TransInfo

Fot. Pixabay/jotoler

Rozgrzany do czerwoności polski przemysł nieco się ostudził. Jednak przewoźnicy i tak będą mieć pełne ręce roboty

Polski sektor wytwórczy nadal pracuje na pełnych obrotach, bo mimo lekkiego spadku indeks PMI był drugim najwyższym w historii – wynika z analizy IHS Markit. Rozkręca się za to gospodarka niemiecka. Oznacza to, iż polscy przewoźnicy z ich mocną w Europie pozycją będą cały czas mieli sporo roboty i na polskim, i na zachodnim podwórku.

Ten artykuł przeczytasz w 7 minut

Po osiągnięciu w czerwcu rekordowego poziomu w historii, w lipcu indeks PMI polskiego sektora wytwórczego nieco zwolnił. Osiągnął 57,6 pkt w porównaniu do czerwcowych 59,4 pkt. Pomimo spadku miesiąc do miesiąca, lipcowy wynik nadal jest drugim najwyższym w historii. I nadal znajduje się wyraźnie powyżej bariery 50 pkt, oznaczającej wzrost gospodarczy. Ten trend zwyżkowy utrzymuje się w polskim przemyśle już od 13 miesięcy.

W lipcu ponownie wzrosła liczba nowych zamówień (to już ósmy miesiąc wzrostu z rzędu) co przełożyło się także na wzrost produkcji przemysłowej. Ta zaś urosła szósty miesiąc z rzędu.

Co ciekawe,o ile w poprzednich miesiącach nowe zamówienia nakręcane były przede wszystkim przez popyt z zagranicy, tak w lipcu tempo napływu zleceń eksportowych było najniższe od początku roku (nadal jednak wysokie). A to oznacza, że w coraz większym stopniu popyt na towary generuje rynek krajowy.

Nadal jednak wzrost nowych zamówień jest wyższy niż tempo ekspansji produkcji. Już dziesiąty miesiąc z rzędu skutkuje to zwiększeniem zaległości produkcyjnych. W efekcie, firmy kolejny już miesiąc musiały sięgać po zgromadzone zapasy wyrobów gotowych, aby sprostać popytowi na ich produkty.

Przewoźnicy nie będą więc narzekali na brak zleceń – zarówno przy rozwożeniu gotowych produktów, jak i przy dostawach surowców i środków produkcji. I to zarówno w kraju, jak i na trasach zagranicznych.

Topniejące zapasy sprawiły bowiem, iż zwiększyła się znacznie aktywność zakupowa producentów, którzy starają się odbudować stan w magazynach składając kolejne zamówienia. Polscy producenci optymistycznie patrzą w przyszłość, licząc na dalszy wysoki popytu na ich towary. Gromadzone zapasy mają pomóc sprostać temu wyzwaniu.

Jednak mimo ogólnych pozytywnych oczekiwań co do przyszłości, ze względu na problemy z dostawami, poziom optymizmu jest najniższy od trzech miesięcy. Wynika to głównie z ciągłych problemów z dostępnością półproduktów i środków produkcji. Czas dostaw wydłużył się bowiem w rekordowym tempie – wskaźnik ten rósł osiemnasty miesiąc z rzędu. Wynika to z ogólnych problemów łańcuchów dostaw, a przede wszystkim z braku kontenerów i z opóźnień w dostawach w transporcie morskim.

Indeks PMI dla przemysłu w Polsce

Styczeń Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec
2020 r. 47,4 48,2 42,4 31,9 40,6 47,2 52,8
2021 r. 51,9 53,4 54,3 53,7 57,2 59,4 57,6

Źródło: IHS Markit

Niemcy nabierają rozpędu

O ile tempo wzrostu sektora produkcyjnego w Polsce wyhamowało nieco w lipcu, tak niemiecki przemysł zaczął ponownie przyspieszać. Po załamaniu tendencji wzrostowej w maju, od dwóch miesięcy ponownie sektor wytwórczy nad Renem zwyżkuje. Lipcowy poziom 65,9 pkt (po 65,1 pkt w czerwcu) był trzecim najwyższym w historii (po marcu i kwietniu br.).

Wzrost nowych zamówień także był bardzo dynamiczny – trzeci najwyższy w historii. To zaś, przy niższym niż w czerwcu poziomie produkcji, doprowadziło do prawie rekordowego poziomu zaległości produkcyjnych. Podobnie jak w przypadku Polski, nowe zamówienia rosły pomimo osłabienia tempa wzrostu zamówień eksportowych, które znalazły się na najniższym od pięciu miesięcy poziomie. Niemniej jednak popyt na niemieckie towary z Azji nadal jest wysoki.

Niemiecka gospodarka także boryka się z problemem dostaw środków produkcji i podzespołów. Tempo wzrostu zaległości produkcyjnych było w związku z tym drugie najwyższe w historii. Równocześnie w szybkim tempie znikały zapasy, którymi producenci ratowali niedobory produkcji. Pozytywnym sygnałem w lipcu był jednak fakt, iż spadek zapasów znajdował się na najniższym od ponad roku poziomie.

Dobrym sygnałem jest za to, iż czas oczekiwania na dostawy środków produkcji był najniższy od pięciu miesięcy, co wskazywałoby na pewne odciążenie łańcuchów dostaw. Niemniej jednak rosnące ceny transportu nadal przyczyniają się do wzrostu kosztów producentów – ich poziom osiągnął rekordowy w historii poziom już drugi raz w ciągu trzech miesięcy.

Oczekiwania niemieckiego sektora produkcyjnego nadal są pozytywne, chociaż poziom optymizmu znajduje się na najniższym w bieżącym roku poziomie.

Z tego niemieckiego optymizmu i wzrostu produkcji korzystać powinni polscy przewoźnicy posiadający silną pozycję na rynku transportowym na zachód od Odry. Dość powiedzieć, iż w I półroczu 2021 r. polskie trucki miały ponad 17 proc. udział w niemieckim ruchu ciężarowym.

Lekki wiatr w twarz strefy euro

Dobrym sygnałem dla polskiej gospodarki i sektora transportowego jest także sytuacja w krajach strefy euro. Odczyt indeksu PMI wyniósł dla niej w lipcu 62,8 pkt, czyli trochę poniżej czerwcowego 63,4 pkt. Jak podkreślają analitycy z IHS Markit, strefa euro już od lipca 2020 konsekwentnie zalicza kolejny miesiąc ekspansji gospodarczej (indeks powyżej 50 pkt).

Poza Niemcami, gdzie indeks PMI dla przemysłu znajdował się na wzrostowej trajektorii, inne kraje unijne zaliczyły w lipcu spadek tempa rozwoju produkcji przemysłowej. Najwyższy w Europie odczyt indeksu zanotowano w Niderlandach (67,4 pkt wobec 68,8 pkt w czerwcu), tam jednak był to najniższy od trzech miesięcy poziom. Pomimo spowolnienia tempa ekspansji, wysoki poziom indeksu notowany był w Austrii (63,9 pkt wobec 67 pkt), we Włoszech (60,3 pkt wobec 62,2 pkt) czy Hiszpanii (59 pkt wobec 60,4 pkt). Nawet tradycyjnie najwolniej rozwijająca się w tym gronie Grecja zanotowała odczyt na poziomie 57,4 pkt, co, mimo spadku tempa wzrostu, nadal świadczy o zdrowym tempie ekspansji.

Widoczne w Polsce i Niemczech tendencje są powszechne w strefie euro. Tempo ekspansji nowych zamówień, choć najniższe od pięciu miesięcy, nadal znajduje się na wysokim poziomie. Za zamówieniami nie nadąża produkcja. Firmy w strefie euro reagowały więc wzrostem zatrudnienia, którego tempo osiągnęło najwyższy w historii poziom.

Będzie dobrze…aż za dobrze

Producenci ze strefy euro oraz Polski optymistycznie patrzą na najbliższe 12 miesięcy, licząc na dalsze odbicie światowej gospodarki i zmniejszanie wpływu pandemii i towarzyszących jej obostrzeń na życie gospodarcze. To świetna wiadomość zarówno dla polskiego przemysłu, jak i polskiego sektora transportowego. Rodzimy przemysł, ściśle powiązany z unijną, a przede wszystkim niemiecką, gospodarką, może liczyć na zamówienia tak długo, jak za Odrą będą rosły produkcja i konsumpcja. Analogicznie, polscy przewoźnicy liczyć mogą na moc zleceń zarówno w kraju, jak i za granicą.

Problemem raczej nie będzie brak pracy, lecz jej nadmiar, któremu ciężko może być podołać. Tak jak przemysł w Polsce i w całej strefie euro dynamicznie zwiększa zatrudnienie by podołać zamówieniom, tak i firmy transportowe będą musiały sięgać do rezerwuaru siły roboczej. Problemem jednak w obu przypadkach jest coraz mniejsza dostępność pracowników. W sektorze transportowym dodatkowo dochodzi problem z czasem oczekiwania na nowy tabor – u większości wiodących producentów ciężarówek wynosi on już wyraźnie ponad pół roku. Niedobór kierowców i mocy przewozowych oznacza zaś, iż atuty znajdą się po stronie przewoźników i to oni zaczną dyktować ceny. Do rosnących w rekordowym tempie cen produktów dołożyć więc będzie trzeba rosnące koszty transportu.

 

Tagi