Odsłuchaj ten artykuł
Fot. Canal de Panama
Czeka nas kilka tygodni rosnących stawek. Morze Czerwone to nie jedyna bolączka łańcuchów dostaw
Po roku spadków stawek i ich powrocie do poziomów sprzed pandemii, przełom 2023 i 2024 roku przyniósł ich ponowną eksplozję w transporcie morskim. Kryzys na Morzu Czerwonym to tylko jedna z kilku plag dająca się we znaki łańcuchom dostaw.
Przypomnijmy – 2023 r. przyniósł powrót stawek kontenerowych do poziomów sprzed pandemii. Boom 2020 roku, gdy ceny nakręcane były przez zatory w portach, niedobory kontenerów i duży popyt ze strony zachodnich konsumentów, został następnie wzmocniony przez blokadę Kanału Sueskiego w marcu 2021 r. Wysokie ceny utrzymały się praktycznie przez cały 2021 r. dzięki cały czas wysokiemu poziomowi konsumpcji, nawet gdy już zelżały perturbacje w łańcuchach dostaw.
Tak jak Kanał Sueski był jednym z czynników, które w okresie pandemicznym doprowadziły do eksplozji stawek kontenerowych, tak i tym razem egipska droga morska (a raczej jej geograficzne okolice) spędza sen z powiek armatorom.
Od grudnia trwa kryzys na wodach wokół Jemenu, które przez Cieśninę Bab al-Mandab są wrotami na Morze Czerwone, prowadzące do Kanału Sueskiego. Egipski kanał to najkrótsza droga wodna do Europy z Azji. Przepływa nią ok. 12 proc. handlu światowego i 30 proc. wolumenu kontenerowego na świecie.
W dalszej części artykułu przeczytasz:
- co dzieje się w Kanale Panamskim
- dlaczego stawki kontenerowe będą jeszcze rosły
- kiedy można się spodziewać uspokojenia wzrostów stawek
Jemeńscy bojownicy Huti, w ramach wsparcia dla Strefy Gazy w jej wojnie z Izraelem, początkowo zaczęli ostrzeliwać izraelskie statki, następnie wszystkie jednostki płynące do państwa żydowskiego. Większość globalnych armatorów zdecydowała się w połowie grudnia zawiesić żeglugę niebezpiecznymi wodami wybierając drogę na około Afryki. Droga ta wydłuża rejs z Azji do portów północnoeuropejskich o 10 dni, do portów śródziemnomorskich zaś o dwa tygodnie.
Stany Zjednoczone dość szybko zareagowały na problemy globalnej żeglugi w okolicach Kanału Sueskiego wysyłając jednostki marynarki na ten obszar. Nie zmniejszyło to napięcia i niebezpieczeństw w regionie i wiodący armatorzy jak Maersk, Hapag Lloyd, MSC oraz kilkanaście innych firm żeglugowych zawiesiło do odwołania korzystanie z Kanału Sueskiego.
Jak pokazują statystyki, w pierwszym tygodniu stycznia egipską drogą wodną przepływały średnio 53 statki w porównaniu do 77 w analogicznym okresie 2023 r.
Eksplozja stawek
W rezultacie perturbacji na Morzu Czerwonym wzrost stawek w ostatnich tygodniach jest oszałamiający. O ile na początku konfliktu w Gazie w połowie października globalny indeks kontenerowy Freightos Baltic Index wynosił 1073 dolary za kontener 40-stopowy, a na początku grudnia – 1179 dolarów, tak pod koniec tego miesiąca było to już 1341 dolarów. W styczniu tempo wcale nie zwolniło. Ostatni odczyt z 5 stycznia wynosi już 2519 dolarów!
Jeszcze bardziej szalone są wzrosty stawek na trasach najbardziej dotkniętych przez konflikt na Morzu Czerwonym – czyli tych między Azją a Europą. Indeks dot. trasy między Azją a Europą Północną wynoszący 1243 dolary jeszcze 1 grudnia 2023 r., w ostatnim odczycie znalazł się na poziomie 4391 dolarów. Podobnie zachowały się stawki dot. transportu do portów śródziemnomorskich – z 1670 dolarów na początku grudnia skoczyły do obecnie 5168 dolarów.
Choć niewątpliwie kryzys na Morzu Czerwonym był tym czynnikiem, który dał najmocniejszy impuls do skoku cen, to jednak jest jednym z kilku, które nałożyły się na siebie w jednym czasie, potęgując nawzajem swój efekt.
Unia kasuje
Od 1 stycznia br. transport morski został objęty unijnym systemem handlu emisjami CO2 (tzw. ETS – Emissions Trading System). System zakłada m.in., że od 2024 r. opłaty będą naliczane za 40 proc. mierzonych emisji, od 2025 r. za 70 proc., a rok później – w 100 proc.
Większość firm żeglugowych już w październiku ogłosiła wprowadzenie dodatkowych dopłat w związku z nowym unijnym prawem. Niemiecki Hapag Lloyd ogłosił, że będzie pobierał dodatkowe 12 euro za TEU (kontener 20-stopowy) przewożone z Azji do Europy. Francuski CMA CGM nalicza dodatkowe 25 EUR za TEU na tej trasie, a Maersk nawet 70 euro za TEU. Co więcej, dopłaty te mają być aktualizowane (najczęściej kwartalnie).
W listopadzie fracht morski i globalne łańcuchy dostaw nawiedziła kolejna plaga. Podobnie jak szlak prowadzący do Suezu, tak i druga słynna droga śródlądowa jaką jest Kanał Panamski, też boryka się ze spadkami wolumenów.
Susza uderza w morze
O ile dostęp do Kanału Sueskiego ograniczony jest przez czynnik ludzki, Kanał Panamski ponosi konsekwencje dotkliwej suszy, jaka nawiedziła region. W związku z niskim poziomem wody zarząd Kanału Panamskiego w ostatnim miesiącach obniżył dopuszczalne zanurzenie statków korzystających z tej drogi z 14,9 m do 13,4 m. Równocześnie zmniejszono liczbę statków dopuszczonych do kanału do 24 dziennie (z 34-38 w normalnych warunkach). Planowano nawet zmniejszenie tej liczby do 18 w lutym, aczkolwiek w połowie grudnia ogłoszono, iż uda się utrzymać poziom 24 statków na dobę.
Warto jednak podkreślić, iż tzw. suchy okres w tym regionie świata trwać będzie przynajmniej do marca, a duże deszcze spodziewane są dopiero w maju.
W celu zmniejszenia wpływu ograniczenia przepustowości kanału na łańcuchy dostaw uruchomiono “most lądowy” łączący porty na atlantyckim i pacyficznym wybrzeżu Panamy. Statki, które nie załapią się na rejs kanałem, będą wyładowywały swoje kontenery w porcie Balboa na Oceanie Spokojnym i Manzanillo po wschodniej stronie kraju, a 80-kilometrowy dystans między nimi będzie obsługiwany koleją. Na taką opcję zdecydował się m.in. Maersk.
Choć nie tak istotny jak Sueski, Kanał Panamski obsługuje ok. 5-6 proc. wolumenów w światowym handlu morskim (a handel morski to ponad 90 proc. globalnej wymiany) i ok. 46 proc. kontenerów płynących z Azji na Wschodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych.
Jak podaje portal The Loadstar, w listopadzie ograniczenia te sprawiły, iż liczba statków o ładowności 10-14 tys. TEU spadła w Kanale Panamskim aż o 29 proc. rok do roku. Efekt widać porównując przeładunki w portach w Stanach Zjednoczonych. O ile te na zachodnim wybrzeżu w listopadzie ub.r. zanotowały wzrosty rzędu 25 proc. rok do roku, tak te na wschodzie kraju mogły się pochwalić ledwie 8 proc. wzrostem.
O ile armatorzy pływający z Azji do Europy mają zagwozdkę czy ryzykować i płynąć przez Kanał Sueski czy wybrać dłuższą, bardziej kosztowną ale bezpieczniejszą opcję wokół Przylądka Dobrej Nadziei, to twardszy orzech do zgryzienia mają firmy żeglugowe obsługujące trasę z Azji do Wschodniego Wybrzeża USA. Czy płynąć przez Kanał Panamski (biorąc pod uwagę zatory) czy płynąć w kierunku Kanału Sueskiego (i ryzykować, że ostatecznie trzeba będzie płynąć wokół Afryki)….
Plagi w sezonie szczytowym
A wszystkie te powyższe perturbacje zachodzą w jednym z najgorętszych okresów dla łańcuchów dostaw – w tygodniach poprzedzających Chiński Nowy Rok. W 2024 r. święto to wypada 10 lutego. To okres wzmożonych zakupów – odpowiednik naszego okresu przed Bożym Narodzeniem.
A dłuższe rejsy do Europy i potencjalne zatory w europejskich portach oznaczają, iż kontenery, jakże niezbędne w okresie szczytowym, będą dłużej wracały do Azji. Wiele z tych, które powinny już wracać, jeszcze nie dopłynęło do portu docelowego.
„W Chinach jesteśmy obecnie świadkiem swego rodzaju paniki odnośnie dostępnych mocy przewozowych” – powiedział w comiesięcznym komentarzu rynkowym firmy konsultingowej Drewry Philipp Damas, head of supply chain advisors w firmie.
„Najbliższe kilka tygodni aż do Chińskiego Nowego Roku będzie bardzo trudne dla armatorów i frachtu” – twierdzi Damas.
Jego zdaniem należy oczekiwać kolejek do portów, zatorów w samych portach, braku sprzętu (kontenerów i statków), – co „w istotny sposób uderzy w łańcuchy dostaw”. Niewykluczone, że wiele firm żeglugowych będzie musiało wysłać na morza dodatkowe statki, by podołać popytowi.
Będzie taniej….ale tylko trochę
Philippe Damas uważa jednak, iż globalna logistyka wyjdzie z tego testu obronną ręką. Co więcej przekonuje, że sytuacja cenowa uspokoi się za kilka tygodni.
„W Drewry sądzimy, iż armatorzy mają wystarczająco ‘capacity’, by realizować rejsy dookoła Afryki, a ceny spotowe spadną ponownie po Chińskim Nowym Roku” – konkluduje Damas.
Podobnie twierdzi cytowany przez portal The Loadstar Chris Higgins, commercial director w AFS Global. Jego zdaniem po świątecznym boomie będzie można spodziewać się obniżki stawek. Ekspert sądzi, iż obecnie znajdujemy się w szczytowym okresie wzrostu stawek.
Niemniej jednak Chris Higgins nie jest przekonany, iż spadki te będą wyraźne.
„Im dłużej statki muszą pływać wokół Przylądka (Dobrej Nadziei – przyp. red.) i im dłużej armatorzy mają większe koszty, tym dłużej ten szczyt stawkowy, albo poziom wyższy od rzeczywistego poziomu rynkowego, będzie się utrzymywał” – twierdzi.