąpielą. A u nas zaczyna brakować czasu na podstawową działalność. I pieniędzy też w pewnym momencie zabraknie.

Fot. Pixabay/lukasbieri/public domain

Tagi