Fot. Volvo Trucks

Przewoźnicy muszą uzbroić się w cierpliwość. Na nowe ciężarówki czeka się bardzo długo

Ten artykuł przeczytasz w 7 minut

Po zastoju w sprzedaży nowych samochodów ciężarowych w 2020 r., początek roku przyniósł prawdziwą eksplozję popytu. Zapotrzebowanie jest tak duże, że na nowe pojazdy trzeba czekać przynajmniej do końca roku. Podobnie duże jest zainteresowanie oponami oraz naczepami.

„Tak ogromny popyt w połączeniu z ograniczoną podażą komponentów, z którą boryka się cała branża motoryzacyjna powoduje, że ograniczamy się do obsługi bieżących zamówień bez możliwości zwiększenia ich portfela, mimo cały czas ogromnego zainteresowania ze strony klientów. Jednocześnie, w związku z wspomnianą wyżej sytuacją, aktualnie przyjmujemy zamówienia z opcją dostawy na przełomie roku bieżącego i przyszłego” – poinformował Wilhelm Rożewski, dyrektor marketingu i komunikacji Volvo Trucks Polska.

Również u innych producentów zamawiający muszą uzbroić się w cierpliwość.

„Zamówienia na pojazdy wszystkich serii: LF, CF i XF z klasycznymi silnikami przyjmujemy z dostawą w 2022 roku” – mówi Zbigniew Kołodziejek, dyrektor marketingu DAF Trucks Polska.
„W bieżącym roku możemy dostarczyć jedynie pojazdy dystrybucyjne z silnikami elektrycznymi serii CF” – dodaje Kołodziejek.

Obecnie firma nie oferuje żadnych nowych pojazdów z możliwością natychmiastowego odbioru. I tak wygląda sytuacja we wszystkich oddziałach DAF w całej Europie.

Nie wszyscy producenci mają aż tak długie terminy dostaw. Marta Stefańska, manager ds. komunikacji MAN Truck & Bus Polska, podkreśla, iż na najpopularniejsze pojazdy – ciągniki siodłowe – trzeba czekać około kwartału. Co więcej, firma ma pewną pulę nowych pojazdów klasy lekkiej i ciężkiej, które oferuje od ręki. Jednak i w przypadku tego producenta nie wszystko dostępne jest w tak szybkich terminach.

„Dłużej czeka się na podwozia” – powiedziała Stefańska dodając, iż na ich odbiór trzeba liczyć do pół roku.

Popyt z opóźnionym zapłonem

Jest kilka przyczyn dlaczego przewoźnicy muszą uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na zamówione ciężarówki.

Jednym z nich jest fakt, iż początek pandemii na wiosnę 2020 r. wstrzymał inwestycje w tabor transportowy w wielu firmach. M.in. właśnie przez to sprzedaż pojazdów była niższa niż w 2019 r. Jednak sektor transportowy został względnie łagodnie doświadczony przez pandemię. Ostatnie miesiące 2020 r. i początek roku bieżącego charakteryzowały się rosnącym zapotrzebowaniem na transport. To w konsekwencji ośmieliło przewoźników do inwestowania w nowy tabor.

„W 2021 r. portfel zamówień jest ogromny, sektor transportu ciężkiego nie tylko nie odczuł spadku związanego z pandemią, ale w wielu obszarach zanotował wzrosty” – twierdzi Wilhelm Rożewski z Volvo Trucks Polska.

Liczby potwierdzają jego opinię. O ile w 2020 r. zapotrzebowanie na nowe samochody ciężarowe i dostawcze (powyżej 3,5 t) w Unii Europejskiej spadło o odpowiednio 27,3 proc. i 25,7 proc., tak w tym roku jesteśmy świadkami znacznego odbicia. W I kwartale 2021 r. w UE liczba nowych rejestracji pojazdów ciężarowych powyżej 16 t wzrosła o 18,1 proc., a samochodów dostawczych powyżej 3,5 t o 15,3 proc. rok do roku.

Mimo wzrostu rejestracji nowych pojazdów zapotrzebowanie jest jeszcze większe. I to nie tylko w Europie, ale przede wszystkim w Polsce.

W marcu 2021 r. rejestracje zanotowały niesamowity wzrost rok do roku, co wynika z niskiej bazy pandemicznego marca 2020 r. W skali całej UE rejestracje pojazdów ciężarowych wzrosły o 56,8 proc. rok do roku. Wynik ten blednie jednak w porównaniu do rejestracji nowych ciężarówek w Polsce. W marcu br. w naszym kraju zanotowano przyprawiający o zawrót głowy wzrost 127,3 proc. rok do roku.

Problemy producentów

Kolejnym czynnikiem jest również efekt wysokiej sprzedaży w roku 2018 r., co powoduje, że w naturalnym cyklu biznesowym firmy decydują się na wymianę swojej floty po 3 latach właśnie w bieżącym roku.

Oprócz olbrzymiego popytu do odległych terminów dostaw zamówionych pojazdów przyczyniły się także problemy z produkcją samochodów ciężarowych. Mimo dużego zapotrzebowania producenci nie dość, że nie są w stanie zwiększyć produkcji, to niektórzy zmuszeni są nawet ją wstrzymywać. Wszystko przez problemy z dostawami układów scalonych. Przez zwiększony popyt na elektronikę użytkową brakuje czipów dla sektora motoryzacyjnego. Mimo zwiększenia produkcji, fabryki elektronicznych podzespołów nie są w stanie zaspokoić zamówień zarówno od sektora elektronicznego, IT jak i od fabryk motoryzacyjnych.

W efekcie Volvo Trucks zmuszone było czasowo wstrzymać w lutym na tydzień produkcję w swojej fabryce w Gandawie w Belgii. W marcu firma ponownie zatrzymała produkcję w tym zakładzie oraz dodatkowo w w Goeteborgu.

Również fabryki ciężarówek Forda w Stanach Zjednoczonych i Niemczech były w tym roku regularnie zamykane. Raptem w ubiegłym tygodniu fabryka koncernu w Dearborn w stanie Michigan została zamknięta na dwa tygodnie. W kwietniu zaś produkcja została wstrzymana w zakładzie Forda w stanie Kentucky.

Rośnie też popyt na opony….

Według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Opon ETRMA sprzedaż opon do samochodów ciężarowych w Europie wzrosła w I kwartale 2021 r. o 18 proc. rok do roku do ponad 3,3 mln sztuk. Warto podkreślić, iż był to największy wzrost wśród wszystkich kategorii opon.

W pierwszym kwartale 2021 roku widać ożywienie – po bardzo kiepskim roku 2020, kiedy to przemysł oponiarski został silnie dotknięty pandemią COVID-19, także w wyniku obostrzeń obowiązujących w całej Europie.

W Polsce również dał się zauważyć silny wzrost we wszystkich głównych kategoriach. Był on nawet bardziej dynamiczny niż w Europie. Sprzedaż opon do samochodów ciężarowych wzrosła aż o 36 proc. rok do roku, a do aut dostawczych o 19 proc.

Jak twierdzi Maciej Win, prezes Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego (PZPO), popyt na opony jest tak duży zwłaszcza w segmencie premium dla samochodów ciężarowych, że „najbardziej popularne rozmiary trzeba sprowadzać z innych rynków albo czekać na kolejne dostawy z fabryk.”

…oraz na naczepy

Co więcej nie tylko na samochody ciężarowe i opony trzeba czekać. W kwietniu rejestracje nowych naczep rosły już siódmy miesiąc z rzędu -donosi Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego. Ze względu na niską bazę w pełnym obostrzeń kwietniu 2020 r., tegoroczny wzrost o ponad 300 proc. nie jest reprezentatywny. Niemniej jednak w pierwszych czterech miesiącach br. zarejestrowano o 111 proc. więcej naczep powyżej 3,5 tony niż w analogicznym okresie 2020 r.

Podobnie wysoki popyt widoczny jest w Europie. Z tego powodu pojawiają się opóźnienia w dostawach. Jak podkreśla duński przedstawiciel producenta naczep Krone, w Danii na nową naczepę zamiast 8-12 tygodni czeka się już nawet do 10 miesięcy. Oprócz dużego popytu, powodem takiego stanu rzeczy jest kryzys na europejskim rynku stali. Ze względu na ograniczenia w imporcie tańszej stali spoza UE, na unijnym rynku widoczne są jej braki oraz znaczny wzrost cen. To przekłada się zarówno na dłuższy okres oczekiwania na naczepy oraz na ich koszt.

Tak więc mimo odżywania rynku transportowego i gotowości firm transportowych do odnawiania taboru zamówione pojazdy i naczepy dotrzeć do nich mogą dopiero w przyszłym roku. Co m.in. oznacza, że po naszych i europejskich drogach będzie jeździło mniej nowych pojazdów niż chcieliby przewoźnicy.

Fot. Volvo Trucks

Tagi