Fot. Port Authority of New York and New Jersey

Amerykańskie porty szykują się do megastrajku. W przededniu szczytów świątecznych 

Portom na amerykańskim Wschodnim Wybrzeżu i w Zatoce Meksykańskiej grożą strajki. Związki zawodowe dokerów nadal nie mogą dogadać się z przedstawicielami pracodawców w sprawie nowego kontraktu.

Ten artykuł przeczytasz w 5 minut

Harold J. Daggett, prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Marynarzy Przybrzeżnych (ILA), organizacji reprezentującej ok. 45 tys. pracowników portowych stwierdził, że „jest coraz bardziej prawdopodobne”, że w wielu portach na Wschodnim Wybrzeżu i w Zatoce Meksykańskiej dojdzie do strajku. Jak podkreślił, ILA oraz reprezentujący pracodawców Sojusz Morski Stanów Zjednoczonych (USMX) mają „coraz mniej czasu”, aby zapobiec olbrzymiemu strajkowi, który ma się zacząć w październiku.

ILA reprezentuje pracowników kilkudziesięciu portów na wschodzie Stanów Zjednoczonych oraz w regionie Zatoki Meksykańskiej. Sześć z nich  znajduje się wśród 10 największych portów kraju.

W dalszej części artykułu przeczytasz:

  • jaka jest główna kość niezgody między związkowcami i pracodawcami
  • który ze znanych operatorów logistycznych znalazł się w oku cyklonu
  • jakie mogą być konsekwencje strajku dla globalnych łańcuchów dostaw

Obecnie obowiązujący kontrakt pomiędzy ILA i USMA wygasa 30 września. W czerwcu negocjacje pomiędzy oboma stronami załamały się z powodu zarzutów związkowców, jakoby APM Terminals z grupy Maersk korzystała z technologii automatyzacji w operacjach portowych niezgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. W należącym do duńskiej grupy logistycznej terminalu w Mobile w stanie Alabama miano rzekomo korzystać z zautomatyzowanych bram wjazdowych. ILA nazwała to próbą „cięcia miejsc pracy poprzez automatyzację”.

ILA twierdzi, iż system ten pozwala przyjmować pojazdy bez udziału personelu zrzeszonego w związkach zawodowych. Dodatkowo organizacja pracowników wystosowała zapytanie, czy podobne systemy wykorzystywane są w innych portach.

Perspektywa rozpoczęcia strajku od 1 października spędza sen z powiek armatorom, operatorom portowym, załadowcom i importerom. Strajk przypadłby bowiem na przedświąteczny szczyt sezonu, który cechuje się większym popytem.

Pojawiły się nawet apele do administracji prezydenta Joe Bidena o mediację w rozmowach między obiema stronami, aby zapobiec strajkowi. W podobnej sytuacji w 2023 roku Departament Pracy pomógł wynegocjować porozumienie z dokerami na Zachodnim Wybrzeżu.

Jednak, według doniesień portalu branżowego „Maritime Executive”, ILA nie jest zainteresowana żadną pomocą z zewnątrz w rozmowach z pracodawcami. Daggett podkreślił, iż związkowcy popierają władze związku i są gotowi  do wyjścia na ulicę.

Oprócz walki z automatyzacją w portach, ILA walczy o wzrost wynagrodzeń dla pracowników w nagrodę za ich pracę podczas pandemii COVID-19, kiedy to utrzymano sprawne funkcjonowanie portów mimo trudnej sytuacji sanitarnej oraz nadzwyczajnej aktywności w transporcie morskim.

Jak podkreśla „Maritime Executive”, poprzednie negocjacje w roku 2012 oraz 2018 zakończyły się sukcesem i rezygnacją ze strajków. Ostatni protest w portach pracowników zrzeszonych w ILA miał miejsce w 1977 r.

Potencjalne konsekwencje strajku

Ewentualny strajk dokerów w 36 portach na wschodzie i południu Stanów Zjednoczonych odczuwalny będzie nie tylko w amerykańskiej, ale i globalnej logistyce. Może to  doprowadzić do zatorów we wspomnianych obiektach, w tym w Nowym Jorku i New Jersey. Możliwe jest też przeniesienie części rejsów do portów w innych regionach kraju, co może z kolei doprowadzić do zatorów w przystaniach Zachodniego Wybrzeża.

Zatory oznaczają mniejszą podaż mocy przewozowych na rynku, co z kolei prowadzi do wzrostu stawek. Należy również pamiętać, że ewentualny strajk przypadnie na gorący szczyt sezonu, co dodatkowo może podbić opłaty za przewóz kontenerów. Branża i tak już cierpi z tego powodu. Ostatnie kilka miesięcy przyniosły wzrost stawek kontenerowych w tempie niespotykanym od pandemii. Przyczyniło się do tego kilka czynników. Przede wszystkim konieczność pływania z Azji do Europy dookoła Afryki z powodu kryzysu na Morzu Czerwonym. Rosną również koszty armatorów, a dodatkowo kontenery dłużej wracają do Azj, przez co jest ich mniej na rynku.

Podczas gdy Kanał Sueski jest w dużej mierze omijany przez armatorów, problemy dotykają także drugiej słynnej drogi morskiej – Kanału Panamskiego, który przez wiele miesięcy borykał się z niskim poziomem wody, co znacznie ograniczało jego przepustowość. Dodatkowo w maju doszły sztormy w Azji, co doprowadziło do zatorów w azjatyckich portach i opóźniało powrót kontenerów.

Wszystko to dotyka transport morski w momencie, gdy powoli budzi się popyt w Europie, co samo w sobie pcha ceny w górę.

Tagi