Fot. MAN Truck & Bus

Co uratuje europejską gospodarkę? Na pewno nie przemysł – twierdzi ekspert

Jeszcze poczekamy na odbicie w europejskim przemyśle. Drugi kwartał br. zaczął się mało pomyślnie zarówno w strefie euro, jak i w Polsce. W naszym kraju takich spadków i negatywnych sekwencji nie pamiętają najstarsi górale.

Ten artykuł przeczytasz w 10 minut

Europejski przemysł nie może wygrzebać się z trwającego już blisko dwa lata dołka. Indeks PMI dla strefy Euro spadł do poziomu 45,7 pkt. z marcowych 46,1 pkt. Najnowszy wynik jest najgorszym od 4 miesięcy i oznacza pogorszenie się warunków prowadzenia działalności wytwórczej. Warto podkreślić, iż indeks znalazł się poniżej neutralnego poziomu 50 pkt już 22 miesiąc z rzędu.

W dalszej części artykułu przeczytasz:

  • które państwa w strefie euro cieszą się wzrostem przemysłu
  • jak wygląda najnowszy odczyt indeksu PMI dla Polski
  • jakie są rokowania na odbicie w sektorze przemysłowym

– Co uratuje gospodarkę strefy euro? Choć jest to trudne pytanie, jedno jest pewne: na pewno nie będzie to sektor produkcyjny – powiedział Dr Cyrus de la Rubia, główny ekonomista  w Hamburg Commercial Bank.

Pierwszy miesiąc drugiego kwartału nie przyniósł jeszcze długo wyczekiwanej poprawy w przemyśle. Produkcja spadła najwolniej od ponad roku, co niewątpliwie jest pozytywnym sygnałem. Niemniej jednak doskonale obrazuje to stan sektora wytwórczego w strefie euro i w większości państw europejskich. Gdy nie można liczyć na wzrosty, to cieszyć się musimy słabnącymi spadkami.

Powodów do radości nie ma jednak za wiele, bo mimo osłabienia spadków produkcji bieżącej, w przypadku nowych zamówień byliśmy w kwietniu świadkami spadków większych, niż w poprzednich miesiącach bieżącego roku. Szczególnie mocno spadały zamówienia eksportowe w poszczególnych krajach.

Wraz z mocniejszym spadkiem nowych zamówień widzimy też spadek aktywności zakupowej producentów. Co sprawia, iż producenci sięgają do nagromadzonych jeszcze w czasach boomu zapasów magazynowych – te topniały mocniej niż średnia z ostatnich 15-miesięcy, od kiedy jesteśmy świadkami uszczuplania zasobów w magazynach. Jak podkreśla dr de la Rubia, „nie widać sygnałów odbicia w tym cyklu inwentaryzacji”.

Skrócił się przeciętny czas oczekiwania na dostawy, co choć jest pozytywnym zjawiskiem z punktu widzenia prowadzących produkcję, wynika jednak z faktu, iż popyt na towary i środki produkcji jest na niskim poziomie.

Koszty operacyjne producentów znowu spadły, aczkolwiek minimalnie i najmniej od roku. Przekłada się to na spadek cen produktów końcowych – już dwunasty miesiąc z rzędu.

Trwająca już blisko dwa lata negatywna tendencja w europejskim przemyśle przekłada się też na zatrudnienie. Według deklaracji firm producenckich nadal będą zwalniały pracowników, aczkolwiek tendencja ta wyhamowuje.

Nastroje biznesowe wśród producentów się poprawiły drugi miesiąc z rzędu i znajdują się na najwyższym poziomie od lutego 2022 r.

Odwrócone role

Podobnie jak w ostatnich kilku miesiącach, najlepiej radzi sobie przemysł w krajach Europy Południowej. Jest to odmiana w stosunku do ostatniej dekady, a nawet dwóch, kiedy to kraje te raczej znajdowały się w ogonie wzrostu gospodarczego w Europie. Dziś to one znajdują się w czołówce peletonu, a państwa, które kilkanaście lat temu rugały je za błędną politykę gospodarczą, dziś same najmocniej odczuwają spowolnienie.

Wzrost aktywności przemysłowej (wynik indeksu powyżej 50 pkt.) odnotowano w kwietniu w przypadku Grecji (55,2 pkt) i Hiszpanii (52,2 pkt). Grecja złapała jednak zadyszkę – jej wynik jest najsłabszym od 3 miesięcy. Z kolei Hiszpania mogła się pochwalić najlepszym rezultatem od 22 miesięcy.

Honoru północnej części kontynentu broniły Niderlandy. Ich wynik 51,3 pkt był najlepszym od 20 miesięcy.

Jednak te trzy kraje nie były w stanie przechylić szali całej strefy euro w stronę wzrostu. Nadal mało obiecująco wygląda sytuacja w Niemczech (ledwie 42,5 pkt.). Podobnie zdecydowanie poniżej 50 pkt znajdują się inne duże gospodarki europejskie – Francja (45,3 pkt.) oraz Włochy (47,3 pkt.).

Niemieckich bolączek ciąg dalszy

Warto przyjrzeć się bliżej kondycji sektora przemysłowego w Niemczech. To nie tylko największa gospodarka strefy euro i całej Europy, ale także główny partner handlowy naszego kraju. Niemcy odpowiadają za 28 proc. polskiego eksportu i ok. 20 proc. importu. To też najważniejszy kierunek dla polskiego transportu stanowiący ok. 40 proc. przewozów międzynarodowych polskich przewoźników.

W kwietniu odczyt indeksu PMI dla niemieckiego przemysłu nieco odbił w stosunku do marca – wyniósł 42,5 pkt. (wzrost z 41,9 pkt miesiąc wcześniej). Niemniej jednak do neutralnego punktu 50 pkt. jeszcze bardzo daleka droga. Indeks znajduje się także poniżej poziomu 44 pkt. oznaczającego stagnację.

Kwietniowa poprawa wynikała głównie z wolniejszego spadku produkcji. Pogłębił się jednak kryzys w nowych zamówieniach – był on najmocniejszy od listopada ub.r. Główną przyczyną tego stanu rzeczy był wysoki poziom zapasów u klientów oraz ogólny brak popytu, zwłaszcza w dziedzinie dóbr inwestycyjnych.

Ciekawe jednak, że spadek w segmencie nowych zamówień dóbr na eksport był najniższy od roku. To potencjalnie dobra wiadomość dla polskich przewoźników, gdyż to oni w dużej mierze obsługują trasy z Niemiec do Polski, a także mają mocną pozycję w przewozach cross-trade między Niemcami, a innymi krajami ościennymi.

W Niemczech widoczne są jednak podobne tendencje, jak w przypadku strefy euro. Mniejsza aktywność zakupowa producentów, korzystanie przez nich z zapasów, skrócony czas oczekiwania na dostawy a także spadek kosztów produkcji i cen końcowych – to dzisiejsza rzeczywistość w przemyśle.

Warto podkreślić, iż w kwietniu spadek cen środków produkcji był najsłabszy od 14 miesięcy (z powodu wzrostu kosztów zakupu niektórych produktów chemicznych i metali), podczas gdy ceny końcowe spadły najmocniej od września 2009 r.

Co do oczekiwań na najbliższe 12 miesięcy już drugi miesiąc z rzędu rośnie optymizm niemieckich producentów. Jest on najwyższy od kwietnia 2023 r.

Niemcy tracą atuty

Dr de la Rubia już nie jest takim optymistą. Podkreśla, że nowe zamówienia w Niemczech spadają mocniej niż średnio w strefie euro. Co więcej, eksportowi z Niemiec nie pomaga wolniejszy wzrost gospodarczy w Chinach. Dodatkowo jeszcze, Państwo Środka wyrasta na poważnego konkurenta dla Niemiec w dziedzinach, w których wcześniej nasi sąsiedzi byli globalnym hegemonem, jak sektor automotive lub produktów mechanicznych.

Niemniej jednak ekspert uważa, iż „jest możliwym, że przemysł (niemiecki – przyp. red.) powróci do wzrostu w drugiej połowie roku, przede wszystkim z powodu lepszej koniunktury na rynkach globalnych”.

Polskie tąpnięcie

Niemiła niespodzianka czekała nas na krajowym podwórku. Kwiecień przyniósł ponad 2 pkt. spadek indeksu PMI dla polskiego przemysłu. O ile w marcu wskaźnik ten znajdował się na poziomie 48 pkt. i na horyzoncie majaczył już próg 50 pkt., symbolizujący wzrost aktywności przemysłowej, tak rzeczywistość okazała się brutalna. Indeks spadł do 45,9 pkt. Kwietniowy spadek był najgłębszym od lipca 2022 r.

To już 24 miesiąc z rzędu z wynikiem poniżej 50 pkt., co stanowi najdłuższą sekwencję od 1998 r. gdy rozpoczęto badania indeksu PMI dla naszego kraju.

Pogorszyły się cztery z pięciu subindeksów – nowych zamówień, zatrudnienia, czasu dostaw oraz zapasów. Jedynie produkcja utrzymała się na poziomie z poprzedniego miesiąca.

Nowe zamówienia jednak spadły 26 miesiąc z rzędu, co jest najdłuższym spadkiem w historii. Dodatkowo spadek w kwietniu był najmocniejszym w bieżącym roku. Słabo wyglądały zamówienia zarówno z kraju jak i z pogrążonych w recesji najważniejszych rynków zagranicznych – przede wszystkim Niemiec, ale też Francji i  Włoch.

Wskaźnik zatrudnienia w przemyśle spada już od 23 miesięcy – najdłużej od 20 lat (!). Tempo to w kwietniu było najszybsze od pięciu miesięcy.

Podobnie jak i w strefie euro spadała aktywność zakupowa producentów, a w konsekwencji tego także poziom zapasów. Spadają również ceny.

Polscy producenci zachowali optymizm w odniesieniu do prawdopodobieństwa wzrostu produkcji w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Liczą zwłaszcza na poprawę warunków rynkowych i wzrost eksportu. Oczekiwania dotyczące wzrostu były jednak najsłabsze od sześciu miesięcy.

– Chociaż kwietniowe dane z Polski są ogólnie słabsze, wstępne dane ze strefy euro dały promyk nadziei, że popyt z rynków europejskich może wkrótce wzrosnąć, ponieważ ogólna produkcja wzrosła drugi miesiąc z rzędu, a Niemcy powróciły do wzrostu – twierdzi Trevor Balchin, dyrektor ekonomiczny S&P Global Market Intelligence.

Odbicie raczej w II połowie roku

Jednak nadzieje na odbicie w Polsce i w Europie trzeba raczej odłożyć na II połowę roku.

Jak mówi dr de la Rubia, obecna sytuacja w sektorze przemysłowym – z niskim poziomem zamówień i mniejszą aktywnością zakupową – sygnalizuje, iż jakiekolwiek odbicie trzeba odłożyć w czasie, przynajmniej do okresu letniego.

Ekspert Hamburg Commercial Bank podkreśla, iż jakiekolwiek odbicie gospodarcze przeważnie zaczyna się od pozytywnych sygnałów w segmencie dóbr kapitałowych.

– Dobra te miały jednak trudny okres w kwietniu jako, że spadek popytu na nie przyspieszył w trzech największych krajach strefy euro – twierdzi dr de la Rubia.

Choć z drugiej strony dr de la Rubia ma nadzieję, iż korzystna sytuacja w globalnej gospodarce przełoży się i na strefę euro i pozwoli maruderom jak Niemcy, Francja i Włochy dołączyć do liderów europejskich.

Tagi