Odsłuchaj ten artykuł
Fot. littlewolf1989/AdobeStock
Nadciąga urlopowy krach. Przewoźnicy w 2022 r. zapłacą kierowcom trzy razy więcej
Przy obliczaniu wysokości wynagrodzenia urlopowego bierze się pod uwagę pensję brutto z ostatnich trzech miesięcy. Dziś zwykle kierowca dostaje 3,5 tys. zł brutto miesięcznie. Od lutego 2022 r., po zmianach wynikających z Pakietu Mobilności, będzie już dostawał ponad 10 tys. zł brutto. Dla przewoźników oznacza to wyraźny wzrost kosztów.
Przyjrzyjmy się wynagrodzeniom kierowców. Dziś, w najczęściej spotykanym wariancie, dostają oni 3,5 tys. zł brutto, co oznacza 8039,34 zł netto (lwią część ich wynagrodzenia stanowią bowiem diety i ryczałty, które nie są wliczane w podstawową pensję brutto). Dla pracodawcy to 9721,35 zł kosztów brutto wynagrodzenia.
Przy obliczaniu wysokości wynagrodzenia urlopowego bierze się pod uwagę wynagrodzenie brutto pracownika z trzech ostatnich miesięcy.
Obecnie, przy 3,5 tys. zł oznacza to około 160 zł za dzień – szacuje Łukasz Włoch, główny ekspert ds. analiz i rozliczeń Ogólnopolskiego Centrum Rozliczania Kierowców i Inelo.
To się jednak zmieni. Z uwagi na wejście w życie od lutego 2022 r. Pakietu Mobilności, trwają w Polsce prace nad zmianą przepisów dotyczących wynagrodzeń kierowców. Jeśli wejdą w życie regulacje zaproponowane ostatnio przez rząd, pracodawcy, którzy w dalszym ciągu będą chcieli płacić kierowcom tyle samo netto, muszą się liczyć ze wzrostem kosztów o 17,68 proc. Właściwie będą do tego zmuszeni, jeśli chcą zatrzymać pracowników w dobie niedoboru kierowców w Polsce na poziomie ponad 120 tys. osób.
Co to oznacza? Że całkowity koszt brutto wynagrodzenia pracodawcy wzrośnie do 11439,69 zł, zaś wynagrodzenie brutto pracownika – do 10219,16 zł – wynika z obliczeń przeprowadzonych za pomocą narzędzia Kalkulator.inelo.pl. Zaś wzrost pensji brutto przyniesie ze sobą wyraźny wzrost wysokości wynagrodzenia urlopowego.
Łukasz Włoch przestrzega, że zmiana może uderzyć pracodawców szczególnie mocno po kieszeni w sytuacji, gdy pracownik będzie zmieniał pracę i trzeba będzie mu wypłacić ekwiwalent za niewykorzystany urlop. Problem jest poważny, okazuje się bowiem, że “chomikowanie” dni urlopowych jest zjawiskiem powszechnym w branży transportowej.
Teoria jedno, praktyka drugie
Niektórzy z kierowców mają odłożonych nawet 60 dni urlopowych. Więcej jest firm, w których dochodzi do nagromadzenia niewykorzystanych dni, wyraźnie powyżej wymiaru rocznego (20 lub 26 dni), niż takich, gdzie dni wolne wykorzystywane są na bieżąco – przekonuje ekspert.
Problem dotyczy przede wszystkim firm zatrudniających polskich pracowników.
Dużo mniejszy jest w przypadku kierowców z zagranicy, np. z Ukrainy, ponieważ faktycznie po trzech miesiącach pracy wyjeżdżają do swojego kraju na miesiąc, wykorzystują więc szybko ten urlop. Polscy kierowcy generalnie nie wykorzystują w pełni przysługujących dni wolnych, musimy mówić o bardzo specyficznych przewozach, np. w układzie 2 na 2 lub 2 na 1, by byli w stanie z nich skorzystać – dodaje Włoch.
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze, w dobie braku kierowców, pracodawcy po prostu nie zależy na tym, by pracownik szedł na urlop.
Gdy go nie będzie, ciężarówka będzie stała, mimo że ładunki są, bo nikt go nie zastąpi. Dla pracodawcy jest to więc czysta strata – tłumaczy Łukasz Włoch.
Teoretycznie przepisy prawa pracy wymagają, by zaległy urlop odbierać do końca września następnego roku, ale w praktyce różnie to wygląda. A właściwie – w wielu przypadkach tak samo.
W większości przypadków w firmie przewozowej nie da się tego zrobić, więc urlop przechodzi dalej. Owszem, pracodawcy grozi kara z Inspekcji Pracy, nie oszukujmy się jednak – jest symboliczna – najczęściej wynosi od tysiąca do dwóch za wszystkie takie przypadki, przewoźnicy więc bardzo się tym nie przejmują – dodaje ekspert Inelo.
Kierowcy też specjalnie o to nie walczą, bo wynagrodzenie urlopowe, liczone od 3,5 tys. brutto nie jest wielką kwotą.
Zwykle nawet nie pamiętają, ile mają tych dni, bo wynagrodzenie urlopowe jest tak niskie, że go szczególnie nie pilnują. Zwłaszcza, gdy mówimy o jeżdżących w transporcie międzynarodowym, gdzie konkretne pieniądze kierowcy znajdują się gdzie indziej – w dietach i ryczałcie, z uwagi na to, że pracownik jest w podróży służbowej – tłumaczy Włoch.
Po zmianach w prawie, zakładających, że kierowca w ruchu międzynarodowym nie jest w podróży służbowej, a więc wykreśleniu diet i ryczałtów, ale za to podniesieniu pensji brutto, dojdzie do rewolucji.
Myślę, że odtąd każdy kierowca będzie pilnował, ile miał tych dni urlopowych. Zmieni się praktyka, obserwowana dziś w branży i polegająca na tym, że kierowca, który musi odebrać, z uwagi na przepisy europejskie, 45-godzinny odpoczynek tygodniowy, dostaje od pracodawcy, czy też bardziej prawidłowo składa osobiście, do podpisania wniosek urlopowy na ten czas. I robi to, bo wiele na tym nie traci, nawet się tym nie interesuje. Po zmianach, jeśli taki wniosek podpisze, to straci równowartość około 500 zł (gdyby np. odchodził z pracy, to taka suma byłaby mu wypłacona jako ekwiwalent, nie wspomniane wyżej 160 zł – przyp. red.). Zacznie się zastanawiać, czy musi ten wniosek podpisać, i okaże się, że niekoniecznie. Bo idąc na wolne otrzyma wynagrodzenie przestojowe, a pracodawca i tak będzie zobowiązany zapewnić 45 godzin wolnego – przypomina Łukasz Włoch.
“Chomików” nie brakuje
Nowe przepisy dotyczące wynagrodzenia kierowców wchodzą w życie w lutym 2022 r. A to oznacza, że jeśli pracownik będzie chciał zmienić pracę w styczniu, to ekwiwalent za niewykorzystane dni urlopowe liczony będzie jeszcze od dotychczasowej stawki brutto. W lutym, gdy stawka już wzrośnie, ekwiwalent będzie liczony z uwzględnieniem dotychczasowych stawek z dwóch miesięcy (grudzień, styczeń) i nowych z jednego (luty). Od maja pracodawców czeka wyraźny wzrost kosztów, bo miną trzy miesiące od wzrostu wynagrodzenia brutto pracownika.
Ekspert radzi więc przewoźnikom, by jak najszybciej wysłali na urlopy kierowców, którzy “zachomikowali” pokaźną liczbę dni wolnych. W przypadku urlopów zaległych mają bowiem prawo zrobić to bez zgody pracownika. Przy dniach bieżącego urlopu nie jest to już możliwe, bowiem ustalenie daty odebrania wolnego musi być poprzedzone zgodą obu zainteresowanych stron.
Na przyszłość rozwiązaniem może być plan urlopowy, tworzony na początku roku, w który wpisuje się długie, np. dwutygodniowe wakacje. Dzięki temu pracodawca może być pewien, że pracownik choć z tych dziesięciu dni wolnych zejdzie w określonym terminie – zauważa Łukasz Włoch.
Do tej pory, jak sam przyznaje, tworzenie planów urlopowych w firmach z branży TSL było raczej wyjątkiem, niż regułą.
To się zmieni – nie ma wątpliwości. – Zwłaszcza gdy w tym roku przewoźnicy zauważą, jak dużym problemem mogą być kumulujące się, a dodatkowo od nowego roku – kosztowne – dni wolne. Dla niektórych firm sezon świąteczny, który właśnie się rozpoczyna, jest okresem wzmożonej pracy, wysłanie więc na wolne kierowców może być po prostu niemożliwe. Wielu pracodawców będzie więc musiało wejść w nowy rok i nowy system rozliczania wynagrodzeń urlopowych z problematycznych bagażem nierozliczonych dni – kwituje.
“Rząd trochę się zgapił”
Tym bardziej, że ci ostatni dopiero niedawno dowiedzieli się, z czym będą musieli się zmierzyć. Prace nad zmianami przepisów dotyczących wynagrodzeń kierowców ruszyły de facto dopiero w lipcu tego roku. Pierwsza wersja, zaproponowana przez rząd, przeraziła branżę transportową, oznaczała bowiem wzrost kosztów pracodawcy nawet o 40 proc.
W październiku pojawił się nowy projekt.
Zawarte w nim przepisy nadal oznaczają podniesienie kosztów dla pracodawców, ale bardziej chronią przed negatywnymi skutkami Pakietu Mobilności, niż przeszkadzają. Moim zdaniem są to najlepsze propozycje, jakie można było stworzyć w istniejącym obecnie środowisku prawnym – ocenia ekspert ds. analiz i rozliczeń.
– Szkoda tylko, że prace ruszyły tak późno. To, w jakiej formie wchodzi w życie Pakiet Mobilności, wiedzieliśmy od blisko dwóch lat. Rząd się trochę zagapił, a skutkiem tego przewoźnicy nie mieli świadomości, co ich czeka, chociażby w zakresie wspomnianych wynagrodzeń urlopowych. Prawdę mówiąc, nadal nie wiadomo tego na sto procent. Nie widzieliśmy gotowego tekstu uzgodnionego w rozmowach konsultacyjnych, mam więc nadzieję, że rząd wywiąże się ze wszystkich obietnic, które przedstawił. I przewoźnicy będą wiedzieli na pewno, z jakimi kosztami będzie się wiązać prowadzenie przez nich działalności w nadchodzącym roku – kwituje.