Mimo pandemii Polska Agencja Inwestycji i Handlu obsłużyła w 2020 roku inwestycje zagraniczne o większej wartości niż rok wcześniej. Czy to zapowiedź przenoszenia do Polski zakładów produkcyjnych w następstwie pandemicznego chaosu w dostawach z Azji?
Polska Agencja Inwestycji i Handlu (PAIH) podsumowała ubiegły rok, który, pomimo pandemii, był bardzo udany pod kątem inwestycji zagranicznych w Polsce. Agencja obsłużyła blisko 200 inwestycji o łącznej wartości 8,5 mld euro. Wartość projektów była prawie 10 proc. wyższa od tej z 2019 r.
Największymi inwestorami w 2020 r. były firmy ze Stanów Zjednoczonych i Korei Południowej.
Najwięcej projektów dotyczyło branży nowoczesnych usług dla biznesu (44), elektromobilności (18) i branż motoryzacyjnej oraz R&D (po 15).
Na przekór trendom
Grażyna Ciurzyńska, p.o. prezesa PAIH, zacytowała dane firmy monitorującej inwestycje zagraniczne fDi Markets, według których, Polska w pierwszych trzech kwartałach była trzecią preferowaną lokalizacją dla inwestycji zagranicznych w Europie (za Wielką Brytanią i Niemcami). W okresie pierwszych dziewięciu miesięcy roku w Polsce zaś powstało ponad 300 projektów typu greenfield. Jeśli chodzi o zakończone projekty, to w 2020 r. takich przedsięwzięć było w Polsce 58 (w porównaniu do 56 w 2019 r.) o łącznej wartości 2,7 mld euro.
Co ciekawe, jak podkreśla PAIH, najbardziej intensywnym pod względem rozmów z inwestorami zagranicznymi był ostatni kwartał 2020 r., a efekty tych działań będą widoczne już w pierwszym kwartale nowego roku. Wskazuje to na fakt, iż druga fala pandemii i lockdown wcale nie zaszkodził zainteresowaniu inwestorów Polską. A nawet przeciwnie, może właśnie pandemia to zainteresowanie wzmogła.
Pozytywny rozwój inwestycji zagranicznych w Polsce idzie na przekór trendom globalnym. Według UNCTAD, globalne przepływy inwestycji zagranicznych spadły w 2020 r. o 42 proc. W Stanach Zjednoczonych spadek wyniósł 49 proc., w Europie inwestycje zaczęły odpływać, jedynie Chiny zanotowały skromny bo skromny, ale wzrost o 4 proc. rok do roku.
Eksport też zyskuje
Inwestycje w Polsce to jedno. Drugie to potencjał eksportowy polskich przedsiębiorstw. W 2020 roku PAIH obsłużyła ponad 20 tysięcy zapytań od przedsiębiorców i wsparła prawie 270 kontraktów eksportowych.
„Widzimy, że nasi eksporterzy wykorzystują możliwości spowodowane przerwanymi łańcuchami dostaw” – komentuje Łukasz Grabowski z Centrum Eksportu PAIH.
W 2020 roku najpopularniejszymi kierunkami ekspansji polskich eksporterów okazały się Stany Zjednoczone, Kazachstan, Niemcy, Izrael i Wielka Brytania.
Źródło: PAIH
Konsekwencje chaosu
Zarówno zwiększone zainteresowanie Polską jako lokalizacją pod inwestycje, jak i wzmożona aktywność polskich eksporterów są odzwierciedleniem trendu, który został przyspieszony przez pandemię COVID-19. Przez ostatnie ponad dwadzieścia lat firmy z Europy i Ameryki Północnej masowo przenosiły produkcję do dysponujących nieograniczonym rezerwuarem taniej siły roboczej Chin, które stały się „fabryką świata”. Jednak w ostatnich latach rosnące zarobki w Chinach oraz postępująca amerykańsko-chińska rywalizacja spowodowały, iż wiele korporacji (zwłaszcza amerykańskich) zaczęło przenosić się do innych krajów azjatyckich. Przykładowo do Wietnamu czy, w przypadku przemysłu tekstylnego, do Bangladeszu, a także do Meksyku i innych państw Ameryki Środkowej.
Trend ten w mniejszym stopniu dotyczył przedsiębiorstw europejskich. Rok 2020 to jednak zmienił. Pandemia w Chinach wstrzymała w pierwszych miesiącach roku jakiekolwiek dostawy do Europy i Ameryki. A gdy ładunki wyruszyły wreszcie w podróż do „pierwszego świata” nastąpiło spiętrzenie zaległych transportów oraz bieżącego popytu w następstwie post-pandemicznego otwarcia gospodarek Zachodu. Dalsza część historii jest powszechnie znana. Brakowało kontenerów, w portach utworzyły się zatory, a stawki za kontenery osiągnęły astronomiczne poziomy (indeks WCI Drewry w ciągu roku wzrósł o 194 proc.!!). Do tego doszedł wydłużony czas dostaw zarówno morzem jak i koleją z Azji, no i praktycznie nieistniejący, a jeśli już to chorobliwie drogi, transport lotniczy.
Wielu przedsiębiorców zaopatrujących się u chińskich dostawców nie może sobie pozwolić ani na takie opóźnienia w dostawie towarów, ani na istniejące stawki, które powodują, iż import z Chin przestaje być opłacalny. Astronomiczne ceny to jedno, ale jaką gwarancję mają dostawcy, iż lockdown w Chinach się nie powtórzy?
W efekcie firmy zaczynają rozglądać się za bliższymi geograficznie dostawcami komponentów i półproduktów, którzy są w stanie dostarczyć towar szybko i na czas, nawet jeśli nie będzie to taniej. Jak podkreśla PAIH, polskie przedsiębiorstwa mogą zyskać na tym zjawisku nearshoringu. Firmy rezygnują z outsourcingu tych najbardziej zaawansowanych i kluczowych dla stabilności biznesu funkcji do krajów azjatyckich, na rzecz lokowania ich w stabilniejszych regionach. Taką rolę od lat pełni Polska dla europejskiego przemysłu motoryzacyjnego – jako wiodący producent części samochodowych.
Polska beneficjentem?
W raporcie o przyszłości łańcuchów dostaw firma analityczna Fitch Solutions przewiduje, iż regionalizacja, a nie jak dotąd globalizacja, będzie hasłem najbliższych lat. Analitycy twierdzą, iż wschodzące gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej będą dużym beneficjentem skrócenia łańcuchów dostaw oraz dywersyfikacji źródeł dostaw zwłaszcza w zakresie dostaw komponentów i półproduktów. Szczególnie dotyczyć to może przemysłu maszynowego, motoryzacyjnego i części zamiennych, a także komponentów dla przemysłu elektronicznego. Region ten, obok Meksyku, Wietnamu i Maroko, powinien przejąć większość przenoszonej z Chin produkcji.
W rankingu państw z Europy i Azji Centralnej które mogą najbardziej skorzystać na zmianach łańcuchów dostaw w tej dziedzinie, Polska została sklasyfikowana przez Fitch Solutions na drugim miejscu. Lepiej od nas w regionie oceniono tylko Czechy. W zestawieniu tym wyprzedzamy resztę państw Europy Środkowo-Wschodniej, z Półwyspu Bałkańskiego oraz byłego ZSRR (w tym Azji Centralnej).
Badanie przeprowadzone przez firmę doradczą BDO wśród średniej wielkości przedsiębiorstw amerykańskich z sektora przemysłowego wykazało, iż 50 proc. ankietowanych firm planuje w tym roku szukać potencjalnych alternatywnych dostawców. Chcą w ten sposób zniwelować opóźnienia spowodowane przez pandemię. Co więcej, Europa wskazana została jako najbardziej stabilne źródło dostaw materiałów i komponentów w długim terminie. Tak wskazało 24 proc. ankietowanych.
Szukanie alternatywy dla Chin
Już w pierwszych miesiącach pandemii Przemysław Piętak, ekspert w zakresie zarządzania łańcuchami dostaw, podkreślał na łamach Trans.INFO, że coraz większą popularność wśród specjalistów zajmujących się strategicznym projektowaniem i optymalizacją łańcuchów dostaw zyskuje koncepcja „Chiny + 1”. Jest to idea tworzenia regionalnych baz dostawców, stanowiących w razie potrzeby realną alternatywę dla Chin. Z racji swojego położenia w pobliżu ośrodków popytu, bazy te są mniej uzależnione od dostępności i cen frachtu międzykontynentalnego.
W Azji, rolę takiego alternatywnego dostawcy coraz częściej przejmuje Wietnam – wskazuje Piętak. Wiele firm ze Stanów Zjednoczonych zaś decyduje się na dostawy z Meksyku. Naturalnie dla Europy Zachodniej takim zapleczem produkcyjnym może być Europa Środkowo-Wschodnia. Obawy o wzrost cen produktów wytwarzanych na Starym Kontynencie nie muszą się ziścić. Chiny bowiem już dawno przestały konkurować siłą roboczą, a średnia zarobków w Państwie Środka już zbliżona jest do polskiej.
Zalety takiej regionalizacji są oczywiste. Po pierwsze, drastycznie ograniczyłyby koszty międzynarodowego frachtu lotniczego lub morskiego. Po drugie, skróciłyby znacznie czas dostawy, w przypadku transportu morskiego i kolejowego. Konsekwencją skróceniu całkowitego czasu dostawy, byłoby znaczne zmniejszenie poziomu zapasów bezpieczeństwa, skoro w każdej chwili i bez większych przeszkód można ściągnąć towar zza „miedzy”, a nie z drugiego końca świata. Mniejsze zapasy przełożyłoby się natomiast na mniejsze zapotrzebowania na powierzchnię magazynową, co dalej zredukowałoby koszty firm.
Chiny całkowicie nie stracą
Oczywiście, ten trend regionalizacji łańcuchów dostaw nie znaczy automatycznie migracji zakładów produkcyjnych z Chin. Wielkie przedsiębiorstwa za dużo zainwestowały w Państwie Środka by móc się stamtąd swobodnie wycofać. Ponadto otwieranie nowych zakładów w innych regionach pociągnęłoby za sobą kolejne koszty. Chiny nie przestaną być główną „fabryką świata”, ale nie będą już najprawdopodobniej jedyną. Romuald Jaworski, ekspert łańcucha dostaw twierdzi, że zapewne do Europy zostanie przeniesiona część produkcji, szczególnie tych najbardziej krytycznych wyrobów. Co do Chin, to mogą stać się ponownie dostawcą produktów prostych (dla klientów europejskich), lub takich, bez których klienci europejscy będą mogli się obejść przez jakiś określony czas.
Dywersyfikacja łańcucha dostaw nie musi też oznaczać rezygnacji z importu od chińskich dostawców. Może też oznaczać dywersyfikację tras dostaw z Państwa Środka. W ostatnich latach skokowo rośnie wolumen towarów przewożonych koleją z Chin, na tzw. Nowym Jedwabnym Szlaku.
Jak nie fabryki, to hub
Podobnie jak w przypadku przenoszenia produkcji z Chin, tak i w przypadku dywersyfikacji tras z Azji, Polska może być dużym ich beneficjentem.
„Nasze położenie geograficzne, wielkość rynku krajowego, członkostwo w UE oraz już istniejące połączenia kolejowe z Chinami predysponują nasz kraj do roli hubu logistycznego przynajmniej dla Europy Wschodniej” – podkreśla Jaworski na łamach Trans.INFO.
Może się okazać, iż mimo negatywnych skutków pandemii, na dłuższą metę wiatry historii i gospodarki wreszcie zaczynają wiać nam w plecy, a nie w twarz. Skoro okoliczności zaczynają nam sprzyjać, teraz należy tylko, i aż tylko, zacząć umiejętnie sterować naszą łodzią.
Fot. DHL